Książki 2022. Oto nasz subiektywny wybór. Zobaczcie, co czytaliśmy w tym roku
„Czytanie książek to najpiękniejsza zabawa, jaką sobie ludzkość wymyśliła”, Wisława Szymborska
Czytelnictwo w Polsce jest takie sobie. Według lipcowych badań Krajowego Instytutu Mediów tylko 44 procent Polaków czyta. Pozostali przez przynajmniej rok nie mieli w ręku ani papierowej książki, ani czytnika. Nie ma jeszcze danych za ten rok, ale w 2021 roku wydawcy przesłali do Biblioteki Narodowej 33 957 tytułów (okazało się, że wydano o blisko trzy tysiące książek więcej niż w poprzednim roku). Zapewne w tym ta liczba jakoś znacząco się nie zmieniła, choć mogę się mylić. Tak czy inaczej spośród tych tysięcy książek kilka zwróciło moją szczególną uwagę. To nie jest ranking od najlepszej do najgorszej lub odwrotnie. Nie jestem recenzentką, żeby mówić: „Tak! To jest świetne! Musicie przeczytać”. To kilka książek, które nie przeszły bez echa. A co Wy z tym zrobicie? Może się skusicie?
Lucy Maud Montgomery, Anne z Zielonych Szczytów, tłum. Anna Bańkowska, wyd. Marginesy
Takiej afery dawno nie wywołała żadna książka. Internet rozgrzał się do czerwoności. Emocje buchały z każdej strony. Co się stało? Ano powstało nowe tłumaczenie kultowej powieści „Ania z Zielonego Wzgórza”. „Anne z Zielonych szczytów”. Tak. Pani Anna Bańkowska, tłumaczka, zmieniła coś, co wydawało się niezmienialne. Przynajmniej w moim mniemaniu. Ania z Zielonego Wzgórza, zawsze miała być Anią z Zielonego Wzgórza a nie jakąś Anne z Zielonych Szczytów. Ale zamiast słać gromy na tłumaczkę i wydawnictwo Marginesy, które się odważyło, postanowiłam przeczytać. I szczerze mówiąc… spodobało mi się. Choć łapię się na tym, że wciąż niepoprawnie myślę o rudowłosej sierocie Ania, a o domu, w którym znalazła szczęście Zielone Wzgórze. To takie romantyczne, jakby powiedziała Anne. Myślę, że jeśli dzisiejsza młodzież miałaby tak jak my starzy zakochać się w Ani/Anne powinna sięgnąć właśnie po to wydanie.
Oksana Zabużko, Planeta Piołun, wyd. Agora
Tak. Zachwycam się okładkami. Niestety raczej nie skuszę się na taką, która mi się nie podoba (choć kilka razy na tym się przejechałam). „Planeta piołun” Oksany Zabużko przyciągnęła mój wzrok prostotą i kolorem. Żółty to kolor radosny, ale książka… no właśnie. To nie jest radosna książka. To zbiór esejów z ostatnich lat napisanych przez ukraińską intelektualistkę Oksanę Zabużko, autorkę książki „Badania terenowe nad ukraińskim seksem”. To książka, po którą powinien sięgnąć każdy, kto nie do końca rozumie dlaczego w Ukrainie dzieje się to co się dzieje. Dlaczego Rosja zrobiła to co zrobiła. To książka to trafna analiza stosunków Ukrainy i Rosji. W eseju „Ukraina - Własnym głosem” autorka pisze: „Kłopot z historią polega jednak na tym, że wagarowicz, który nie przyswoi w porę jej lekcji, wcześniej czy później nieuchronnie wraca do tej samej klasy, aby ponownie zaliczać oblany egzamin. I właśnie to obecnie przeżywamy – ze wszystkimi naszymi nieodrobionymi lekcjami z XX wieku i naszą kompletną niezdolnością do rozpoznania w materiale reportaży z „problematycznych regionów” (których liczba, notabene, ciągle wzrasta) odradzania się – a nawet, częściej, bezpośredniej kontynuacji – tych samych historycznych scenariuszy, które przez kilka pokoleń zatarły się w naszej pamięci kulturowej. Stoimy przed nimi ślepi i głusi, niezdolni pojąć: co tu się, do cholery, dzieje?...
Pisarza zawsze kusi zabawa w historię alternatywną, przerabianie w wyobraźni minionych wydarzeń w trybie przypuszczającym – gdyby nie wydarzyło się to i tamto. Przez lata moim własnym natrętnie powracającym pomysłem – muszę przyznać, dość masochistycznym – było wyobrażenie sobie świata, w którym Ukraińska Republika Ludowa nie uległaby bolszewickiej nawale i Ukrainie udałoby się, tak jak Polsce i Finlandii, obronić swoją państwową niepodległość i tożsamość kulturową, a nie rozmyć się w „europejskiej nieświadomości” jak zatopiona Atlantyda. Jedno można powiedzieć na pewno: świat byłby wtedy inny – i zupełnie prawdopodobne, że lepszy”. Temat trudny, ale Oksana Zabużko pisze tak, że nie chce przestać się czytać.
Raymond Chandler, Głęboki sen, Żegnaj laleczko, Wysokie okno, wyd. Karakter
Fanom kryminałów wydawnictwo Karakter proponuje prawdziwy powrót do przeszłości. Po pierwsze wydawca sięgnął do klasyki gatunku, bo pisarz i scenarzysta tworzył w pierwszej połowie XX wieku. „Raymond Chandler to jeden z najwybitniejszych powieściopisarzy XX wieku. Czas się go nie ima” pisano w Literary Reviev. Recenzenci Los Angeles Times twierdzą, że Philip Marlowe jest pierwowzorem wszystkich prywatnych detektywów.
Poznając bohatera wybieramy się podróż po Los Angeles w latach 40. XX wieku. Chandler pisze tak, że nawet jeśli u czytelnika świeci właśnie słońce to i tak wydaje mu się, że pada, tak jak w Los Angeles. „Było około jedenastej przed południem jesiennego dnia w połowie października. Słońce ani myślało grzać, a zachmurzone niebo niosło dla pogórza obietnicę rzęsistej ulewy”.
Dziennikarz Gazety Wyborczej Paweł Smoleński, na łamach Vogue.pl pisał za to o nowym tłumaczeniu: „Bartosz Czartoryski wie, że przed kilkudziesięciu latami język politycznej poprawności po prostu nie istniał, więc współczesnością sformułowań nie psuje oryginalnej, chandlerowskiej treści. Na dodatek wszyscy w książkach Chandlera bez przerwy palą (choć nie słychać, by od tego kasłali, czego być może, z racji na powszechność zjawiska, nikt nie zauważał) i popijają. Nie ma sensu się na tym wzorować, ale kiedyś tak po prostu było”.
W tym roku ukazały się trzy kryminały Raymonda Chandlera z Philipem Marlowem w roli głównej: „Głęboki sen”, „Żegnaj laleczko” i „Wysokie okno”. I są to książki, na które naprawdę warto wydać pieniądze, bo poza tym, że Chander był świetnym amerykańskim pisarzem, który nie patrzył na swój kraj przez różowe okulary, to każda z tych książek jest graficznym cacuszkiem.
Mówi się, że nie ocenia się książki po okładce. Ale okładki mogą zachęcić lub zniechęcić potencjalnego czytelnika. Przyznaję, oglądałam filmy na podstawie książek Chandlera. Ale nie czytałam. Aż do momentu, gdy w małej lokalnej księgarni zobaczyłam niewielkie książeczki przypominające kryminały wydawane w latach 70. XX wieku przez „Czytelnika”. Zachwyciłam się. Kupiłam. A potem od razu sprawdziłam, kto odpowiada za ich formę wizualną. Brawo dla Przemka Dębowskiego. Dzięki nim przeczytałam przygody awanturniczego prywatnego detektywa i trwam w zachwycie.
Anja Rubik, Sexed.pl, Dorastanie w miłości, bezpieczeństwie i zrozumieniu. Przewodnik dla rodziców, wyd. W.A.B.
Ktoś mógłby się zastanowić co Anja Rubik ma do powiedzenia na temat wychowania dzieci. Ale ta książka sygnowana jej nazwiskiem jest zbiorem rozmów z ekspertami: Barbarą Baran, Alicją Długołęcką, Małgorzatą Iwanek, Izą Jędrek, Michałem Poznałem i Agnieszką Stein. A rozmawiają z nimi rodzice: Magdalena i Piotr Jaconiowie, Anna Koczwara i Denis Suwała, Joanna Okuniewska, Marcin Prokop, Katarzyna Błażejewska-Stuhr i Maciej Stuhr, Martyna Wojciechowska i Aleksandra i Michał Żebrowscy.
Olga Tokarczuk napisała, że wierzy, że ten przewodnik stanie się niezbędną pozycją w każdej rodzinie, w której rodzice chcą zrozumieć i wesprzeć swoje dzieci w trudnym procesie dojrzewania.
We wstępie Anja Rubik napisała: „Nikt nikogo nie uczy, jak być rodzicem. W rolę mamy czy taty trzeba wejść niejako z marszu, a potem na własną rękę szukać dróg w świecie pełnym stereotypów, uprzedzeń i sprzecznych informacji. A jednocześnie radzić sobie z codziennością w domu, w którym dzieci zmagają się ze swoją rozwijającą się seksualnością, uczą się swoich granic i budują poczucie własnej wartości. (…) ta książka ma służyć wzmacnianiu rodziców w ich miłości do dzieci, by mogli wspierać je, gdy - delikatne i kruche - przeżywają swoją młodość w ciągle zmieniającym się świecie”.
Ta książka leży na mojej nocnej szafce. Często po nią biegam. Szukam w niej i znajduję odpowiedzi na trudne pytania, nie tylko te zadawane mi przez moją córkę. Również te, które rodzą się w mojej głowie.
Artur Nowak, Stanisław Obirek, Babilon, kryminalna historia kościoła, wyd. Agora
Kościół od dawna jest na cenzurowanym. Księża załamują ręce, bo coraz mniej dzieci uczęszcza na lekcje religii. Artur Nowak i Stanisław Obirek postanowili przyjrzeć się dlaczego tak się dzieje. Na kartach tej książki, trzymając się przerażających faktów, autorzy kreślą kryminalną historię kościoła, który łupił i mordował ofiary kolonialnej opresji w Kanadzie. Który przyuczał kobiety w Irlandii do kultury gwałtu. Który cynicznie wmawiał ustami „świętej” Matki Teresy, że cierpienie uświęca więc nie należy go uśmierzać. Który prześladował gejów dehumanizującym ich głosem uciekających często przed własną tożsamością seksualną kościelnych liderów.
„Babilon” pokazuje też kościół stojący po stronie latyfundystów, kościół, który przerażała prosta prawda głoszona przez teologię wyzwolenia, kościół skorumpowany przez władców, uwikłany w wojny polityczne, kościół zalękniony wizją synodu, w którym wierni na równi z kapłanami będą decydować o jego kształcie. Wreszcie Kościół, który nienawidzi kobiet.
Jednak to nie jest książka antykościelna ani antyreligijna. Podobnie jak Frederic Martel w Sodomie, a wcześniej Obirek i Nowak w Gomorze, autorzy piętnują przede wszystkim zakłamanie kościelnych urzędników w przekonaniu, że pomoże to oczyścić sam kościół i pozwoli mu odzyskać wiarygodność.
Denis Johnson, Szczodrość syreny, wyd. Karakter
To ostatni, wydany już po śmierci Johnsona, zbiór jego opowiadań. Potrafi jednym zdaniem (w tym wypadku kilkoma) sprawić, że nie chcę się już nic innego, tylko czytać dalej: „Po kolacji nikt nie kwapił się do wyjścia. Jakbyśmy sobie wyobrażali, że całe to smaczne żarcie Elaine poda nam jeszcze raz. Było kilka osób, z którymi trochę się poznaliśmy dzięki wolontariatowi Elaine – nikogo z mojej pracy, nikogo z agencji reklamowej. Siedzieliśmy w kółku, w salonie, i każdy miał opisać najgłośniejszy dźwięk, jaki zdarzyło mu się usłyszeć. Ktoś wspomniał głos żony, kiedy powiedziała mu, że już go nie kocha i chce rozwodu. Ktoś inny – łomot własnego serca podczas zawału. Tia Jones została babcią w wieku trzydziestu siedmiu lat i miała nadzieję, że już nigdy nie usłyszy nic tak głośnego jak płacz wnuczki, którą trzymała na rękach szesnastoletnia córka. Mąż Tri, Ralph, przyznał, że uczy go bolą za każdym razem, gdy jego brat odzywa się przy ludziach, bo zespół Tourette’a i komentarze w rodzaju „Ja się onanizuję! Ładnie ci pachnie członek!” wymykają mu się ni stąd, ni zowąd w towarzystwie całkiem obcych osób w autobusie, w kinie, nawet w kościele”.
Denis Johnson zmarł pięć lat temu. Był pisarzem, poetą i dramaturgiem, uznawanym za jednego z najwybitniejszych twórców amerykańskiej literatury.
Jego charakterystyczny lapidarny język połączony z umiejętnością tworzenia uderzających obrazów i scen o niezapomnianym uczuciowym natężeniu przysporzyły mu niegasnącej popularności wśród czytelników i innych pisarzy. Dwukrotnie nominowany do nagrody Pulitzera, zdobył National Book Award w 2007 roku za powieść Tree of Smoke (wydanie polskie: Drzewo Dymu, 2009).
Annie Ernaux, Lata, wyd. Czarne
Jeśli ktoś nie zna Annie Ernaux powinien poznać. Tegoroczna laureatka Literackiej Nagrody Nobla jest jedną z najpopularniejszych pisarek francuskich. Po raz pierwszy po polsku ukazała się w tym roku jej autobiograficzna powieść „Lata”. „Czy byłabym szczęśliwsza, mając inne życie?” – zdaje się stale pytać Ernaux, prowadząc nas przez kolejne dekady swej biografii, które w mistrzowskim laboratorium jej prozy stają się zarazem biografią całego pokolenia. Od czasów niedostatku po lata kapitalistycznego przesytu. Od powojennej młodości, kiedy rytm życia w małym normandzkim miasteczku wyznaczały święta religijne, po dorosłość, kiedy z nabożną gorliwością czytało się Simone de Beauvoir. Od wstydu wychowania w robotniczej rodzinie po wstydliwe przyjemności klasy średniej. A wszystko to na tle wielkiej historii, której motywem przewodnim było wyzwolenie. Wyzwolenie polityczne, wyzwolenie seksualne, wyzwolenie z klasowych ograniczeń.
Ernaux mierzy się z zagadnieniami rewolucji obyczajowej, postępującego konsumpcjonizmu i sekularyzacji, przywołuje przełomowe momenty dla historii Francji i Europy. „Chciałaby te liczne obrazy siebie, rozdzielone, niezsynchronizowane, połączyć nicią opowieści o swojej egzystencji od narodzin w czasie II wojny światowej aż do dzisiaj. O istnieniu poszczególnym, lecz jednocześnie wtopionym w historię pokolenia”.
Choć Ernaux boleśnie odsłania własne korzenie, udaje się jej zachować dystans, a dzięki brawurowej formie literackiej i wielkiej pisarskiej odwadze oddaje czytelnikom dzieło wybitne i kompletne – opowieść o sobie, konkretnej kobiecie, i o całej generacji, o każdym z nas.
Maria Peszek, Naku*wiam zen, wyd. Marginesy
Jak nie przeczytać książki, która zaczyna się słowami: „Ta książka może zranić twoje uczucia. Jeśli nie chcesz, nie czytaj”. Postanowiłam nie przejmować się swoimi uczuciami, bowiem zachwycił mnie tytuł.
I czytam. O zawale taty, i że w Boże Narodzenie jest najwięcej zawałów. Że artystka jest w dupie, i to nie pierwszy raz: „ Sytuacja jest taka, że ja, Maria, znajduję siebie jako człowieka, ale też jako artystów dupie i stwierdzam, że to nie jest przyjemne miejsce. Nie jest tak, że to całkiem nowe dla mnie miejsce, że ja tu nigdy wcześniej nie byłam. Jasne, że byłam. Ale tym razem skala jest inna. Zakręt totalny, nie mogę oddychać. A jak nie mogę oddychać, to nie zaśpiewam, a jednak bym chciała”. Ta książka smuci i wzrusza. To rozmowa córki z ojcem, w której próbują znaleźć odpowiedzi na fundamentalne pytania.