Sławomira Łozińska zdawała do dwóch szkół. Aktorstwo było dla niej „planem B”
O mały włos, a wcale nie zostałaby aktorką!

Sławomira Łozińska na deskach teatru po raz pierwszy stanęła już ponad pół wieku temu. Od tamtego czasu wcieliła się w niezliczoną ilość ról — od Bronki w „Daleko od szosy”, przez Joannę w „w Labiryncie”, po Barbarę Jakubik-Grzelak w „Barwach szczęścia”. Mało kto wie jednak, że chociaż od lat zachwyca na ekranie oraz w teatrze, aktorstwo było dla niej... „planem B” na życie. Gdzie chciała studiować i jak wspomina dziś swoje najbardziej rozpoznawalne role?
[Ostatnia publikacja na Viva Historie i VUŻ 08.02.2025 r.]
Sławomira Łozińska: „Nie jestem siłaczką”
Sławomira Łozińska od blisko dwóch dekad pojawia się w popularnych „Barwach szczęścia”, chociaż nie od dziś wiadomo, że jej życie prywatne wcale nie jest takie barwne. W 2002 r. pochowała syna, który miał zaledwie 24 lata. To wydarzenie było dla niej prawdziwym szokiem, z którym nie mogła pogodzić się przez lata. „To było niewyobrażalne. […] Myślałam, że tylko obłęd będzie moim życiem” mówiła przed laty w rozmowie z „Rewią”.
W najnowszym wywiadzie udzielonym Wiktorowi Krajewskiemu z portalu Onet Kultura aktorka opowiedziała jednak, że chociaż ten etap życia jest już dawno za nią, w mediach publicznych wciąż figuruje jak osoba doświadczona przez życie, która dźwiga swój ciężki los. Ona sama jednak za „siłaczkę” wcale się nie uważa. „Tak, jak się otworzy artykuł w internecie pod odpowiednim algorytmem, to wszystko jest o tym, że mnie los nie oszczędzał. Nie wiem, czy pan używa tego słowa siłaczka w znaczeniu, że jestem silna i będę zawsze walczyć ze wszystkimi. Jeśli tak, to nie jestem. Siłaczka ma znaczenie pozytywistyczne: sieje się ideę i potem się dąży do zrealizowania jej przeciw wszystkiemu, przeciw systemowi. Pod tym względem to nie jest dobre określenie mojej osoby. [...] Ja nie mogę być też za bardzo siłaczką, bo ja jestem osobą niekłótliwą. Unikam kłótni” przyznała.
Zobacz też: Życie boleśnie doświadczyło Sławomirę Łozińską. Syn aktorki zmarł nagle w wieku 24 lat...

Sławomira Łozińska obawiała się przyjęcia roli w „W labiryncie”
Sławomira Łozińska wcieliła się w wiele różnych ról, zarówno teatralnych, jak i telewizyjnych. Wielu kojarzy ją jednak głównie z dwóch ról: Bronki z „Daleko od szosy” oraz Joanny Racewicz „W labiryncie”. Po latach aktorka wspomina, że obie były dla niej dużym wyzwaniem, jednak lubiła je obie. „Będę trochę prześmiewczo mówić, ale są tacy aktorzy jednej roli, którzy potem dwadzieścia lat po skończeniu filmu żyją tą rolą i opowiadają o tym, jak to kiedyś było. Lubiłam bardzo jedną i drugą. W przypadku „Daleko od szosy” i Bronki musiałam się zmierzyć z nią osobiście, bo to wszystko jest witalne, wszystko jest takie normalne. Natomiast w „Labiryncie” musiałam wejść na plan bardzo szybko, dowiedziałam się na parę dni przed startem, że będę pracować. Były inne plany obsadowe. Najpierw dostaliśmy dwanaście odcinków, potem kolejne dwanaście. Był koniec lat 80. Wiadomo było, że będą zmiany w telewizji. I też cała technologia się zmienia, bo już wtedy był system wideo, wszyscy mieli magnetowidy i co innego oglądali, a nie telewizję” opowiadała.
Czytaj również: Sławomira Łozińska szczerze o śmierci syna: „Nie walczyłam o siebie”. Ta rana wciąż się nie zagoiła
Dodatkowo aktorka wspomniała, że przez pewien czas obawiała się przyjęcia roli w „W labiryncie” przez kompleksowość odgrywanej przez niej postaci: „W mojej postaci Joanny Racewicz w pewnym momencie dosyć wyraźnie dochodzi problem alkoholowy. Szczerze mówiąc, byłam trochę tym zaskoczona [...]. Zwłaszcza że ten wątek był bardzo dobrze pokazany, bo zaczyna się od terapii, którą zresztą prowadził Maciej Orłoś. Mnie wydawało się, że to jest niepotrzebny bagaż dla tej postaci. Grałam kobietę sukcesu, która ma rodzinę, ma męża naukowca i jedyny jej problem jest taki, żeby tym sukcesem się przebijać przez życie”, opowiadała.

Sławomira Łozińska zdawała do dwóch szkół. Dostała się do obu
Sławomira Łozińska była jednak świadoma, że wybrała sobie niełatwy zawód. „Myśląc o wykonywaniu tego zawodu w życiu, planując go, trzeba mieć to wymyślone. Kiedy studiowałam w szkole, byłam otoczona profesorami i ludźmi teatru, którzy nam to trochę wbijali w głowę. Dlatego też z tych naszych roczników i z naszego roku kariera moich koleżanek tak długo i z sukcesem trwa, bo nam kładziono, że trzeba myśleć o tym, że to jest zawód, który będziesz wykonywał przez pięćdziesiąt lat” przyznała.
Mało kto jednak wie, że o mały włos... wcale nie została aktorką. Pójście do szkoły teatralnej było jej „planem B”, pierwszym wyborem zaś — Szkoła Główna Handlowa w Warszawie. Okazało się, że z łatwością udało się jej dostać do obu placówek. „Przygotowywałam się do niej bardzo sumiennie i było wiadomo, że pierwszeństwo ma SGH. [...] Dostałam się, bo egzaminy były później niż do szkoły teatralnej. Dostałam się do szkoły teatralnej nieoczekiwanie. Ja zresztą mam dyplom SGH, bo skończyłam studia podyplomowe i powiem, że jestem bardzo z tego dumna. Skończyłam zarządzanie instytucjami kultury” czytamy w Onecie Kultura.
Sprawdź także: "Kochałam za bardzo. Nie oczekiwałam niczego w zamian". Aktorka i wybitny pianista wydawali się dla siebie stworzeni

Zobacz także
Galeria
Pokazywanie elementów od 1 do 3 z 12