Gabriela Gargaś: Ja sama sobie komplikuję życie, więc moi bohaterowie też nie mogą mieć za łatwo
Do księgarń niedawno trafił „Kacper”, najnowsza powieść znanej autorki bestsellerów. Udało nam się z nią porozmawiać
Gabriela Gargaś ma w swoim dorobku kilkanaście bardzo chętnie czytanych powieści obyczajowych. Z wykształcenia jest ekonomistką, ale w zawodzie przepracowała zaledwie 2 miesiące. Jej powołaniem było pisanie. Zadebiutowała w 2011 roku książką „Jutra może nie być”, a spod jej pióra wyszły też m.in.: „Wieczór taki jak ten”, „Lato utkane z marzeń”, „W plątaninie uczuć”, „Trudna miłość”, „Namaluj mi słońce”, a także "Saga Dobrzyńskich” w formie trylogii („Kiedyś się odnajdziemy”, „Zawsze będziemy razem” i „Nigdy cię nie zapomnę”). Zainicjowała projekt wydawniczy „Każdego dnia”. Zysk ze sprzedaży tego zbioru opowiadań został przekazany Fundacji Marka Kamińskiego, która wspiera dzieci i młodzież z ciężkimi i nieuleczalnymi chorobami.
W księgarniach można znaleźć już najnowszą powieść Gargaś. Tytułowy bohater „Kacpra” ma dość niecodzienny zawód - jest... żołnierzem jednostki specjalnej pracującym głównie w Gujanie Francuskiej. Podczas urlopu w Bieszczadach spotyka starszą od siebie Ksenię, zdradzoną przez męża kobietę po przejściach. Czy pomimo dzielącej ich odległości, skrywanych tajemnic i nieoczekiwanych zwrotów akcji, uda im się zbudować udany związek? Dowiecie się, sięgając po „Kacpra”. Najpierw przeczytajcie jednak naszą rozmowę z pisarką, w której opowiada nie tylko o swoim nowym „dziecku”.
Mówią, żeby nie oceniać książki po okładce, ale w przypadku „Kacpra” to było silniejsze ode mnie. Wytatuowany goły tors sugeruje, że będzie to gorący romans, a nawet erotyk. Nic bardziej błędnego. Czy właśnie o takie zmylenie i zaskoczenie czytelnika chodziło?
Gabriela Gargaś: Chodziło o to, by okładka była mocna, tak jak mocny i silny jest główny bohater, i by treść zaskoczyła czytelnika.
To opowieść o życiu, we wszystkich jego odcieniach. O niespełnionych miłościach, o tym, że ludzie niekiedy nas zawodzą. O wielkiej tęsknocie i przygotowywaniu do rozstania.
Od czytelniczek słyszę, że ta książka porusza. Takie opinie bardzo mnie cieszą.
Kacper, tytułowy bohater Pani najnowszej książki, jest żołnierzem jednostki specjalnej działającej głównie w Gujanie Francuskiej. To zawód spotykany raczej w literaturze faktu niż w tzw. obyczajówkach. Skąd pomysł na taką postać?
Dwa lata temu poznałam Kacpra, który jest żołnierzem Legii Cudzoziemskiej. To wspaniały, ciepły i serdeczny człowiek, z którym można porozmawiać o wszystkim i który zaskakuje empatią i wrażliwością, zwłaszcza w połączeniu z siłą i wyglądem prawdziwego Gladiatora. Od razu znaleźliśmy wspólny język. To właśnie on stał się pierwowzorem tytułowej postaci. Oczywiście historia mojego bohatera nie jest historią Kacpra.
Kacper opowiedział mi o dżungli, która mnie fascynowała nawet bardziej niż sama służba w Legii. Mówił mi o tym, co tam jadł, a było tego sporo: krokodyle, kajmany, ryby, robaczki, dżdżownice, pająki i różne inne upolowane przysmaki. Jest też rodzaj palmy, której serce można zjeść. Gujanę nazywa się piekłem, bo w panującej tam wilgotności powietrza trudno funkcjonować. Dodatkowo żołnierze przemierzający dżunglę dźwigają bagaże ważące czasami ponad 30 kilo, torują sobie drogę maczetą i w ogóle się nie oszczędzają fizycznie, a to wszystko w tak niesprzyjających warunkach.
Ani Kacpra, ani Kseni los nie oszczędzał, ale przyznam, że najbardziej poruszył mnie wątek Żanety i jej synka. Udała się Pani rzadka sztuka, bo nie ma w tej historii ani krzty taniego melodramatyzmu. Jak to się robi?
Intuicyjnie. Piszę historie, które sama chciałabym przeczytać. Nie lubię tanich dram, ale fascynują mnie historie, które chwytają za serce, mają jakiś przekaz, o którym czytelnik będzie pamiętał i miętolił go długo w duszy.
Jest Pani orędowniczką tezy, że życie jest za krótkie, żeby siedzieć bezczynnie, że warto ryzykować i podejmować szalone decyzje. W „Kacprze” tę filozofię najlepiej widać w postaci Kseni, której wydaje się, że po zdradzie męża i zniknięciu córki, już nic dobrego ją nie spotka. A życie bardzo ją zaskakuje. Czy naprawdę „rozsądek jest przereklamowany”?
Ta teza sprawdza się u mnie, u kogoś innego może w ogóle nie funkcjonować.
Po prostu uważam, że trzeba brać życie za rogi. Nie marnować czasu na rozkminki typu „co by było, gdyby". Takie gdybanie jest szkodliwe dla naszego systemu nerwowego.
Moje działania czasami bywają nierozsądne, ale w ogólnym rozrachunku wychodzi mi to na dobre. Jeśli coś czuję, to to robię, a jeśli nie czuję, to się do niczego na siłę nie zmuszam. Nie zliczę, ile razy się przeprowadzałam czy zmieniałam otoczenie. Jeśli gdzieś się wypalam, szukam nowych wyzwań. Rutyna jest nudna i to ona zabija w człowieku potencjał do rozwoju i działania. Zewsząd atakują nas motywujące hasła: „Zrób to czy tamto, a niebiosa spuszczą na ciebie deszcz szczęścia. A jak zrobisz tamto, to już w ogóle wszechświat będzie ci sprzyjał”. A czasami nie spada na nas ani deszcz szczęścia, ani wszechświat nam nie sprzyja. Ale wiem, że czasami warto posłuchać tego, co w sercu gra. Nie musisz robić tego, czego robić nie chcesz. Rób to, co podpowiada ci serce.
Bardzo lubi Pani komplikować życie swoim bohaterom. Nie inaczej jest w „Kacprze” – dużo tu bólu, strachu i tęsknoty. I mimo że nie jest to rzeczywistość usłana różami, to nigdy nie pozostawia Pani czytelników z poczuciem braku nadziei. Czy to już poczucie misji?
Ja sama sobie komplikuję życie (śmiech), więc moi bohaterowie też nie mogą mieć zbyt łatwo. Życie jest przewrotne i ja głęboko wierzę w to, że gdzieś tam po drugiej stronie rozpaczy istnieje nadzieja. Życie nas boleśnie doświadcza, ale powinniśmy wierzyć w lepsze jutro i w to, że wszystko ma jakiś sens i że da się podnieść z podłogi, nawet jeśli nie mamy już siły.
Z wykształcenia jest Pani ekonomistką, ale zamieniła Pani cyferki na literki. Czy zdolności analityczne przydają się w pisaniu?
Pracowałam w zawodzie chyba z dwa miesiące. Cyferki mnie nudzą, tabelek i wykresów nie rozumiem. Co ja mogłam wiedzieć o życiu, kiedy wybierałam kierunek studiów? Zdecydowałam się na studia, bo myślałam, że znajdę po nich godziwą pracę. Godziwa praca okazała się nudna i przewidywalna, zatem poszukiwałam dalej.
Życie to poszukiwanie miejsc, w których jest nam dobrze i w których się spełniamy.
Bez sensu spędzać w robocie kilkadziesiąt godzin w tygodniu i mieć poczucie niespełnienia albo myśli typu „co ja tutaj robię?”. A odnośnie zdolności analitycznych, to ich nie mam, mam raczej te emocjonalne (śmiech).
Ma Pani na swoim koncie już kilkanaście książek, w tym wiele bestsellerów. Czy doświadczyła Pani uczucia wypalenia zawodowego? Jeśli nie, ma Pani jakiś sposób, jak go uniknąć?
W każdej innej pracy po jakimś czasie się wypalam. W pisaniu - nie. I to od 11 lat. Kocham to, co robię i może dlatego zamiast gasnąć, to ja błyszczę, ku smutkowi tych, którzy mi zazdroszczą. Połączenie pracy z pasją to najlepsza metoda, by się nie wypalić.
Nad czym Pani obecnie pracuje? Uchyli Pani rąbka tajemnicy?
Łatwiej byłoby mi odpowiedzieć na pytanie, nad czym nie pracuję (śmiech). Obecnie piszę drugą część książki „Kancelaria” i robię notatki do dwóch kolejnych książek. Piszę na pełnych obrotach.
Materiał powstał z udziałem Wydawnictwa Skarpa Warszawska