Reklama

Ona jest samotną matką w Polsce i pilotką śmigłowca, on żołnierzem Legii Cudzoziemskiej we Francji. Oboje są życiowymi rozbitkami i ich związek wydaje się nie mieć przyszłości. Ale gdy się spotykają, wybucha uczucie. Czy ono ma sens? Odpowiedzi szukajmy w nowej powieści Gabrieli Gargaś „Luna”. Książka właśnie ukazała się nakładem wydawnictwa Czwarta Strona Kryminału.

Reklama

Luna kocha życie i bierze je garściami. Gdy się śmieje, to świat śmieje się wraz z nią, a gdy kocha, to całą sobą. I choć ściga ją wspomnienie przeszłości, wierzy, że w powietrzu, wypełniając swoją misję, zagłuszy czarne myśli. Daniel też musi być silny, bo od niego często zależy ludzkie życie. Tajemniczy samotnik nie zna strachu, a przy Lunie dowiaduje się, czym jest prawdziwa miłość. Tę parę połączy niezwykle gorący romans, jednak rozdzielą setki kilometrów i mężczyzna, który potrafi walczyć o swoje.

Czy związek Luny i Daniela przetrwa tak ciężką próbę? A może ważne i wielkie uczucie wcale nie musi trwać aż do grobowej deski? Gabriela Gargaś niezwykle odważnie opowiada o emocjach silniejszych niż rozsądek. Sprawdźcie same, od naprawdę „Luny” nie sposób się oderwać.

mat. prasowe

Autorka ma już rzesze fanek, które w ciemno sięgną po jej nową powieść. Autorka dała się poznać czytelniczkom tak świetnymi książkami, jak „W plątaninie uczuć”, „Jutra może nie być”, „Namaluj mi słońce”, „Pośród żółtych płatków róż”, „Droga do domu” czy „Taka jak Ty”. Na stronach tych powieści każda z nas może znaleźć cząstkę siebie. Mało kto potrafi w tak prosty i niepretensjonalny sposób pisać o wielkich uczuciach i namiętnościach, jak Gabriela Gargaś. „Luna" też nie zawiedzie oczekiwań i sprawi, że znów odkryjemy jakąś prawdę o sobie samych.

„Luna”, Gabriela Gargaś. Fragment

Luna nie lubiła planować. To najgorsze, co człowiek może zrobić. Wiedziała, czego oczekiwała od życia, ale chciała realizować marzenia bez jakichkolwiek dalekosiężnych planów. Jeśli jej coś wyjdzie, to będzie się z tego cieszyła, a jeśli nie, to jakoś to przeboleje.

Nie była romantyczna. Romantyzm ją wręcz denerwował. Może dlatego, że wychowywała się z dwoma braćmi, którzy twardo stąpali po ziemi. Ich mama pracowała od rana do wieczora, a tata miał warsztat samochodowy obok domu — i to tam Emilia z rodzeństwem spędzała większość czasu. To tato od małego nazywał ją Luną; mówił, że była jak blask księżyca w bezchmurną noc. I tak się przyjęło. Wszyscy na podwórku, a nawet nauczycielka w szkole, mówili na nią Luna. Emilią była wyłącznie dla mamy.

W domowym zaciszu jej bracia skakali sobie do gardeł, ale kiedy należało, to trzymali razem sztamę i musiała z nimi walczyć, już od najmłodszych lat. Kamil i Grzesiek potrafili ugryźć ją do krwi, wtedy ona wykręcała im ręce, a w robieniu siniaków i kopaniu w piszczele pewnie dostałaby odznaczenie. Potem oczywiście się godzili i byli najwspanialszym rodzeństwem pod słońcem. Bracia skoczyliby za Luną w ogień, ona za nimi też. Kamil był przeciwieństwem Grześka. Bardziej spokojny, zrównoważony, od dziesięciu lat z tą sama dziewczyną. Grzesiek zmieniał panienki jak rękawiczki.

Ich rodzice byli bardzo specyficzni. Luna dorastała w latach osiemdziesiątych i dziewięćdziesiątych, gdy następował w Polsce przełom, który niespecjalnie było widać w stereotypowych polskich rodzinach. Tam wszystko było na pokaz — nawet jeśli małżonkowie darli ze sobą koty, przed znajomymi i krewnymi odgrywali szopki, jak to bardzo się kochają. Czasem wracała do tych czasów myślą i ze smutkiem konstatowała, że teraz jednak jest jeszcze gorzej. Teraz to dopiero ludzie się nienawidzą. Mama powtarzała, że małżeństwo jej i ojca trwa tyle lat, bo się mijają i nie spędzają non stop czasu razem. Dzięki temu mogą od siebie odpocząć i mieć swoje zainteresowania, swoich znajomych i swoje ścieżki — nie tylko te wspólne.

Reklama

Materiał powstał z udziałem wydawnictwa Czwarta Strona Kryminału.

Reklama
Reklama
Reklama