Kłamstewka, miłość i zdrada [WYNIKI KONKURSU]
Czy można ufać najbliższym? Najnowsza książka Niny Majewskiej-Brown zasieje w was wątpliwości…
Każdy z nas ma swoje tajemnice. Kiedy sekret staje się destrukcyjny? Gdy zaczynamy okłamywać najbliższych i nie mówimy kim, naprawdę jesteśmy. Przyjacielem czy wrogiem? Kochankiem, a może niebezpieczeństwem? Najnowsza książka Niny Majewskiej-Brown – „Kłamstewka” - to powieść, która sprawi, że przyjrzycie się swojemu życiu i bliskiemu otoczeniu.
"Kłamstewka" - nowa książka Niny Majewskiej-Brown
O czym są „Kłamstewka”? Główną bohaterką jest 40-letnia Pola, lekarz psychiatrii, która po nieudanym małżeństwie, poświęca się swojej pracy, pielęgnuje bliskie relacje z przyjaciółkami i mamą. Kobieta po rozwodzie nie wpuściła do swojego serca żadnego mężczyzny, ale jest zadowolona z życia, które wiedzie i nikogo nie szuka. Jednak pewnego dnia, jak to często z miłością bywa, niespodziewanie poznaje tajemniczego Krzysztofa, który wywróci jej ułożone życie do góry nogami. I gdy już lepiej być nie może, nagle okazuje się, że żyje wśród półprawd i niedomówień, że nikt z otaczających ją ludzi nie jest tym, za kogo się podaje. W dodatku ona też nie wie o sobie wszystkiego. A gdy wychodzi na jaw, że ktoś szczególnie bliski mógł stanowić dla niej największym zagrożeniem, jej świat rozpada się jak domek z kart…
Z Niną Majewską-Brown, autorką „Kłamstewek”, rozmawiałam o tym, jak ważne jest kochanie i akceptowanie samego siebie, czy warto ufać ludziom oraz o depresji. Ten wywiad powinna przeczytać każdego kobieta!
Czy wierzy Pani w intuicję?
Oczywiście i często mam wrażenie, że to ona jest moją najlepszą przyjaciółką. Inną sprawą jest to, że nie zawsze jej słucham, niestety. To odwieczna walka mickiewiczowskiego „szkiełka i oka” z duchem i być może, gdybym nieco bardziej jej zaufała, nie przeżywałabym różnych zawodów. Jednak też bardzo łatwo tę intuicję wyłączyć, gdy zawładną nami emocje, na przykład miłość czy pragnienie odnalezienia szczęścia za wszelką cenę. Wtedy zazwyczaj stajemy się ślepi i głusi na wszelkie znaki, zarówno te pochodzące z naszego wnętrza jak, i te, które wysyła otoczenie: przyjaciółki, rodzina, znajomi.
Podobno niezwykła historia opisana w Kłamstewkach wydarzyła się po części naprawdę. Czy zdradzi Pani, który wątek został oparty na faktach?
Ta historia wydarzyła się po wielekroć, choć nie przytrafiła się jednej osobie. Kto z nas nie został okłamany, oszukany albo kto nie minął się z prawdą?
Gdy uświadomimy sobie, że ludzie wokół nas statystycznie kłamią trzy razy na dobę, powinno nam to dać do myślenia.
Choć rzecz jasna inny kaliber to powiedzieć komuś, że pięknie wygląda, choć niekoniecznie jesteśmy do tego przekonani, a inny kłamstwo na dużą skalę szyte grubą nicią.
Niestety mam osobisty udział w fabule Kłamstewek, gdyż odkryłam, że moja przyjaciółka nie jest tym, za kogo ją przez lata uważałam, za to stanowi źródło różnorakich plotek na mój temat. To także historia mojej dobrej znajomej, której facet okazał się mieć kryminalną przeszłość, i wreszcie losy koleżanki, przed którą rodzice zataili istotną prawdę z dzieciństwa. Bardzo bym chciała powiedzieć więcej, ale nie chcę zdradzać szczegółów i odbierać przyjemności z lektury Kłamstewek, a dzieje się w nich naprawdę dużo, na wielu emocjonalnych, i nie tylko, płaszczyznach.
Tak naprawdę historie opisane w książce mogły przydarzyć się każdemu z nas.
Przyznaję, że postać Poli, głównej bohaterki Kłamstewek, wywołała we mnie mieszane uczucia. Jest psychiatrą i pomaga swoim pacjentom, jednak przez 20 lat nie wyleczyła się z traumy po nieudanym małżeństwie. Jej kolejne wybory i relacje z ludźmi również nie są szczególnie udane. Brakuje jej asertywności i chęci do zawalczenia o swoje szczęście. Dlaczego stworzyła Pani właśnie taką bohaterkę?
Bo często oceniamy ludzi po pozorach. To, że ktoś jest psychiatrą, psychologiem, superwizorem, nie oznacza, że ma poukładane własne relacje i emocje. Owszem, teoretycznie wie więcej o mechanizmach nimi rządzących, ale nic poza tym. Tak samo, jak inni poszukuje „prawdy” o sobie. Nie ma jednak jakiejś jednej, uniwersalnej prawdy, bo co człowiek, to inny zestaw doświadczeń, korzeni, emocji i oczekiwań. Co więcej, niewielu potrafi teorię przekuć w praktykę na własnym podwórku.
Pola nie jest wyjątkiem. W terapeutyczny sposób tłumaczy sobie to, gdzie postawiło ją życie, teoretycznie jest czujna i ostrożna, a jednak ulega emocjom, od których stroniła przez lata. Trauma studenckiego małżeństwa i nieufność wobec innych sprawiają, że jej relacje z mężczyznami są trudne, wręcz niemożliwe. Przyjaźń z mamą też zostaje wystawiona na ciężką próbę.
Tworząc postać Poli, chciałam pokazać, że nie ma ludzi idealnych, a pogubić się czy dać oszukać może każdy z nas.
Los nie oszczędza Poli w Kłamstewkach. Czy nie obawia się Pani, że dla części czytelników ta historia będzie zbyt przytłaczająca?
Nie, dlaczego? Książka, choć traktuje o poważnych sprawach, pełna jest humoru, dowcipu i nagłych zwrotów akcji. Ale rzeczywiście, bazując m.in. na własnych doświadczeniach, napisałam ją po części ku przestrodze, abyśmy akceptacji własnej osoby poszukiwali w lustrze, a nie w oczach innych ludzi. Nie powinniśmy bezgranicznie ufać, a im większy mamy margines własnych przemyśleń, tym mniej jesteśmy narażeni na zranienie.
Doświadczenie nauczyło mnie, że im mniej mówię o sobie, im mniej się zwierzam, im mniej oczekuję od innych, tym jestem szczęśliwsza i paradoksalnie dostaję więcej od życia.
Nauczmy się kochać siebie, mówmy sobie każdego dnia pięć pozytywnych rzeczy na własny temat, a przekonamy się, że nasze poczucie własnej wartości się zwiększy i staniemy się lepsi nie tylko dla siebie, ale też dla innych. A może się nawet zdarzyć, że ktoś tę „dobroć” nam odda.
Czy według Pani każdy człowiek ma dwie twarze?
Znakomita większość tak. Po części wynika to z różnicy pomiędzy tym, jak postrzegamy siebie, a tym, jak chcemy zaprezentować się innym. Często gramy, udajemy, że jesteśmy inni niż w rzeczywistości, a to prosta droga do manipulacji, niedomówień albo nadinterpretacji.
Dramat zaczyna się wtedy, gdy półprawdy i kłamstwa stają się narzędziem manipulowania. Można nie tylko kogoś zranić, ale też wpłynąć na jego życie tak, że zmieni się jego horyzont, pozbawi się go perspektyw albo osaczy, i to właśnie przytrafia się Poli.
Po przeczytaniu Kłamstewek miałam wrażenie, że tak naprawdę życie Poli zatoczyło koło i znalazła się w tym samym miejscu, w którym była wcześniej. Czy taki był Pani cel?
Tak, właśnie taki miałam zamiar. Jeśli szczęścia nie odnajdziemy w sobie, nie znajdziemy go nigdzie indziej. A przy braku akceptacji siebie, swojego miejsca w życiu i otaczających nas ludzi finalnie zatoczymy koło i znajdziemy się w punkcie wyjścia. Dlatego w moim odczuciu tak ważna jest miłość własna i umiejętności kochania siebie życzę wszystkim z całego serca. Abyśmy pamiętały, że przekraczanie granic nie jest niczym złym, że mimo kolejnych kilogramów, lat i zmarszczek mamy prawo być szczęśliwe, a myślenie o sobie nie jest egoizmem.
Dużo Pani mówi o miłości do siebie i akceptacji. Czy miała kiedyś Pani z tym problem? Jeśli tak, to jak udało się Pani pokochać siebie?
Oczywiście, że miałam i nadal mam z tym problem, ale stale się uczę akceptować siebie, miejsce, w którym jestem, i rzeczy, których zmienić nie mogę. Jak większość kobiet, mam kompleksy, widzę swoje niedociągnięcia, ale coraz mniej porównuję się do innych. Wszystko dzięki m.in. psychoterapii i zrozumieniu, że zawsze będą lepsi i gorsi, że mam prawo do swojego zdania, że nieważne, co inni powiedzą, ważne jest, co ja myślę o sobie. Zawsze powtarzam, że szczęście jest w nas, a nie gdzieś obok, problem w tym, żeby nauczyć się po nie sięgać.
Od lat leczę depresję i choć myślę o sobie, że jestem szczęśliwym człowiekiem, to nie znaczy, że nie mam problemów. Mam je jak każdy z nas i niekiedy czai się we mnie jakaś szara mgła, od której trudno się uwolnić. Tak jak napisałam w Kłamstewkach: „depresja chodzi na wysokim obcasie, w makijażu i fajnych ciuchach” i ze zdziwieniem odkrywam, jak wiele moich znajomych na nią cierpi. Dlatego tak ważne jest zaakceptowanie siebie, ale też zmierzenie się z problemem w gabinecie psychologa i psychiatry.
Gdy boli nas głowa, ząb, idziemy do lekarza, ale gdy boli nas dusza, mamy w sobie jakiś niezdrowy opór, być może też hamulec społecznych uprzedzeń i boimy się szukać pomocy.
A przecież depresja i złe samopoczucie w wielu przypadkach wynikają z zaburzenia równowagi biochemicznej organizmu i sztuczne suplementowanie lekami nie jest niczym złym. Walczmy o siebie, o szczęście. Kiedyś życie przemknie nam przed oczami, zróbmy wszystko, żeby było warte obejrzenia.
Podobno do pisania książek zachęcił Panią mąż, gdy na wakacjach w Barcelonie, spytał, dlaczego jeszcze nie napisała Pani powieści. Co się wtedy stało, że postanowiła Pani zostać pisarką?
Byłam na bardzo poważnym życiowym zakręcie. Miałam wrażenie, że stoję nad przepaścią i nic mnie już nie czeka. Napisanie Wakacji uratowało mi życie. Pomysł męża wydał mi się zupełnie abstrakcyjny, bo nie sądziłam, przez lata pracując w różnych wydawnictwach, że kiedyś sama chwycę za pióro i, co więcej, napiszę bestseller. Chyba zwyczajnie jak zwykle uciekłam w świat fantazji, z tą różnicą, że nie zatopiłam się w fabule cudzej książki, tylko sama ją napisałam. To moje największe życiowe i zawodowe zadziwienie własną osobą. I powiem więcej, kocham to, co robię, a gdy w dodatku, pisząc np. o Auschwitz, mam szansę na ocalenie maleńkich okruszków historii, mam też poczucie pewnej misji i wiem, że będę robić to dalej.
Jak udaje się Pani równocześnie pisać wciągające, ale dość lekkie kobiece historie oraz książki o Auschwitz?
Od samego początku piszę o kobietach i dla kobiet, w tym przypadku zmieniają się tylko czas, miejsce, okoliczności i oczywiście ciężar gatunkowy. Temat obozu przyszedł do mnie przez przypadek, za sprawą mojej osiemdziesięcioletniej przyjaciółki, której mama trafiła tam jako zakładniczka za męża. Zostałam poproszona o spisanie tej historii, a potem pojawiły się kolejne. Aktualnie pracuję nad czwartą książką o Auschwitz i zawsze jest to dla mnie wielkie emocjonalne przeżycie, tym bardziej że te książki opieram na faktach, dokumentach, relacjach. Nie da się odwidzieć tego, na co natykam się w archiwach. Ani zapomnieć. To odbiera sen.
Każdego dnia kładę się do łóżka z ulgą, że je mam: kołdrę, poduszkę, wygodny materac. Błogosławię małe rzeczy, o których zwykle nie myślimy, i cieszę się z drobiazgów.
To osadza się w psychice i pewnie dlatego po każdej obozowej książce piszę coś lżejszego, żeby odreagować. Choć z pojęciem „lżejsze” bym polemizowała, bo funduję moim bohaterkom takie zestawy problemów, że sama nie chciałabym stawać w ich obliczu. Piszę o codzienności, naszych kobiecych marzeniach i troskach, mając nadzieję, że przynoszę czytelniczkom choć trochę ulgi i uśmiechu po trudnym, stresującym dniu. Przy okazji za każdym razem zapalam maleńkie światełko w tunelu, dając do zrozumienia, że każdą trudność jesteśmy w stanie pokonać.
Wytypowaliśmy zwycięzców konkursu. Książkę "Kłamstewka" Niny Majewskiej-Brown otrzymują:
Joanna B., Kraków
Edyta W., Piastów
Patrycja D., Bytom
Hanna J., Kwidzyn
Łukasz S., Żary
Weronika M., Sobków
Patrycja D., Gorzów Wielkopolski
Sandra O., Katowice
Krystyna G., Kleczew
Monika K., Żukczyn
Materiał powstał z udziałem wydawnictwa Bellona