Izabela Janiszewska
Fot. © Zuza Krajewska/Warsaw Creatives
VIVA! Tylko u nas

Kobieta wielu talentów. Izabela Janiszewska o debiutanckiej powieści i życiowych zawirowaniach

„Postanowiłam o siebie zawalczyć"

WSPÓŁPRACA REKLAMOWA 20 marca 2020 15:09
Izabela Janiszewska
Fot. © Zuza Krajewska/Warsaw Creatives

Dziennikarka prasowa i telewizyjna, która przez wiele lat pracowała dla cenionych stacji i magazynów, gdzie przygotowywała reportaże, teksty psychologiczne i wywiady. Izabela Janiszewska to kobieta wielu talentów. Teraz rozpoczyna kolejny etap swojej kariery. Już wkrótce ukaże się jej debiutancka powieść Wrzask.

Kim jest Izabela Janiszewska, autorka powieści „Wrzask"?

Swoją karierę zawodową rozwijała na wielu płaszczyznach. Pracowała w prasie i telewizji. Tworzyła scenariusze programów reportażowych i talk-show, a także recenzowała scenariusze filmowe. Prywatnie Izabela Janiszewska to kochająca mama, amatorka dobrego kina i niezłomna idealistka, która uwielbia słuchać. W swojej twórczości inspiruje się psychologią oraz historiami, które pozostawiły w niej emocjonalny ślad. Tylko nam zdradza, dlaczego zdecydowała się na życiową rewolucję, skąd czerpała inspiracje podczas pisania książki i jak wyglądał jej proces twórczy, podczas którego musiała pełnić rolę matki, żony i pisarki.

Izabela Janiszewska
Fot. © Zuza Krajewska/Warsaw Creatives

Aby powstała książka „Wrzask” musiała Pani wiele poświęcić - zrezygnowała Pani ze swojej dotychczasowej pracy, stabilnych zarobków i zajęła się pisaniem. Co było ostatecznym impulsem, aby to zrobić?

Pisanie właściwie od zawsze było częścią mojego życia, już jako dziewczynka nieustannie opowiadałam wymyślone historie, a jako nastolatka zaczęłam je zapisywać. Pragnienie wyjścia ze swoją twórczością do czytelników dojrzewało razem ze mną i rozwijało się przy okazji pracy dziennikarskiej, ale zawsze był to silny wewnętrzny głos, który nie dawał o sobie zapomnieć. Można powiedzieć, że długo byłam autorką w cieniu, pisałam do przysłowiowej szuflady aż pewnego dnia usłyszałam samą siebie, jak mówię synom, by nigdy nie rezygnowali ze swoich marzeń i by nie bali się próbować. Wtedy pomyślałam, że nadszedł czas, by te rady zastosować także do siebie. Szczególnie, że dzieci nie naśladują tego, co im mówimy, tylko to, co widzą. To wtedy postanowiłam o siebie zawalczyć. 

Te zmiany w moim życiu zachodziły etapami. Nie był to skok na głęboką wodę, a raczej stopniowe zanurzanie. Ustaliliśmy z mężem, że na jakiś czas ograniczę swoje dotychczasowe życie zawodowe i skupię się w pełni na pisaniu. To była decyzja całej rodziny i wymagała od nas konkretnych ograniczeń, także finansowych.  

Jak na taką zmianę kierunku kariery zawodowej zareagowali Pani bliscy?

Z ulgą, bo zaczęłam się więcej uśmiechać, wprawdzie niekiedy na chwilę ginęłam w swoim świecie, ale zazwyczaj wracałam z niego przyjemnie odmieniona. Bliscy czekali na ten moment, wielu z nich komentowało tę zmianę słowami „nareszcie”, bo dla nich było to naturalną konsekwencją mojej wieloletniej pracy i drobnych kroków w tym kierunku. 
Nadal jestem głównodowodzącym logistyki rodzinnej. Odwożę dzieci do przedszkola, odbieram je, zajmuję się domem, w tym aspekcie nic się nie zmieniło. Można powiedzieć, że zabijam między dziewiątą a szesnastą, a resztę dnia spędzam jak każda bardzo aktywna mama. Jeżdżę z dziećmi na rowerze, hulajnodze, gram w piłkę nożną, a gdy położę ich spać, po obowiązkowym wspólnym czytaniu, znów mogę wrócić do świata zbrodni. 

Kiedy zrodził się w Pani głowie pomysł na fabułę książki „Wrzask”?

Stałam wtedy przy oknie, byłam w ciąży z moim pierwszym synem, patrzyłam w szyby sąsiadów, obserwowałam co robią i pomyślałam, że nigdy tak do końca nie jesteśmy sami. Zawsze jest ktoś kto patrzy. Zaczęłam zastanawiać się nad tym, jak by to było przypatrywać się z bardzo bliska ludziom, którzy nie wiedzą, że są oglądani. Jak by było wniknąć do ich świata, ich domów. A później w mojej wyobraźni pojawił się mężczyzna, który patrzy, bo sam zawsze był niedostrzegany. Ktoś, kogo nie chcieli widzieć nawet jego najbliżsi. Poszłam tym tropem a historia się rozwijała.

Główna bohaterka Pani książki, Larysa Luboń to silna, charakterna kobieta. Czy była w Pani życiu osoba, która stała się inspiracją do wykreowania postaci Larysy?

Larysa jest w pewien sposób emanacją mojego wewnętrznego pragnienia bezwarunkowej wolności i buntu. Dorastałam w domu pełnym zasad i reguł, także tych dotyczących tego, co wolno dziewczynce i co ona powinna. To było do tego stopnia silne, że właściwie ominęłam etap nastoletniego buntu. Larysa jest więc dla mnie jakiegoś rodzaju wyzwoleniem, to kobieta, która chadza własnymi ścieżkami, mówi to, co myśli, sięga po to, czego chce, bez zastanawiania się czy jej wolno. Dzięki niej poczułam, że obok tej kruchej kobiecości, mam w sobie też siłę, odwagę i determinację. Stworzyłam ją z myślą o kobietach, które poszukują bezkompromisowych wzorców i może w tej niepokornej reporterce znajdą inspirację do zrzucenia z siebie ciężaru „powinności”. 

Izabela Janiszewska
Fot. © Zuza Krajewska/Warsaw Creatives

Podczas zbierania materiałów do książki niejednokrotnie musiała Pani wyjść poza granicę komfortu - spotykała się Pani z mężczyznami, którzy oferują młodym dziewczynom sponsoring, badała Pani świat handlu kobietami. Czy były sytuacje, kiedy groziło Pani realne niebezpieczeństwo?

To prawda, uprawiałam tak zwane dziennikarstwo wcieleniowe, spotykałam się między innymi z tzw. sponsorami, ukrywając swoją tożsamość i udając dziewczynę zainteresowaną tą formą relacji. Niekiedy już niemal na samym początku ze względów bezpieczeństwa musiałam wyjść z roli, a innym razem gdy sytuacja wydawała się spokojna, ciągnęłam mistyfikację dłużej. W takich spotkaniach zawsze istnieje realne zagrożenie, nigdy nie mamy pewności kim jest osoba po drugiej stronie i jakie ma wobec nas zamiary. Zawsze przygotowywałam sobie scenariusze awaryjne i starałam się być czujna, by dostrzec jakiekolwiek sygnały nadciągających kłopotów. Natomiast myślę, że dzięki temu udawało mi się niekiedy dotrzeć do najbardziej autentycznych informacji, do brzydkiej prawdy o świecie.  

W podziękowaniach wspomina Pani, że nieocenioną rolę podczas tworzenia powieści „Wrzask" odegrali konsultanci, którzy objaśniali Pani tajemnice kryminalistyki. Zaskoczyło Panią coś w ich pracy? Jak teraz postrzega Pani ich świat?

Mam w sobie ogromny szacunek do pracy zarówno funkcjonariuszy policji jak i ekspertów z dziedziny kryminalistyki. To ludzie z niesamowitą wiedzą, pasją i doświadczeniem a przy tym często z poczuciem humoru i empatią. Rozmawiając z nimi myślałam o tym, jak dużo odcieni mieści się w jednym człowieku, zdumiewało mnie to z jaką lekkością mówili o ciężkich tematach, chociażby o metodyce i pozorowaniu samobójstw. Jestem wdzięczna swoim konsultantom za to, że zechcieli podzielić się ze mną swoją wiedzą i czasem, bo na nadmiar tego ostatniego nie narzekają.  

W książce podejmuje Pani wiele trudnych tematów - analizuje Pani najbardziej skrajne ludzkie zachowania. Skąd czerpała Pani inspirację? Czy jakaś historia szczególnie wpłynęła na fabułę powieści?

Czerpałam z tego, co do mnie wracało, co obserwowałam wokół siebie i z pytań, które niemal obsesyjnie sobie zadawałam. Przyglądałam się historiom osób, które doznały krzywdy przez jakiegoś rodzaju opuszczenie ze strony swoich bliskich, zastanawiałam się, jak te doświadczenia mogły wpłynąć na ich życie. Na to kim się stali, czego pragnęli i jak dążyli do odbudowania wewnętrznej równowagi. Tytułowy wrzask to właśnie takie niewyrażone, skumulowane emocje, które pewnego dnia wydostają się na świat w postaci przeraźliwego krzyku. 

Na co dzień jesteś mamą i żoną. Jak wyglądał czas twórczy? Domyślam się, że niełatwo było lawirować między światem brutalnych zbrodni, a życiem rodzinnym, które toczyło się normalnym torem. Takie oderwanie się od tematu było pomocne podczas pisania, czy wręcz przeciwnie?

Mam dwóch bardzo energetycznych synów, którzy robią wszystko by cała moja uwaga, była skupiona na nich. Łącznie z dosłownym wchodzeniem mi na głowę. Dzieci są moim barometrem, papierkiem lakmusowym normalności, bo nawet gdy głową błądzę w chmurach, chłopaki ściągają mnie na ziemię, do tu i teraz. To moje prywatne mindfullness. Jestem przekonana o tym, że autor potrzebuje żyć, dotykać świata, by móc później o nim pisać, i to właśnie rodzina często wyciąga mnie z twórczej jaskini i wrzuca w wir namacalnych zdarzeń. Dzięki temu mogę chłonąć, obserwować, by później starać się lepiej pisać i z większą wirtuozerią mordować. Na papierze oczywiście.  

Izabela Janiszewska -Wrzask
Fot. Materiały prasowe

Artykuł powstał z udziałem Wydawnictwa Poznańskiego.

Redakcja poleca

REKLAMA

Wideo

Jedno zdjęcie Roxie Węgiel wywołało lawinę komentarzy. Odpowiedziała: „Ludzie muszą się przyzwyczaić, że jest inaczej”

Akcje

Polecamy

Magazyn VIVA!

Bieżący numer

MARCELA I MICHAŁ KOTERSCY: w styczniu powiedzieli sobie „tak”, ale to niejedyna rewolucja w ich życiu. KATARZYNA ŻAK: o tym, co jest jej największym szczęściem i czego najbardziej żałuje. ANDREA CAMASTRA: dla zdobywcy gwiazdki przewodnika Michelin gotowanie jest jak teatralny spektakl. ALDONA ORMAN Z CÓRKĄ IDALIĄ w rozmowie pełnej metafizyki, ale też zwykłej codzienności. SWIFT, CYRUS, EILISH, GOMEZ, DUA LIPA: idolki zbiorowej wyobraźni.