Reklama

Włodzimierz Press był doskonale zapowiadającym się aktorem i studentem krakowskiej PWST, gdy otrzymał rolę swojego życia. Sława, którą otrzymał za sprawą serialu "Czterej pancerni i pies" zdawała się być wówczas furtką do wielkiej sławy... Jednak w dłuższej perspektywie okazała wielkim rozczarowaniem oraz artystyczną blokadą. "Nic z tej mojej popularności nie wynikało" — żalił się po latach.

Reklama

Rola w "Czterech pancernych" zrujnowała mu karierę. Na zawsze pozostał Grigorijem

Aktorstwo zdawało się być mu pisane od najmłodszych lat — już wtedy z zapałem występował w amatorskich teatrach i pałał się recytacją wierszy. Nic zatem dziwnego, że Włodzimierz Press trafił na studia aktorskie, po których zadebiutował na deskach krakowskiego Teatru Ludowego. Następnie otrzymał propozycję przepustki do wielkiej sławy, z której bez omieszkania postanowił skorzystać... "Szukali bruneta o południowej urodzie. Nie wierzyłem, że coś z tego wyjdzie. Poszedłem raczej dla paru groszy, gdyż wówczas cienko prządłem", wyznał po latach. Na tamtą chwilę nie wiedział jednak, z jak dużymi konsekwencjami wiązać będzie się jego decyzja.

Materiały prasowe

Rola w "Czterech pancernych", bo o niej mowa, miała być przełomem w jego karierze. Z czasem okazała się jego największym przekleństwem, a Włodzimierz Press już na zawsze miał zostać Grigorijem w oczach milionów Polaków. Zdał sobie z tego sprawę dopiero po premierze pierwszej serii serialu. Wówczas zrozumiał, że stracił szansę na zagranie wielu ról, w których marzył przez lata.

"Nic z tej mojej popularności nie wynikało. Może gdybym został w teatrze, nie miałbym pewnie tak wielkiej sympatii widzów, ale może robiłbym ciekawsze rzeczy, niż robiłem" — twierdził.

Włodzimierz Press jest niespełnionym aktorem

Po ogromnym sukcesie serialu o tytułowej czwórce żołnierzy oraz czworonogu Włodzimierz Press grał już jedynie epizody. Aktor pojawił się w filmach tj. "Korczak", "Czarne chmury", "Co mi zrobisz jak mnie złapiesz", "Europa, Europa" oraz "Kariera Nikosia Dyzmy". Niedawno świętował 85. urodziny, przy czym wiek zupełnie nie przeszkadza mu w kontynuowaniu kariery zawodowej. Najczęściej możemy zobaczyć go na deskach ukochanego przez niego teatru — jednak w ostatnich latach powrócił na duży ekran w "Czarnej owcy" czy "Pod wiatr".

Gregorij i radiotelegrafistka Lidka, czyli Włodzimierz Press i Małgorzata Niemirska, fot. Romuald Kropat/FORUM

Świetnie odnalazł się także w dubbingu. Jego głosem przemówił m.in. Kermit z "Ulicy Sezamkowej", smerf Łasuch, Juliusz Cezar w "Asteriksie", a także Peter Pettigrew w serii filmów o Harrym Potterze.

A mimo to Włodzimierz Press wciąż ma nieskrywany żal do tego, jak potoczyły się jego losy... "Jestem zadowolonym z życia mężczyzną, ale zawiedzionym sobą artystą i... niespełnionym aktorem" — wyznał w rozmowie z Angorą. Rola Grigorija zaszufladkowała go na dobre, lecz aktor zdaje sobie sprawę, że również mocno zawinił w kwestii kierowania swoją karierą.

"Dużo winy, że więcej nie osiągnąłem, leży we mnie. Ale to nie efekt braku zdolności, lecz braku wiary w samego siebie. Nie lubię się narzucać, nie walczę o siebie. Jeżeli jestem czymś w życiu rozczarowany, to samym sobą...", przyznał po latach refleksji.

  • Źródło: swiatseriali.interia.pl, expressbydgoski.pl
Reklama

Piotr Molecki/East News

Reklama
Reklama
Reklama