Anna Szczypczyńska: Lektura z półki „na wakacje” nie powinna być tylko rozrywką
Pisarka opowiedziała nam o swojej najnowszej książce "Dziewczyna mojego męża" i o propozycji Netflixa
„Dziewczyna mojego męża” już tytułem sugeruje, że będzie niezłe poplątanie z pomieszaniem. Skąd pomysł na to, by jednym z tematów książki stała się relacja patchworkowa?
Anna Szczypczyńska: Pierwsze nieśmiałe zalążki pomysłów na moje powieści zwykle kiełkują podczas rozmów ze znajomymi, z rodziną. Ktoś powie jedno słowo, czasem zdanie i ono coś we mnie poruszy, zaintryguje mnie. Ufam swojej intuicji, więc to słowo czy zdanie od razu zapisuję - czasem tylko w pamięci, a często dosłownie w zeszycie. Tak było i tym razem. Wszystko zaczęło się od pytania: „Co by było, gdyby…”, ale nie mogę powiedzieć więcej, bo tym razem najpierw przyszło do mnie zakończenie (śmiech).
Twoje powieści czyta się lekko, szybko i przyjemnie. Ale jednocześnie nie tak lekko, by przeminęły i nie zostawiły śladu… Zależało ci na tym, by tę niełatwą relację jakoś oswoić i dać coś w rodzaju ukojenia tym, którzy się z podobną borykają?
Może nie tyle oswoić, co pokazać, że sprawa może być nieco bardziej złożona, niż nam się wydaje. Zobacz, rzadko się zdarza, że lubimy byłe dziewczyny czy żony naszych partnerów, a i one niekoniecznie chciałyby pójść z nami na drinka. Czasem są ku temu powody, ale często nie. To taka zwykła niechęć podszyta zazdrością czy innymi emocjami, które może jeszcze nie do końca w nas wygasły. Tylko czy rzeczywiście za hasłem „dziewczyna mojego męża” zawsze kryje się potwór? Właściwie tak byłoby prościej, ale życie jest nieco bardziej skomplikowane…
W opisie od wydawcy czytamy: „Lucyna i Tomasz Klimek po dwudziestu latach małżeństwa postanowili się rozstać. Obydwoje weszli w nowe związki z młodszymi od siebie partnerami i korzystają z życia! Jest tylko jeden problem: utaili ów fakt przed córką, która od roku mieszka i studiuje za granicą” Ha! I tu mamy kolejną perełkę… Jak powiedzieć dziecku, zarówno małemu, jak i dorosłemu, że mamusia i tatuś to już jakby poszli inną drogą? Niełatwe tematy wzięłaś na tapetę!
Bo życie wcale nie jest łatwe, a może właśnie jest, tylko my niepotrzebnie je komplikujemy? Nie mówimy wprost o tym, co czujemy, mamy przed sobą różne tajemnice. Lubię, kiedy lekka lektura z półki „na wakacje”, serwuje czytelnikowi rozrywkę, ale nie tylko. Zostawia go z jakąś refleksją. I mam nadzieję, że „Dziewczyna mojego męża” jest właśnie taką książką.
Uwielbiam scenę, kiedy Lucyna chce świetnie wypaść przed sporo młodszą, wysportowaną i wege dziewczyną swojego męża, więc stosuje kilka tricków, które ją trochę kosztują. Myślisz, że to możliwe, żeby nie próbować udawać lepszej przed teraźniejszą swojego byłego? Myślisz, że jakakolwiek kobieta byłaby zupełnie obojętna na taką potrzebę, żeby wypaść świetnie, żeby może jednak tamten pożałował albo przynajmniej nie pomyślał: "Jak ja mogłem być z taką kobietą?"
Myślę, że każda z nas jest inna. Nie wszystkie kobiety będą odczuwały taką potrzebę, jaką ma Lucyna, ale nie zapominajmy o tym, że być może Lucyna też zachowywałaby się inaczej, gdyby w jej głowie nie zaczęła kiełkować pewna myśl…
Piszesz życiowo, bo życie daje najlepsze inspiracje… Dlaczego tu akcję swojej powieści umieszczasz częściowo w pięknych, malowniczych Włoszech? Czyżbyś zapraszała tym samym na wakacje?
Kiedy tylko mogę, staram się zabrać czytelnika tam, gdzie jeszcze nie był. Uważam, że tradycyjne włoskie wesele oraz ślub na historycznym okręcie z widokiem na jezioro Garda przy kojącym śpiewie cykad i smaku włoskiego wina to idealne miejsce na wakacje. Dlatego chciałam je „pokazać” w mojej nowej powieści.
Jesteś pisarką, która przyciąga kobiety w tym środkowym przedziale wiekowym – już nie młodzież, ale jeszcze nie seniorki. Kim jest twoja czytelniczka? Dlaczego odnajduje siebie właśnie w twoich tekstach? Co wynika z twojej analizy, którą pewnie robiłaś już sobie niejednokrotnie? W końcu w każdym "biznesie" warto znać - jak to się ładnie i modnie mówi - "target".
O to trzeba zapytać nie mnie, a moje czytelniczki (śmiech).
Seks w twoich powieściach jest dosyć odważny, a jednocześnie literacki. Może się zrobić gorąco, ale jednocześnie nigdy nie jest niesmacznie, wulgarnie czy groteskowo. To niełatwe umieć napisać dobrą scenę erotyczną… Nie myślałaś, by dla zabawy napisać pełny erotyk?
Dziękuję, to dla mnie ogromny komplement, bo poświęcam tym scenom bardzo dużo czasu i zaangażowania. Sceny seksu są jednymi z trudniejszych, ciągle się ich „uczę”. Staram się, by każda z nich była dobrze przemyślana i "po coś". To nie jest seks dla seksu. Nim siądę do takiej sceny, długo o niej myślę, rozpisuję ją, planuję, zastanawiam się, czy naprawdę jest mi potrzebna. Czy coś wnosi. Czy mówi o bohaterze coś, czego do tej pory czytelnik nie wiedział. Uważam, że seks jest bardzo ważnym, ale też ciekawym aspektem naszego życia i dlatego będę mu poświęcać sporo uwagi w historiach, które opowiadam. Ale ten seks zawsze będzie po coś. Nie tylko dla rozrywki.
To dla kontrastu – pójście w literaturę piękną cię nie kusi? Krok wyżej – chociaż nie przepadam za takim wartościowaniem. Ale może można tak powiedzieć…
Oprócz tego, że piszę, cały czas czytam i uczę się od lepszych, od tych, którzy mnie inspirują. Mam nadzieję, że każda moja książka będzie inna od poprzedniej i że każda poruszy w moich czytelniczkach jakąś strunę. Na tym mi zależy.
Jesteś dziewczyną, do której zgłosił się sam Netflix, by zekranizować jedną z twoich powieści. Brzmi jak marzenie, jak bajka o Kopciuszku… Też tak to odbierasz?
Jestem bardzo szczęśliwa, że na podstawie mojej debiutanckiej powieści powstanie film. I nie mogłam sobie wymarzyć lepszej ekipy, niż ta, która pracuje przy tym projekcie! Ale na tym etapie nie mogę nic więcej zdradzić. Wyczekujcie filmu! Premiera już w przyszłym roku.
Czy taka propozycja spowodowała, że jeszcze bardziej uwierzyłaś w swoją wartość pisarską?
Podchodzę do tej pracy z ogromną pokorą. Do każdej powieści. To nie jest tak, że premiera kolejnej stresuje mniej niż ta pierwszej. Absolutnie! Powiedziałabym nawet, że jest odwrotnie. Teraz pracuję nad moją piątą powieścią i stresuję się bardziej niż wtedy, gdy pisałam pierwszą (śmiech). Ale owszem, takie wydarzenia dodają wiatru w skrzydła. Sprawiają, że chcesz opowiadać kolejne historie i chcesz robić to coraz lepiej, bo widzisz, że to nie jest tylko dla ciebie. Widzisz, że innych one też poruszają.
Czy dziś piszesz już z myślą o kadrach i ujęciach? Skoro poczułaś, że ekranizacja na najlepszej platformie filmowej jest możliwa, to czemu nie zekranizować teraz każdej książki, która wyjdzie spod twojego pióra?
Pisanie powieści to zupełnie inna sprawa niż pisanie scenariusza filmowego, ale owszem, od zeszłego roku dokształcam się i w tej drugiej materii, natomiast robię to z czystej ciekawości. Raczej po to, by zrozumieć, co się później dzieje z moją historią.
O czym marzysz – zawodowo? I uważaj, co powiesz, bo może się spełnić!
W takim razie nie mogę zdradzić, bo lubię serwować moim czytelniczkom niespodzianki (śmiech).
Materiał powstał z udziałem Wydawnictwa Luna