Czy wiesz, komu zazdrościsz?
Piotr C., autor bestsellera „Pokolenie Ikea” powraca z nową książką!
Jaka jest cena sławy? Na to pytanie Piotr C. próbuje znaleźć odpowiedź w swojej powieści „Gwiazdor”. O czym jest najnowsza książka autora "Pokolenia Ikea"? Jest to wciągająca historia o tym, ile można poświęcić dla popularności, dużych pieniędzy, a przede wszystkim czy warto.
Czy interesuje Pana polski show-biznes? W „Gwiazdorze” jest wiele nawiązań do celebrytów oraz słynnych afer.
Przed napisaniem książki mocno się do tego przygotowałem. Warszawa to małe miasto, a ponieważ żyję w cieniu i nie ujawniam się, stanowię pewną atrakcję. Jak baba z wąsami. Ludzie chcą ze mną rozmawiać. W tej książce są luksusowe prostytutki, które zwie się teraz eskortkami, jest tu jedna gwiazda hip-hopu i jedna telewizji i jest jeden scenarzysta. Celowo nie chcę ujawniać fabuły, ale generalnie starałem się dowiedzieć czegoś o zwyczajach tych osób. Dlatego rozmawiałem z ludźmi, którzy na co dzień są w tym świecie i czerpią z tego przyjemność. I z takimi, którzy nadal w tym świecie są, ale już bez przyjemności. Pamiętam moment, kiedy siedziałem w pewnej już nieistniejącej restauracji w śródmieściu Warszawy, a naprzeciwko mnie była pewna luksusowo ubrana kobieta, na którą patrzył właściwie każdy mężczyzna. Opowiedziała mi dość beznamiętnie, niczym komornik o udanej windykacji, że z jednego kilkudniowego wyjazdu za granicę potrafiła przywieźć 10 tysięcy euro plus prezenty, na przykład louboutiny wysadzane kryształkami Swarovskiego. Zazwyczaj zapraszanych było kilka takich dziewczyn z różnych stron świata, tak żeby zapraszający miał spory wybór.
Były luksusowe jachty i samochody, ale na koniec dnia te kobiety są traktowane jak zwierzęta. Jak drogi koń. Kiedy już te piękne dziewczyny wracają do domu samolotem, mówią same do siebie: „Muszę sobie kupić coś ładnego za ten stres. Muszę sobie kupić coś ładnego”.
Nawet to zdanie wykorzystałem w „Gwiazdorze”. Jeśli jednak pani pyta, czy X z mojej książki to Y z realnego świata, a Z to B, odpowiadam od razu, że nie. Wszelkie podobieństwo do prawdziwych osób i sytuacji jest przypadkowe. Moja książka to nie reportaż. Opisałem coś, co jest prawdopodobne. Coś, co mogło się wydarzyć albo za chwilę się wydarzy. Chciałem trochę poopowiadać o emocjach, trochę o tym, do czego ludzie teraz tak bardzo aspirują, i potrzebowałam dekoracji.
Główny bohater Pana powieści – Benek – jest powiązany ze światem show-biznesu, czerpie z niego korzyści, jednak ma do niego spory dystans. To zdrowe podejście czy może hipokryzja?
Wie pani, jestem facetem, który stał po obu stronach tej barykady. Wychowałem się w bloku, gdzie kobiety co najwyżej nosiły najki, a nie gucci. Za szczyt dobrego gustu uchodziło popsikanie się old spice’em. Kilkanaście lat później stałem na dachu pięciogwiazdkowego hotelu w środku Hollywood, w którym mieszkałem trochę czasu. Tam był basen i bardzo ładna panorama na miasto. Dookoła było dużo pięknych i szczupłych kobiet oraz równie dużo świetnie umięśnionych mężczyzn opalających się w strojach, za które w Polsce można kupić używany samochód. Taki lans, ale już nie w wykonaniu warszawskim, a amerykańskim. Lubiłem tam przychodzić, bo fajnie się siedziało i gadało z barmanem, który zresztą opowiadał mi, że Lady Gaga kręciła tu jeden ze swoich teledysków. Wtedy myślałem sobie: fajnie jest to wszystko zobaczyć na własne oczy. A później wróciłem do Polski i poszedłem z kumplami na pyzy do niewielkiego lokalu koło bazaru na warszawskiej Pradze, bawiąc się o wiele lepiej. Najwięcej radości w życiu tak naprawdę dostarczają nam proste rzeczy. Spotkać się z kimś. Kawy się napić. Spędzić kilka godzin z przyjaciółmi. Te proste przyjemności są zawsze najfajniejsze niezależnie od tego, czy jesteśmy bogaci, czy biedni. Ten mój bohater Benek jest alkoholikiem i lekomanem, ale kilku rzeczy o świecie już się dowiedział. Między innymi tego, że nie każdy jest stworzony do sławy. Cieszy mnie, że ludzie chcą kupować moje książki. Jednak nie uważam, żebym był kimś szczególnym, kto nadaje się na celebrytę. Trzeba mieć w sobie taką potrzebę rozpoznawalności. Odnajdywać się w tym, że piszą o tobie Pudelki i takie tam. Jakby ktoś się na mnie patrzył, to od razu bym się zastanawiał, czy przypadkiem ptak na mnie nie narobił.
Czy Pan utożsamiał się z którymś ze swoich bohaterów? Którego Pan najbardziej lubi?
Ze wszystkich moich bohaterów najbardziej lubię Warszawę. No i jednego psa, bo zawsze twierdzę, że w moich książkach najuczciwszymi bohaterami są pies albo kot. Reszta jest w szarościach.
Czy intencją Pana książki było pokazanie, że świat influencerów i celebrytów nie jest wcale taki „idealny”, a bywa często smutny?
Ten świat mnie raczej bawi. Kobiety, które znane są z pokazywania swoich biustów, pośladków, bioder, nóg. Znane z tego, że oddawały się cudzoziemcom za pieniądze w krajach Bliskiego Wschodu. Znane z nagrywania sekstaśm albo seksu z kimś znanym, nagle stały się wzorem. Mężczyźni, którzy chcą tylko, aby na stole leżały najlepsze narkotyki i można było pociągnąć kilka kresek. Po co? Aby wyregulować sobie emocje. Faceci, którzy chcą tylko melanżu i kobiet, którym nie brakuje urody, ale brakuje tematów do rozmowy, stali się dla ludzi marzeniem. Ich sposób życia stał się odniesieniem dla innych. Czymś, co się podziwia. Ludzie chcą od nich słuchać, jak powinno się żyć, co kupować, a nawet jak wychowywać dzieci. Media na poważnie pytają ich o zdanie, cytują, ekscytują się ich torebkami, butami i samochodami. Przecież to jest czysta groteska. Od razu zaznaczę, że ja nie mam pretensji do tego, że ktoś oddaje się za pieniądze czy bardzo dobrze bawi. To, co robią dorośli ludzie, to jest ich sprawa. Tylko powstaje w tym wszystkim pytanie, czy ktoś, kto to wszystko tak namiętnie lajkuje, chciałby takiej samej „kariery” dla swojej córki? Dlaczego ludzie tak bardzo pragną być sławni i bogaci? Najpiękniejszy świat to zawsze taki, gdzie nas nie ma. Uważamy bardzo często, że sukces w życiu jest policzalny. W euro, dolarach, złotych czy jenach. Dużo pieniędzy. Dużo sławy. Luksusowe kosmetyki, luksusowe bryki, dobre narkotyki. Dużo darmowych gadżetów. Kobiety i mężczyźni na wyciągnięcie ręki. Ścianki, artykuły w plotkarskich serwisach. Ludzie o tym marzą i aby to zdobyć, gotowi są kłamać, kraść oraz oddawać swoje ciało. Ludzie szukają sensu.
Czy osoba, której nie ma na ściankach, nie jest Taylor Swift i pracuje w przedszkolu, zmarnowała swoje życie? Uważam, że to, czy nasze życie jest udane, czy nie, zależy tylko i wyłącznie od naszego wewnętrznego osądu.
Czytając „Gwiazdora” oraz inne Pana książki i bloga, można odnieść wrażenie, że uważa Pan nasze społeczeństwo za mało ciekawe i wartościowe. Szczególnie ludzi w wieku 20–40 lat. Są to Pana obserwacje, a może zbyt wiele osób Pana zawiodło?
Ale mi pani dowaliła. Odpowiem tak: lubię ludzi. Tyle że nasz system wychowywania dzieci jest do kitu. Pamiętam, że kiedyś napisałem taki tekst: „Czy przeszłoby ci przez gardło: »Moje dziecko pracuje na kasie w Biedronce i jest szczęśliwe?«”. To bardzo trudne pogodzić się z tym, że dziecko nie zrobi wielkiej kariery, jaką mu zaplanowano. W późnych latach 80., w 90. i później rodzice byli pochłonięci walką o pracę. Pieniądze. Lepsze jutro. Urzeka mnie ta wiara, że pieniądze załatwią wszystkie nasze deficyty. Że będziemy szczęśliwymi ludźmi, jeśli w dzieciństwie pójdziemy na określoną ilość zajęć dodatkowych. Albo jeśli będziemy mieli markowe buty czy wyjedziemy x razy za granicę. Dorosłe dzieci są spieprzone, bo rodzice, zamiast dawać im czas, dawali im kompetencje do pracy w korpo i zaciągania kredytu hipotecznego. Nie przekazali, że od sprzedawania burgerów w McDonaldzie, owszem, można się nabawić odcisków i oparzeń na rękach, ale proste prace wykonywane w młodości uczą życia. Nie przekazali, bo uważali, że byłby wstyd przed znajomymi, gdyby posłali dziecko do takiej roboty. Przecież taka harówa jest tylko dla miernot. A poza tym lepiej, żeby dziecko w tym czasie się uczyło, prawda? Nie mówili: „Nie wszystkie związki, które cię czekają, będą udane. Być może twoje małżeństwo będzie pomyłką. Będzie nudne”. Nie przekazali zdrowego poczucia własnej wartości, dzięki któremu można w takich sytuacjach zacząć od początku. I kolejny związek zbudować już lepszy. Chronili je, przez co dzieci nie nauczyły się, jak smakuje porażka. I ile sił kosztuje zwycięstwo. Nie powiedzieli, że niekoniecznie będą milionerami, ale mogą być zadowoleni z życia.
Jedną z najważniejszych rzeczy, jaką rodzice mogą dać dzieciom, jest akceptacja. Powiedzenie, że praca w sklepie jest ok, pod warunkiem, że czują się szczęśliwi. Ktoś musi pracować w sklepie i nie trzeba mieć gigantycznych ambicji. Że jest to ich życie i nie mogą dać sobie wmówić, jak mają żyć.
Dlaczego przestaliśmy pragnąć „normalnego życia” z rodziną i stałą pracą?
Ostatnio znajoma opowiadała mi o kilku swoich koleżankach, trochę po 20. roku życia. Dla nich czymś normalnym, a czasami nawet i marzeniem jest oddanie się mężczyźnie za torebkę za 7, 8 i więcej tysięcy złotych. Kiedy się zdziwiłem i zapytałem: „Ale po co?”, odpowiedziała równie zdziwiona: „Jak to po co? Żeby mieć torebkę”. Wtedy zrozumiałem, że coś już mi umyka. Że jest w tym jakaś nowa prawda o świecie, coś świeżego i może warto się nad tym pochylić. Ludzie patrzą na zdjęcia celebrytów na Instagramie i myślą: też bym tak chciał. Wtedy dopiero byłbym szczęśliwy. Gdybym miał taki samochód, taką sukienkę, takie mięśnie. O wiele łatwiej jest dążyć do nowej torebki, niż zastanawiać się nad tym, co ta torebka ma przykryć. Niestety, zazwyczaj ukrywa tylko pustkę i brak celu. Osoba, którą oglądają i podziwiają na Instagramie, jest w rzeczywistości w pożyczonym samochodzie, wypożyczonej sukience i biżuterii, a ze szczęściem nie ma to za wiele wspólnego. To jest praca, którą trzeba wykonać. Uśmiechnąć się, zrobić trzy czy cztery obroty i pomachać. Później wrócić do domu i jeśli jest się mężczyzną, zrobić kilka zastrzyków, po których mięśnie są większe, ale kurczą się jądra. Jeśli jest się kobietą, zamartwiać, co będzie z karierą, jeśli się zestarzeję. Ktoś na zewnątrz wydaje się przebojowy i pewny siebie, a wewnątrz ma bardzo niskie poczucie własnej wartości i dużo kompleksów.
Można mieć miliony na koncie, setki tysięcy obserwujących i być głęboko nieszczęśliwym. Wszyscy chcą mieć sukces, ale za niego trzeba zapłacić. Duży sukces? Duża cena.
Tylko nie zawsze ją na pierwszy rzut oka widać. „Gwiazdor” jest właśnie o tym, ile się za tę upragnioną sławę płaci.
Materiał powstał z udziałem Wydawnictwa Novae Res