Długo nie interesowało jej gotowanie, została najlepszą kucharką świata. Przemierzyliśmy Paryż śladami Julii Child
Drugi sezon serialu „Julia” właśnie ma swoją premierę
Jeśli idąc od Wieży Eiffla wzdłuż Sekwany zbyt mocno oczarują Cię luksusowe sklepy i kawiarnie, budynku legendarnej szkoły Le Cordon Bleu możesz nawet nie zauważyć. Niepozorna bryła z zaokrąglonymi schodami z zewnątrz nie wyróżnia się niczym szczególnym. Jeśli jednak raz przekroczysz jej próg, możesz wyjść bogatszy o unikatową kulinarną wiedzę. Tak jak ponad 70 lat temu zrobiła to Julia Child – pierwsza kobieta, która ukończyła Le Cordon Bleu. Doświadczenie to otworzyło przed nią tak wiele drzwi, że o pełnej wdzięku kucharce-celebrytce do dziś powstają książki, filmy i seriale. Druga seria najnowszego z nich – Julia – ma dziś swoją premierę na platformie HBO MAX.
Kilka dni temu udaliśmy się do stolicy Francji, by przemierzyć ją śladami Julii Child. W jakich miejscach odmieniało się jej życie?
Paryż Julii Child – tu pokochała francuską kuchnię
Miała być powieściopisarką albo anglistką. Dobrze dawała sobie też radę w dziale reklamy jednego z amerykańskich sklepów meblowych. Jej poukładane życie wywróciło się do góry nogami wraz z nadejściem II wojny światowej. Nie chcąc pozostawać bezczynną, Julia Child przyjęła pracę w agencji rządowej Office of Strategic Services, gdzie zajmowała się pisaniem na maszynie a także asystowała jednemu z generałów. Los chciał, że to właśnie wtedy poznała również miłość życia. Paul Child zajmował wówczas funkcję wojskowego grafika. Większą część jego głowy zajmowało jednak myślenie o dobrej kuchni i rozsmakowywaniu się w winach. Zarazić drugą połówkę swoją pasją było dla niego niczym misja...
Gdy tylko wojna się skończyła, Paul otrzymał propozycję pracy we Francji na stanowisku dyplomaty. Był 1946 rok, gdy przyleciał do Europy w towarzystwie Julii. Najpierw zafascynowało ją miasteczko Rouen, potem Paryż. Ukochany Amerykanki dbał, by ta jak najlepiej poznała francuską kuchnię. Smaku pierwszego zjedzonego po wylądowaniu posiłku nie zapomniała nigdy. „Rouen słynie z potraw z kaczki, ale po konsultacji z kelnerem Paul zdecydował się zamówić solę w sosie maślanym. […] Przymknęłam oczy i wciągnęłam wonie unoszące się nad talerzem. Potem nabiłam kawałeczek ryby na widelec, uniosłam go do ust i spróbowałam. Przeżuwałam wolno: mięso soli było delikatne i miało lekki, lecz wyraźny posmak oceanu, który wspaniale komponował się z przyrumienionym masłem. Połknęłam swój pierwszy kęs. Istna rozkosz”, pisała w swojej książce Moje życie we Francji.
Równie wielkie emocje towarzyszyły jej tego samego wieczoru, gdy po raz pierwszy w życiu kosztowała prawdziwej bagietki. Nie mogła też uwierzyć, jak morskie i delikatne w smaku potrafią być francuskie ostrygi. Te pochodzące z Waszyngtonu i Massachusetts, które jadła wcześniej, nigdy nie sprawiły, by choć trochę zainteresowała się kuchnią. Plan Paula powiódł się. Typowy normandzki posiłek w jednej chwili odmienił życie jego żony. To wtedy postanowiła w swojej głowie, że musi nauczyć się tak gotować! Kilka lat wcześniej pierwszym daniem, który przygotowała w małżeństwie, był móżdżek w czerwonym winie. Niestety na tyle niezjadliwy, że Paul nawet z grzeczności nie próbował dokończyć kolacji. Tego wieczoru ostatecznie wyszli z domu i zjedli coś na mieście.
SPRAWDŹ TAKŻE: Zwiedzaj Paryż śladami Coco Chanel. Ulubione miejsca projektantki w stolicy mody
Duch Julii Child w Le Cordon Bleu
W Paryżu było inaczej. Z pomocą ukochanego udało się jej zapisać do słynnej paryskiej szkoły gotowania. Nie od razu była jednak zadowolona. Pierwsze zajęcia rozczarowały ją. Nie spodobały się jej: duża liczba brudnych naczyń do zmywania, minimalny wybór składników i zbyt wiele jej zdaniem czasu poświęcanego na naukę tak przyziemnych czynności jak krojenie czy obieranie. A to, dzięki wcześniejszym próbom gotowania, już umiała. Julia potrzebowała lekcji, które jeszcze bardziej rozbudzą w niej kreatywność i pozwolą obcować z najlepszymi kucharzami w kraju. Sama, choć za taką zupełnie się nie uważała, chciała równać do najlepszych.
Szybko więc zmieniła kurs na ten dedykowany zawodowym restauratorom. „Wreszcie, po raz pierwszy w życiu, zrozumiałam, jak należy gotować. Uczyłam się nie szczędzić czasu i uwagi na przygotowanie pysznego posiłku. Moi nauczyciele byli fanatycznie przywiązani do szczegółów i nie uznawali kompromisów. Bugnard wpoił mi wartość prawidłowej techniki - na przykład właściwego odwracania grzybów - a także wagę treningu, który czyni mistrza. „Zawsze warto się starać, madame Szild! - mawiał - Goutez! Goutez!". ("Proszę skosztować! Proszę skosztować!")”, wspominała później.
W trakcie dwunastu miesięcy uczęszczania na zajęcia mówiła o niej cała szkoła. Jej 188 centymetrów wzrostu i piskliwego głosu z oryginalnym akcentem – które lata później stały się jej niepodrabialnymi atutami – nie dało się nie zauważyć. Podobnie jak wielkiego zaangażowania w kolejne warsztaty. Ostatnie kończyły się egzaminem. Ale w pierwszym terminie 39-letniej wówczas kucharce nie udało się go zaliczyć. Przygotowanej na zagadnienia dotyczące najtrudniejszych technik i potraw Julii powinęła się noga przy stosunkowo łatwym pytaniu o jajko na miękko. Poddawanie się nie leżało jednak w naturze przyszłej gwiazdy. Drugi termin zdała bez żadnego błędu i tym samym stała się pierwszą kobietą, która otrzymała dyplom w Le Cordon Bleu.
Siedemdziesiąt dwa lata od tego wydarzenia słynna szkoła mieści się już w innym miejscu, nad samą Sekwaną (pod adresem 15 Quai André Citroën). To właśnie tam wraz z grupą dziennikarzy z całego świata znalazłem się kilka dni temu przy okazji promocji drugiego sezonu serialu HBO MAX - oczywiście o Julii Child. Jej ducha było czuć od pierwszych sekund przebywania wśród najbardziej doświadczonych czempionów kuchni. Na zeszytach przygotowanych do zapisywania notatek z kursu, który nas czekał, wydrukowane były słowa „Nikt nie rodzi się jako świetny kucharz, tego trzeba się nauczyć”. Sentencja autorstwa najpopularniejszej absolwentki wspomnianej szkoły do dziś ma w tym miejscu rację bytu. Nikt bowiem z obecnych mistrzów sztuki kulinarnej nie patrzył na nas z góry. Każdy od pierwszego podania ręki obdarzał nas ogromną życzliwością. Jak gdyby pamięć o tym, że każdy kiedyś zaczynał, była dla nich priorytetem.
Szybko więc minął pierwszy stres i zabraliśmy się do przygotowania dwóch dań, z których pierwsze Julii Child byłyodoskonale znane. Nadziewany okoń morski w cieście francuskim ujmował swoją kruchością. Przygotowany do niego sos kwasowością pomidorów łamał delikatność ryby. Trzeba jednak nadmienić, że zrobienie tego dania w pojedynkę będzie kosztowało Was sporo czasu. Znacznie mniej pracochłonna, a równo efektowna, okazała się marynowana w korzennych przyprawach kacza pierś podawana z grillowanymi figami i gruszkami, miodem, liśćmi figowca oraz piernikową kruszonką. Pierwszy kęs i jeszcze mocniej przypomniało mi się, jak bardzo nie mogę doczekać się zimowych świąt.
I tylko jedno nie dawało mi spokoju. Czy naprawdę w dobie urządzeń, które mogą przyspieszyć pracę i uczynić ją wygodniejszą, muszą obracać trzepaczką pełny kwadrans, aż do uzyskania muślinowego, napowietrzonego sosu? Gdy do mojego stanowiska podszedł mistrz kuchni Williams Caussimon, zapytałem go wprost: „A co szef sądzi o używaniu Thermomiksa?”. „Nigdy nie miałem go w rękach, absolutnie!”, odpowiedział bez zastanowienia.
Dopiero po chwili przyszła do mnie obecna z nami tłumaczka i szepnęła na ucho: „Myślę, że szef jak każdy z nas pomaga sobie różnymi sprzętami. Są jednak z nami kamery i zdecydowanie nie wypadało mu tego przyznać”, powiedziała, mrugnęła okiem i uśmiechnęła się szeroko.
Paryskie mieszkanie i ulubiony sklep Julii Child
Po przyjęciu ogromnej dawki wiedzy (i wcale nie mniejszej pysznego jedzenia), kolejką miejską udałem się w stronę Placu Inwalidów. Kilkaset metrów ode niego mieści się kamienica, w której przez prawie 10 lat powstawała pierwsza książka Julii Child i jej dwóch przyjaciółek. Zanim Ameryka i cały świat pokochały Mastering the Art of French Cooking, ponad 500 przepisów było testowanych w mieszkaniu Paula i Julii.
Z najwyższych pięter kamienicy (przy 81 Rue de L'Université) być może i rozciągał się urokliwy widok na miasto, ale nie rekompensował on parze niskich temperatur. „Budynek nie miał centralnego ogrzewania, był więc zimny i wilgotny jak grób Łazarza”, pisała Julia Child, której zdarzało się gotować ubraną w ocieplany płaszcz.
Kilkanaście przecznic dalej, tuż za Luwrem, zielonymi ścianami i złotymi literami wzrok przyciąga już z daleka najstarszy w Paryżu sklep z utensyliami kuchennymi. Nie ma w stolicy Francji miłośnika gotowania, który nie znałby tego adresu. E. DEHILLERIN – bo tak od nazwiska pierwszego właściciela nazywa się to miejsce – powstał już w 1820 roku.
Gdy Julia Child zjawiła się przed jego witryną po raz pierwszy, poczuła się jak nigdy wcześniej. „Stałam tam jak wryta, niczym rażona piorunem”, pisała w swojej książce. Blachy i foremki z najlepszych tworzyw? Patelnie, garnki, rondle nie do zdarcia? Znajdziesz tu wszystko czego potrzebujesz, choć nie zawsze prędko, bo rozłożenie tego, co sklep ma swojej ofercie, przybiera dość artystyczną i nieuporządkowaną formę. Z drugiej jednak strony wizyta w E. DEHILLERIN staje się dzięki temu jedynym takim przeżyciem. Czas zaczyna płynąć wolniej, a przemiły sprzedawca chętnie opowie o pochodzeniu każdego przedmiotu. Z takiej okazji wielokrotnie korzystała kilkadziesiąt lat temu Julia, która z ówczesnymi właścicielami mocno się zaprzyjaźniła.
Niewiele zresztą osób umiało oprzeć się jej urokowi, poczuciu humoru i głoszonemu przez nią coraz śmielej przekonaniu, że kobiety mogą wszystko. Nikt też, tak jak ona, nie opowiadał nigdy wcześniej o jedzeniu. Kilka słów wystarczało, by nawet najmniej doświadczone w gotowaniu osoby pragnęły nagle odtworzyć receptury Julii Child. „Próbuj nowych przepisów, wyciągaj wnioski z własnych błędów, bądź nieustraszona i przede wszystkim miej z tego zabawę!”, mówiła do amerykańskich gospodyń, które od lat 60. ubiegłego wieku mogły oglądać ją w telewizji.
Dla jednych kucharka-celebrytka, dla innych kobieta, która pozwoliła gospodyniom uwierzyć w siebie i pokazać, że można rozwijać się po pięćdziesiątce! W końcu także i ikona, na podstawie życiorysu której wyprodukowano wiele filmów i seriali.
ZOBACZ MATERIAŁ WIDEO, KTÓRY NAGRALIŚMY PODCZAS WIZYTY W PARYŻU:
Serial Julia na HBO MAX. Premiera 2. sezonu
„Pamiętam, jak któregoś razu poszedłem do domu mojej kuzynki, gospodyni domowej, prowadzącej bardzo tradycyjny dom. Nagle wszędzie miała książki Julii Child. Potrafiła gotować z nich całe dnie. Dla niej to nie było tylko przyrządzanie potraw, ale i droga do stawania się obywatelką świata, do rozwoju; sposób na to, by pokazać swoją artystyczną duszę i tak dalej, i tak dalej... Tak Julia Child trafiła i do mojego życia”, opowiadał na spotkaniu z dziennikarzami Erwin Stoff, producent wykonawczy drugiego sezonu serialu Julia, który właśnie ma swoją premierę na platformie HBO MAX.
W nowych odcinkach zajrzymy między innym właśnie do Paryża – miasta, od którego dla Julii Child wszystko się zaczęło...
CZYTAJ TEŻ: Kieran Culkin szczerze o ostatnim sezonie Sukcesji: „Na planie odrzuciliśmy wszystkie zasady” [WYWIAD]
sceny z serialu Julia, sezon drugi