To opowieść pełna pasji i romantyzmu. Prezentujemy fragment książki „Miłość i inne słowa”
Poznaj losy kochanków, którzy spotykają się po dekadzie rozłąki
Poznali się i pokochali, gdy byli jeszcze nastolatkami. Ich relacja rozpadła się, ale po dekadzie drogi tej pary ponownie się krzyżują. Powieść Christiny Lauren „Miłość i inne słowa” nie tylko wzrusza, lecz także jest pełna romantyzmu oraz pikanterii. Co musi się stać, by dawni kochankowie zrozumieli błędy przeszłości? Mimo bolesnych doświadczeń, ogień między nimi wciąż płonie...
Poniżej prezentujemy fragmenty powieści Christiny Lauren.
(…) omiatam spojrzeniem ladę, przenosząc wzrok z kobiety z różowymi dredami na niewysokiego mężczyznę z tatuażem na szyi; oboje przyjmują zamówienia na kawę. Naprzeciwko nich widzę potężny męski tors – i w jednej chwili staję się czujna jak ważka.
Jego włosy mają kolor zbliżony do czerni. Są w nieładzie, gęste kosmyki opadają mu na uszy. Kołnierzyk koszulki jest wywinięty z jednej strony, rąbek wysuwa się zza paska znoszonych czarnych dżinsów. Ma na sobie wsuwane vansy z modnym wiele lat temu, wyblakłym już nadrukiem. Sfatygowaną listonoszkę ma przewieszoną przez ramię i opartą na biodrze.
Gdy tak stoi plecami do mnie, wygląda jak tysiące innych mężczyzn w Berkeley, ale ja doskonale wiem, kim jest ten konkretny facet.
Zdradziła go ciężka książka z oślimi uszami, którą trzyma pod pachą. Istnieje tylko jedna osoba, która co roku w październiku po raz kolejny pogrąża się w lekturze Ivanhoe, oddając się temu rytuałowi z niesłabnącym zachwytem.
Niezdolna spojrzeć w drugą stronę, siedzę jak sparaliżowana, oczekując na moment, w którym odwróci się, a ja będę mogła zobaczyć, jak zmieniło go te niemal jedenaście lat. Ledwie myślę o tym, jak sama się prezentuję: mam na sobie uniform w kolorze miętowym, praktyczne sportowe obuwie, włosy niedbale ściągnięte w koński ogon… Z drugiej strony nigdy wcześniej nie myśleliśmy o swoich twarzach czy o tym, jak wyglądamy w oczach tego drugiego. Zawsze byliśmy zbyt zajęci zapamiętywaniem siebie nawzajem.
Sabrinie udaje się odzyskać moją uwagę w momencie, gdy duch przeszłości zbiera się do zapłacenia za kawę.
– Mace?
Znów parokrotnie mrugam.
– Przepraszam. Ja… przepraszam. Yyy… co?
– Właśnie nawijałam o wysypce wywołanej przez pieluszki, ale znacznie bardziej interesuje mnie, co cię tak… – Odwraca się, by spojrzeć w stronę lady. – Och.
Jej „och” na razie nie zdradza pełnego zrozumienia sytuacji. Odnosi się wyłącznie do tego, jak ten facet prezentuje się od tyłu. Jest wysoki – to akurat wydarzyło się zupełnie nagle, gdy skończył piętnaście lat. Jego barki są szerokie – to również zmieniło się nieoczekiwanie, ale nieco później. Doskonale pamiętam, gdy zauważyłam to po raz pierwszy; unosił się nade mną w garderobie (dżinsy miał zsunięte do kostek), a jego szeroka sylwetka zasłaniała słabe światło górnej żarówki. Jego włosy są gęste – to akurat żadna nowość. Dżinsy wiszą nisko na biodrach, a jego tyłek prezentuje się naprawdę niesamowicie. A ja nie mam pojęcia, kiedy to wszystko się wydarzyło.
Właściwie wygląda dokładnie jak koleś, którego w milczeniu taksowałybyśmy wzrokiem, by następnie spojrzeć po sobie i wyszeptać bezgłośnie: „Niezły, co nie?”. To jedna z najbardziej surrealistycznych myśli: uświadamiam sobie, że doroślejąc, zamienił się w faceta, za którym z zachwytem wodzę wzrokiem.
To naprawdę dziwne uczucie obserwować go od tyłu. Wlepiam w niego wzrok z taką intensywnością, że przez chwilę udaje mi się przekonać samą siebie, że to jednak nie może być on. W sumie to może być ktokolwiek – po ponad dekadzie rozłąki nie znam już jego ciała tak dobrze, prawda?
Ale właśnie wtedy on się odwraca, a ja czuję, jak z wnętrza kawiarni ucieka całe powietrze. Zupełnie jakbym dostała nagły cios w splot słoneczny, a moja przepona przestała pracować.
Sabrina słyszy piskliwy, stłumiony odgłos, który z siebie wydaję, i patrzy z powrotem w moją stronę. Widzę, jak podnosi się z krzesła.
– Mace? – pyta.
Wciągam powietrze, ale nie jestem w stanie wziąć głębokiego oddechu. W ustach mam kwaśny posmak, czuję pieczenie pod powiekami.
Jego twarz jest węższa, szczęka mocniej zarysowana, poranny zarost gęstszy. Wciąż nosi okulary w grubych oprawkach, ale teraz nie czynią go już podobnym do krasnala, za to grube szkła sprawiają, że jego orzechowe oczy wydają się większe. Nos mu się nie zmienił, ale teraz nie wygląda na zbyt długi w stosunku do reszty twarzy. Usta też ma takie same – o nienagannym wykroju, zdolne ułożyć się w najdoskonalszy na świecie sardoniczny uśmiech.
Nie jestem w stanie wyobrazić sobie wyrazu jego twarzy, gdyby mnie teraz dostrzegł. Może tej akurat miny nie widziałam nigdy wcześniej?
– Mace? – Sabrina wyciąga do mnie wolną rękę, łapiąc mnie za ramię. – Skarbie, wszystko gra?
Przełykam ślinę, po czym zamykam oczy, usiłując otrząsnąć się z transu.
– Jasne.
Wydaje się nieprzekonana.
– Jesteś pewna?
– To znaczy… – Kolejne przełknięcie śliny, po którym otwieram oczy, próbując spojrzeć na przyjaciółkę, ale wzrok znów ucieka mi ponad jej ramię. – Tamten facet… to Elliot.
Tym razem jej „och” jest bardziej znaczące.
Książka „Miłość i inne słowa” Christiny Lauren w tłumaczeniu Aleksandry Dzierżawskiej ukazała się nakładem wydawnictwa Poradnia K. Szczegóły znajdziesz POD TYM LINKIEM.