Reklama

„Nietypowa baba jestem” to wywiad rzeka, którego Anna Seniuk udzieliła swojej córce Magdalenie Małeckiej- Wippich. Na stronach książki, która jeszcze w listopadzie trafi do sprzedaży popularna aktorka, ale także jedna z twarzy polskich amazonek opowiada nie tylko o teatrze i filmie, ale także o walce jaką stoczyła z nowotworem. Publikujemy fragment tych wspomnień.

Reklama

Anna Seniuk o tym jak wykryto u niej guza

Anna Seniuk: To był 1993 rok. Wieczór. Byłam chyba w kąpieli czy po ką­pieli, wycierałam się i wtedy odkryłam guz. Pomyślałam: to może być rak. Zrobiło mi się słabo. Długo stałam w łazience i nie mogłam wyjść. Wiedziałam, że jak wyjdę, to będę już zupełnie inną kobietą, dlatego chciałam jakoś przedłużyć ten moment przekroczenia progu, dosłownie i w przenoś­ni. W końcu wyszłam z tą moją tajemnicą, nikomu nic nie mówiąc. Następnego dnia zadzwoniłam tylko do koleżan­ki, która miała męża lekarza, i za parę dni zostałam umó­wiona w szpitalu onkologicznym. Pamiętam, że siedziałam na korytarzu w tłumie kilkudziesięciu osób, a przez głoś­nik padały nazwiska. „Pani Seniuk Anna, proszę do gabine­tu”. Nie było mowy o jakiejkolwiek dyskrecji. Weszłam do środka. Całe szczęście za drzwiami poznałam pana profe­sora Kułakowskiego. To był pierwszy cud. Trafiłam na nie­zwykłego człowieka i wybitnego lekarza, kochanego przez pacjentów i uwielbianego przez personel. Przywitał mnie ciepło i pogodnie, dodał otuchy. Wszystko potem potoczyło się dość szybko, trwało to może około tygodnia. Chciałam mieć pewność i na razie nikomu o niczym nie mówiłam. Nie chciałam niepotrzebnie wzbudzać popłochu w rodzinie.

Magdalena Małecka-Wippich: To dziwne. Własnemu mężowi nie powiedziałaś?

Nie, bo póki nie byłam pewna, nie chciałam nikogo mar­twić na zapas.

Anna Seniuk z córka

Robert Wolański

Cała ty.

Chciałam mieć w tym czasie spokój. Bałam się, że jeśli ko­muś powiem, to będę musiała wszystkich uspokajać. Wy­starczał mi własny niepokój, z którym musiałam się uporać.

Ja tego nie pamiętam. Byłam wtedy na obozie harcerskim, miałam dwanaście lat.

Były wakacje. Pojechałaś na obóz do Poźrzadała. Grześka też nie było w Warszawie. Mam od ciebie cudny list stam­tąd, napisany na korze brzozowej. Zawsze miałaś fanta­styczne pomysły.

Odwiedziłaś mnie na tym obozie! Pamiętam, że przyjecha­łaś tam z tatą bardzo smutna i powiedziałaś mi, że będziesz mieć operację.

Dlaczego Anna Seniuk nie mówiła?

Nie zdawałam sobie sprawy z powagi całej sytuacji, nie byłam w nią zresztą wtajemniczona, bo nie po­wiedzieliście mi, jaka to ma być operacja, dowiedziałam się o wszystkim po fakcie.

Wszystko działo się dość szybko. Byłam wtedy w trakcie kręcenia Czterdziestolatka. 20 lat później, więc termin ope­racji był również dość szybki.

A ekipa serialu? Wiedzieli?

Nie, nikt nic nie wiedział. W sierpniu miałam zacząć na­stępną transzę zdjęć, część nagraliśmy w czerwcu. W lipcu był urlop. Mieliśmy zabrać cię z tatą z obozu i jechać ra­zem na wakacje nad morze. Wtedy powiedziałam ojcu, że chyba nad morze nie pojedziemy. Kiedy znałam już termin operacji, to dopiero wtedy mu powiedziałam.

Anna Seniuk z synem Grzegorzem

Olga Majrowska

Co mówili lekarze? Że po operacji powinno być wszystko w porządku?

Żaden lekarz ci tego nie powie. A jeżeli powie, to i tak wia­domo, że nie da żadnej gwarancji. Mogłam usunąć sam guz, bez amputacji piersi. Ale profesor powiedział, że lepiej usunąć całą pierś, bo to zwiększa pewność. Sugerował, że przy tak dużym nowotworze lepiej pójść na całość. Mówił, że można sobie później zrobić taką protezę silikonową pod skórą...

Jak Angelina Jolie.

Tak, można sobie zrobić.

Operacja była w lipcu, a w sierpniu wróciłaś na plan?

Tak. A to była przecież poważna operacja, to był pięciocen­tymetrowy guz. I tu drugi cud, bo operował mnie sam pro­fesor Kułakowski. Nie tylko wybitny chirurg, ale i humani­sta. Kochał życie, świetnie jeździł na nartach, był żeglarzem, uwielbiał teatr. Wielkie ciepło biło od profesora. Mówiłam ci, jak profesor Kułakowski szedł ze mną na operację? W ryt­mie poloneza! Wziął mnie pod rękę. „Jak pani spała?”, spytał. „Niestety, nie spałam!”, odpowiedziałam. „To teraz się pani wyśpi!” I tanecznym krokiem wpłynęliśmy na salę operacyjną.

Mówisz, że ekipa nic nie wiedziała. Jak mogła nic nie wie­dzieć? Przychodzą przecież garderobiane, ubierają cię. To nie jest coś, co można łatwo ukryć.

Wróciłam do ekipy i nie miałam z tym problemu. Jeżeli idzie o garderobianą, o kostiumy, to mówiłam, że wolę bez dekoltu. Jeden z technicznych zapytał mnie któregoś razu:

A co pani robiła w lipcu?”. Ja mówię: „Akurat w szpitalu byłam”. A on na to: „No, mam nadzieję, że nie rak, bo moja mama znienacka poszła do szpitala na raka i umarła. Chwa­ła Bogu, że nie ma pani raka!”.

Długo o niczym nie mówiłaś?

Nie. Ponieważ nie chciałam, żeby to się dostało do prasy. Po operacji musiałam stale jeździć do szpitala. Byłam pod ścisłą kontrolą, prawie codziennie tam jeździłam. Bardzo źle się to wszystko goiło, ciągle były jakieś sączki, to goje­nie było bardzo nieprzyjemne i bolesne. Zamiast pojechać na wakacje nad morzem, przeprowadziłam się do przyjaciół, którzy mieli w Rembertowie dom z ogrodem.

Reklama

Polecamy też: Anna Seniuk „Mając dwadzieścia lat postanowiłam starzeć się z godnością”

Reklama
Reklama
Reklama