Reklama

Jerzy Zelnik na swoim koncie ma wiele doskonałych ról. Miliony widzów pokochało go między innymi za wykreowanie postaci Faraona. Po głośnej produkcji otrzymywał coraz więcej propozycji. W życiu zawodowym osiągnął wiele, prywatnie przez lata układał sobie życie u boku żony Urszuli. Wraz z nią wychował syna Mateusza. Jak dzisiaj wyglądają ich relacje?

Reklama

[Ostatnia aktualizacja tekstu 14.09.2024]

[Ostatnia publikacja na VUŻ-u 14.09.2024 r.]

Kim jest Mateusz Zelnik?

Mateusz Zelnik przyszedł na świat w 1981 roku. Od początku był oczkiem w głowie dumnych rodziców. Jerzy Zelnik i jego żona — Urszula, nigdy nie ukrywali radości związanej z narodzinami dziecka. 43-latek ułożył sobie życie. Stanął na ślubnym kobiercu i wraz z partnerką wychowuje latorośl. Z zawodu jest fotografem, który dokumentuje nie tylko wydarzenia kulturalne, ale też polityczne.

CZYTAJ TEŻ: Kuba Badach doprowadził do łez Jolantę Kwaśniewską. „Płynęły mi łzy”

Jerzy Zelnik, Mateusz Zelnik, 2001 rok

Warszawa, 05.2001. Jerzy Zelnik i jego syn Mateusz.,Image: 428506225, License: Rights-managed, Restrictions: , Model Release: no, Credit line: Marek Szymanski / Forum
Marek Szymanski / Forum

Jerzy Zelnik — relacja z synem Mateuszem

Przed laty Jerzy Zelnik na łamach magazynu VIVA! zaprezentował syna. Był rok 2002. Aktor i jego jedyne dziecko udzielili wówczas niezwykle szczerego wywiadu. I choć sesja zdjęciowa zachwyciła odbiorców, podczas wywiadu doszło między nimi do niemałego spięcia. Dlaczego? W trakcie rozmowy z Jolantą Berent Jerzy Zelnik zaczął pouczać syna i krytykować jego niektóre życiowe wybory. „Dzień kończysz przed telewizorem — zamiast wziąć kawałek książki, oglądasz jakiś horror. Nie rozumiem tego, ja muszę mieć łagodne przejście z hałasu życia do krainy snu poprzez lekturę, modlitwę, zadumę nad minionym dniem", podkreślał wówczas aktor.

Przypomnijmy, że w tamtym czasie Matusz Zelnik pracował w sklepie, w którym niewiele zarabiał. „Staramy się go wychowywać w szacunku do pieniędzy: chcesz mieć lepiej, niż proponują rodzice — zarób sobie na to", mówił ulubieniec widzów. Podkreślił też, że nie podobają mu się niekulturalne zwroty kierowane do mamy, a zarazem jego żony. W dodatku niemal wszystkie napięcia w domu i kłótnie dotyczyły Mateusza. „Ty jesteś zwykle obok rodzinnych konfliktów", grzmiał syn aktora. „Nie mów takich rzeczy, to krzywdzące", usłyszał w odpowiedzi.

Kolejnym zarzutem artysty był fakt, że jego dziecko jest zbyt leniwe i nie szuka sensu życia. „Bez wymagań wygodniej ci żyć", czytaliśmy. „Tak, wiem, wprowadzam do domu hałas, zamęt swoją muzyką, programami telewizyjnymi, za którymi nie przepadacie", dodawał Mateusz. „Nie, to nie to, Mateusz. Chodzi o to, żeby to częściej szło w parze z czymś ważniejszym. Wiesz, o czym myślę", kontynuował Jerzy Zelnik. „Tato, tobie chodzi głównie o twoją ukochaną ciszę", kontrował syn aktora. „To też, wszystkim ona służy. Tylko o tym w gonitwie zapominamy. Ty też mało ją lubisz. [...] Dzień kończysz przed telewizorem — zamiast wziąć kawałek książki, oglądasz jakiś horror. Nie rozumiem tego, ja muszę mieć łagodne przejście z hałasu życia do krainy snu poprzez lekturę, modlitwę, zadumę nad minionym dniem", opowiadał filmowy Faraon.

Czytaj też: Syn poszedł dokładnie jego śladami. Tak wyglądała relacja Zbigniewa Lwa-Starowicza i Michała Lwa-Starowicza
Byli sobie tak bliscy, że mówili o sobie: „pojazd o dwóch kołach ze wspólną

Mateusz Zelnik podkreślał wówczas, że jest zbyt energiczny, w dodatku chciałby zyskać więcej wolności i przestrzeni. „Tak naprawdę najchętniej uciekam do miasta, spotykam się z kolegami, posiedzę w pubie, pójdę na dyskotekę", mówił. "Czy nie masz wrażenia, że tracisz czas?", usłyszał od ojca. „Ty przeważnie się relaksujesz. Ale czy budujesz coś? Czy walczysz o coś albo z czymś? Czy próbujesz przełamać swoją słabość, niechęć do działania? Ja też niecodziennie mam nastrój do pracy, ale nie mogę się zwolnić — na przykład odłożyć na później przedstawienia teatralnego", kontynuował aktor.

„Każdy żyje swoim życiem. [...] Dzieci nie rodzą się po to, by realizować marzenia czy wyobrażenia rodziców", kwitował Mateusz. Ten argument jednak nie przekonał aktora. Postanowił też wymienić trzy marzenia dotyczące jego syna. Były to: doczekanie się wnuczki, aby uprawiał jakiś zawód z miłością i oddaniem oraz, żeby został człowiekiem z kręgosłupem moralnym. Podczas rozmowy aktor bił się w pierś i przyznał głośno, że za mało wymagał od Mateusza. Obdarzył go zbyt dużym zaufaniem. „Trzeba było chyba zmusić go do kontynuacji dobrze rozpoczętej dyscypliny artystycznej albo sportowej", czytaliśmy. „Chciałbym gdzież wy­fru­nąć. Cią­gnie mnie na Za­chód, naj­chęt­niej do Sta­nów", dodał syn Jerzego Zelnika. „Co byś tam robił? Sprzątał?", odparł aktor. Mamy nadzieję, że drobna sprzeczka nie wpłynęła negatywnie na ich relację. Z późniejszego wywiadu Jerzego Zelnika wynika, że interesuje się synem i jego losem nieustannie. W dodatku niecierpliwie czekał na narodziny wnuka. „Chyba niewielu mężczyzn jest gotowych do roli ojca w chwili, kiedy pojawia się dziecko. Moje ojcostwo długo dojrzewało. Natomiast jedno mogę powiedzieć: mój syn Mateusz jest dziś wspaniałym tatą i mężem. Imponuje mi w tych dwóch rolach”, mówił w rozmowie z Dobrym Tygodniem. Moje niedosyty ojcostwa rekompensuję sobie jako dziadek. A czasem łapię się na tym, że zachowuje się jak tata. Czuję się na tyle młodo, że uczestniczę we wszystkich grach i zabawach", dopowiadał.

Jerzy Zelnik, Mateusz Zelnik, Urszula Zelnik, 2001 rok

Warszawa, 05.2001. Jerzy Zelnik, jego zona Urszula i syn Mateusz.,Image: 428506246, License: Rights-managed, Restrictions: , Model Release: no, Credit line: Marek Szymanski / Forum
Marek Szymanski / Forum

Oto cały wywiad Jerzego Zelnika z synem z 2002 roku:

Wy­obraź­my so­bie, że za ty­dzień pre­mie­ra w te­atrze. Co się dzie­je w do­mu?

Mateusz Zelnik: Za­zwy­czaj nic nad­zwy­czaj­ne­go: ta­ta, jak zwy­kle, za­my­ka się w po­ko­ju i pra­cu­je nad tek­stem.

Jerzy Zelnik: Sta­ram się przed­pre­mie­ro­wą go­rącz­ką nie za­ra­żać ro­dzi­ny, nie wy­ży­wać się na bli­skich. Nie zawsze się to uda­je. W każ­dym ra­zie dom nie jest w tym cza­sie po­zba­wio­ny opie­ki. Jak za­wsze czu­wa nad nim mo­ja żo­na Ur­szu­la, straż­nicz­ka do­mo­we­go ogni­ska.

MZ: Sze­fo­wa.

JZ: Ur­szu­la roz­da­je kar­ty i wy­ma­ga. Cza­sem wy­da­je się nam, że nad­mier­nie, wte­dy ro­bi­my uni­ki, ucie­ka­jąc: je­den do obi­tej kor­kiem piw­ni­cy, gdzie jest per­ku­sja, dru­gi do swo­jej świą­ty­ni, gdzie są książ­ki. Ale żo­na nie mo­że się po­go­dzić z tym, że je­stem tyl­ko ku­chen­nym po­py­cha­dłem, a nie po­my­sło­wym ku­cha­rzem. No cóż – ja je­stem od in­nych spraw, do sztu­ki ku­li­nar­nej wi­dać nie mam po­wo­ła­nia. U nas dzia­ła to tak: żo­na drą­ży ko­ry­to rze­ki, wy­ty­cza cel, a ja na­da­ję bieg wy­da­rze­niom ja­ko po­sia­dacz ka­sy i sa­mo­cho­du. Po­sta­wi­li­śmy ojczyź­nie już trzy bu­dyn­ki, więc przy­naj­mniej to po nas zo­sta­nie. Obec­nie miesz­ka­my tro­chę w mie­ście, tro­chę na wsi – wo­lę na wsi, ale jesz­cze pew­nie z dzie­sięć lat po­cze­kam na prze­pro­wadz­kę. W przyszłości za­mie­rzam udzie­lać się za­wo­do­wo ja­ko wol­ny strze­lec. Jeśli zdro­wia star­czy – choć­by do dziewięćdziesiątki.

MZ: Też bym tak chciał. Ale naj­pierw trze­ba na to za­pra­co­wać.

JZ: I mam na­dzie­ję, że nie tyl­ko sto­jąc za la­dą. Syn pra­cu­je w wol­nych od obo­wiąz­ków chwi­lach w skle­pie – za­ra­bia na swo­je ma­łe luk­su­sy: te­le­fon ko­mór­ko­wy, ko­sme­ty­ki, tak­sów­ki po wie­czo­rach to­wa­rzy­skich. Stara­my się go wy­cho­wy­wać w sza­cun­ku do pie­nię­dzy: chcesz mieć le­piej, niż pro­po­nu­ją ro­dzi­ce – za­rób so­bie na to. A po­za tym są mię­dzy na­mi sto­sun­ki przy­ja­ciel­skie. Mo­że na­wet ko­le­żeń­skie. Mam wra­że­nie, że Ma­te­usz przez to, że nie ma ro­dzeń­stwa, trak­tu­je mnie cza­sa­mi jak star­sze­go bra­ta. Cho­ciaż mó­wi, że go de­pry­mu­ję, mo­że na­wet lę­ka się mo­jej oj­cow­skiej gwałtowności.

MZ: Tak. Kie­dyś bra­ko­wa­ło mi ro­dzeń­stwa. Te­raz wy­star­cza mi cio­tecz­ny brat Mar­cin i... ta­ta.

JZ: Si­łu­je się ze mną, ry­wa­li­zu­je spor­to­wo. Sta­ram się trzy­mać for­mę, nie da­wać się. Ale cza­sem, kie­dy mnie ściśnie za moc­no, mu­szę pro­sić o litość...

MZ: Cza­sem mu­szę wy­ła­do­wać i na to­bie mój bunt wo­bec nie­uda­ne­go świata.

JZ: Większość mo­ich spięć z Ur­szu­lą do­ty­czy Ma­te­usza. Róż­ni­my się czę­sto w po­glą­dach na me­to­dy wychowaw­cze.

MZ: Ty jesteś zwy­kle obok ro­dzin­nych kon­flik­tów.

JZ: Nie mów ta­kich rze­czy. To krzyw­dzą­ce.

MZ: Pa­rę pro­cent udzia­łu.

JZ: Tak to od­czu­wasz?

MZ: Nie mó­wię te­go z wy­rzu­tem. Ta­ta wkra­cza w mo­je kon­flik­ty z ma­mą, po czym za­raz się wy­co­fu­je – mówi, że nie do koń­ca wie, o co cho­dzi, bo go nie by­ło na po­cząt­ku.

JZ: Tak, żo­na jest bar­dziej kon­se­kwent­na, ale mo­że mo­gła­by być też bar­dziej to­le­ran­cyj­na, nie tak pryn­cy­pial­na.

imgej14oj-0538139
Robert Wolański

MZ: Na przy­kład nie po­tra­fi­ła za­ak­cep­to­wać u mnie kol­czy­ków.

JZ: Dzi­wisz się? W którymś mo­men­cie miałeś aż trzy! Do te­go ogoliłeś się na ły­so.

MZ: Ni­gdy się na ły­so nie ogo­li­łem! Tyl­ko jak gra­łem w ko­szy­ków­kę, mia­łem – z prak­tycz­nych po­wo­dów – bar­dzo krót­kie wło­sy.

JZ: Za ka­rę nie po­je­chał z na­mi do Sta­nów. ˚o­na uzna­ła ten gest za jaw­ne drwi­ny z uzgod­nień. Po­za tym wsty­dzi­ła się z nim afi­szo­wać pu­blicz­nie. Mo­że tro­chę prze­sa­dzi­ła?

MZ: Ma­ma za­wsze by­ła su­ro­wa. Z ta­tą moż­na jesz­cze dys­ku­to­wać, ale ma­ma na­rzu­ca mi swo­je zda­nie. A ja nie­raz nie wy­trzy­mu­ję i w zło­śli­wo­-cham­ski spo­sób koń­czę dys­ku­sję.

JZ: I to mnie bar­dzo bo­li. Te two­je od­zyw­ki: „Do­bra, do­bra”. Ten osten­ta­cyj­ny brak cierpliwości. Za­miast kontr­ar­gu­men­tów.

MZ: Kie­dy was nie ma w do­mu, wte­dy mam po pro­stu święty spo­kój.

JZ: Bez wy­ma­gań wy­god­niej ci żyć. A wiesz, że my też z ma­mą lu­bi­my so­bie od­po­cząć bez cie­bie.

MZ: Tak, wiem. Wpro­wa­dzam do do­mu ha­łas, za­męt swo­ją mu­zy­ką, pro­gra­ma­mi telewizyjnymi, za któ­ry­mi nie prze­pa­da­cie.

JZ: Nie, to nie to, Ma­te­usz. Cho­dzi o to, że­by to częściej szło w pa­rze z czymś waż­niej­szym. Wiesz, o czym myślę.

MZ: Ta­to, to­bie cho­dzi głów­nie o two­ją uko­cha­ną ci­szę.

JZ: To też. Wszyst­kim ona słu­ży, tyl­ko o tym w go­ni­twie za­po­mi­na­my. Ty też ma­ło ją lu­bisz.

MZ: Czło­wie­ka tak na­praw­dę mę­czy tyl­ko cu­dzy ha­łas. W swo­im ha­ła­sie czu­je się do­brze.

JZ: Tro­chę masz ra­cję: ha­łas spra­woz­daw­cy spor­to­we­go na przy­kład jest dla mo­jej żo­ny nie do znie­sie­nia, a dla mnie jest w po­rząd­ku.

MZ: Właśnie, ta­ta się uak­tyw­nia w stu pro­cen­tach, jak Bar­ce­lo­na gra z Re­alem Ma­dryt.

JZ: Ro­bi ze mnie jakiegoś dur­nia! A ty? Dzień koń­czysz przed te­le­wi­zo­rem – za­miast wziąć ka­wa­łek książ­ki, oglą­dasz jakiś hor­ror. Nie ro­zu­miem te­go, ja mu­szę mieć ła­god­ne przejście z ha­ła­su ży­cia do kra­iny snu poprzez lek­tu­rę, mo­dli­twę, za­du­mę nad mi­nio­nym dniem.

MZ: To jest kwe­stia wie­ku. Mnie wi­docz­nie roz­sa­dza energia. Tak na­praw­dę naj­chęt­niej ucie­kam do mia­sta, spo­ty­kam się z ko­le­ga­mi, po­sie­dzę w pu­bie, pój­dę na dysko­te­kę...

JZ: Ni­gdy nie masz wra­że­nia, że tra­cisz czas?

MZ: Nie. Re­lak­su­ję się.

JZ: Ty prze­waż­nie się re­lak­su­jesz. Ale czy bu­du­jesz coś? Czy wal­czysz o coś al­bo z czymś? Czy pró­bu­jesz prze­ła­mać swo­ją słabość, nie­chęć do dzia­ła­nia? Ja też nie­co­dzien­nie mam na­strój do pra­cy, ale nie mo­gę się zwol­nić – na przy­kład odło­żyć na póź­niej przed­sta­wie­nia te­atral­ne­go.

MZ: I do­brze, zresz­tą każ­dy ży­je swo­im ży­ciem. Dzie­ci nie ro­dzą się po to, że­by re­ali­zo­wać ma­rze­nia czy wyobra­że­nia ro­dzi­ców.

JZ: Mam trzy ma­rze­nia zwią­za­ne z Ma­te­uszem. Pierw­sze: że­by z miłością i pa­sją upra­wiał jakiś za­wód, a nie tyl­ko z myślą o tym, ile za­ro­bi. Dru­gie: że­by dał mi przy­naj­mniej jed­ne­go wnu­ka, al­bo jesz­cze le­piej – wnucz­kę. Czu­ję spo­ry nie­do­syt ja­ko oj­ciec je­dy­na­ka. Po trze­cie: że­by był czło­wie­kiem mo­ral­nym. Że­by nie szedł po tru­pach do ka­rie­ry, nie szko­dził in­nym. Żo­na za­rzu­ca mi, że za ma­ło od sy­na wy­ma­ga­łem. Być może zbyt ufa­łem je­go wy­bo­rom, je­go skłonnościom. Trze­ba by­ło chy­ba zmu­sić go do kon­ty­nu­acji do­brze rozpoczę­tej dys­cy­pli­ny ar­ty­stycz­nej, czy­li ma­lar­stwa lub spor­to­wej – mam na myśli wal­ki Wscho­du. By­wa­ło, że nad­mier­nie, jak mat­ka, dba­łem o zdro­wie je­dy­na­ka, ale cóż, dziec­kiem bę­dąc, zbyt czę­sto cho­ro­wał.

MZ: O ile pa­mię­tam, tyl­ko raz ta­ta mnie zbił – rzu­ca­łem pa­ty­ka­mi w prze­jeż­dża­ją­ce sa­mo­cho­dy.

JZ: Na­le­ża­ło ci się nie tyl­ko za to. A wra­ca­jąc do ro­li mat­ki: ile ja się na­pra­łem pie­lu­szek, bo te­tro­we jesz­cze wte­dy by­ły! Ile ja się go na­no­si­łem, że­by go uspo­ko­ić. Po­za kar­mie­niem pier­sią wszyst­ko właściwie umia­łem przy dziec­ku zro­bić.

MZ: A po­tem ta­ka nad­mier­na troskliwość prze­ra­dza się w nad­mier­ne wo­bec mnie am­bi­cje. Stu­dia, na szczęście, już sam wy­bie­ra­łem i... sam z nich re­zy­gno­wa­łem. Naj­pierw by­ła fi­lo­zo­fia – zre­zy­gno­wa­łem po pierw­szym se­me­strze. To sa­mo z eko­lo­gią. Te­raz je­stem po pierw­szym se­me­strze Wyż­szej Szko­ły Pro­mo­cji i... nie re­zy­gnu­ję. Ale naj­bar­dziej pa­sjo­nu­je mnie per­ku­sja. Uczę się u Dar­ka Hen­cze­la z Od­dzia­łu Zamknięte­go. Po­wsta­ła gru­pa, ćwi­czy­my, przy­go­to­wu­je­my się do pu­blicz­nych wy­stę­pów.

JZ: Każ­dy szu­ka – ja już lat te­mu 30 myślałem bar­dzo po­waż­nie o re­ży­se­rii. Póź­niej prze­wa­li­ła się ca­ła ma­sa wy­da­rzeń, któ­re by­ły waż­niej­sze: rok 80 – „Solidarność”, na­ro­dzi­ny sy­na w 1981, bu­do­wa­nie się, zmia­ny w Pol­sce, na świecie w 1989. Nie ża­łu­ję, na­ły­ka­łem się przez te la­ta róż­nych cen­nych doświadczeń. Gdy­bym na przy­kład zo­stał za gra­ni­cą – a by­ły ta­kie po­ku­sy, oka­zje – z mo­ją łatwością przy­swa­ja­nia so­bie ję­zy­ków ob­cych osią­gnął­bym mo­że coś cie­kaw­sze­go w za­wo­dzie, ale czy kul­tu­ra by­ła­by mi dłu­go po­kar­mem? Inspira­cją? Nie wiem. Mo­że sko­mer­cja­li­zo­wał­bym się do szczę­tu, za­pi­ja­jąc do­brym al­ko­ho­lem reszt­ki su­mie­nia?

MZ: A ja chciał­bym gdzież wy­fru­nąć. Cią­gnie mnie na Za­chód, naj­chęt­niej do Sta­nów.

JZ: Co byś tam ro­bił? Sprzą­tał!

MZ: To sa­mo, co tu­taj. Tyl­ko bez te­go cię­ża­ru, te­go przy­gnę­bie­nia, któ­re lu­dzie ma­ją tu­taj na twa­rzy wy­pi­sa­ne. Na Za­cho­dzie jest jak­by wię­cej po­wie­trza w płu­cach. Mo­gę so­bie za­mó­wić jesz­cze je­den ta­ki na­pój?

Czytaj też: Cała Polska wierzyła w romans Anny Dymnej i Jerzego Zelnika. Aktorka wyśmiała ekranowego partnera

imgObzRup-b621b03
Robert Wolański

Jerzy Zelnik, syn Mateusz Zelnik, sesja dla magazynu „VIVA!”, wrzesień 2002 roku

JZ: Nie, nie, nie.

MZ: Dla­cze­go? Pić mi się chce.

JZ: Od te­go na­po­ju gło­wa się ki­wa.

MZ: Prze­cież na­gry­wa się ca­ły czas! Wyj­dzie na to, że je­stem al­ko­ho­li­kiem.

JZ: Prze­stań! Ja też bym się na­pił, a jed­nak się ogra­ni­czam, kie­dy trze­ba. Ow­szem, lu­bię na­pić się cza­sem, ale w mia­rę. Zresz­tą na stra­ży stoi mój or­ga­nizm. Pa­rę ra­zy w ży­ciu prze­sa­dzi­łem i pra­wie umie­ra­łem. U mnie to na­praw­dę jest uczu­cie umie­ra­nia, trze­ba dzwo­nić po ka­ret­kę.

MZ: Sła­by or­ga­nizm. Ta­ta wy­pi­ja so­bie jed­no pi­wo do ko­la­cji, mo­im zda­niem to nic złe­go. Ale ma­ma ma preten­sje. Pod mo­im ad­re­sem pa­da­ją cią­gle roz­ma­ite ko­men­ta­rze. Chcę wy­po­wie­dzieć się na jakiś te­mat, a rodzi­ce na­gle: „Wy­pro­stuj się”. Ta­kie uwa­gi strasz­nie dzia­ła­ją mi na ner­wy, tra­cę ocho­tę na roz­mo­wę i wra­cam do swo­ich spraw. Te­raz na na­pię­cia ro­bi mi naj­le­piej per­ku­sja.

JZ: Myślisz, że gdybyś przy­szedł z po­waż­ną spra­wą, nie zostałbyś wy­słu­cha­ny?

MZ: Wo­lę po­ga­dać z ko­le­ga­mi. Na przy­kład o ko­bie­tach – z ta­tą nie wy­pa­da.

JZ: Po­ga­dać – wy­pa­da. Za­cho­wa­łem jesz­cze wrażliwość na pięk­no ko­bie­ce. O tym za­wsze mo­że­my mó­wić.

MZ: Wo­lał­bym jed­nak nie. Mu­szę przy­znać, że ostat­nio brak mi sta­łej dziew­czy­ny.

JZ: Jest więc do­bra oka­zja, że­by na ła­mach VI­VY! to ogło­sić. Ja już od 35 lat mam ten pro­blem z gło­wy. Jesteśmy z Ur­szu­lą di­no­zau­ra­mi mał­żeń­stwa – 33 la­ta po ślubie i do­brze nam ze so­bą. Już po 20 mi­nu­tach po­by­tu w do­mu czu­ję się zro­szo­ny jakąś od­żyw­czą wo­dą. Ma­my mi­mo wszyst­ko uda­ną ro­dzi­nę, praw­da synu? Ale, jak wia­do­mo, tak zwa­ne sil­ne osobowości nie­raz się ścierają. Nie za­wsze jest po ró­żach, cza­sa­mi mię­dzy na­mi iskrzy. Cóż, to jest ten ty­giel, któ­ry mał­żeń­stwo har­tu­je. Jak, Ma­te­usz, oce­niasz nasz zwią­zek?

MZ: Gwał­tow­nych kłót­ni chy­ba nie by­ło...

JZ: By­ły, tyl­ko nie wiedziałeś. Cza­sem wy­da­wa­ło się, że to już ko­niec – bo jak moż­na ob­rzu­cać ka­mie­nia­mi dru­gą oso­bę, a po­tem się do niej przy­tu­lić? Ale sko­ro moż­na, to chy­ba osta­tecz­nie małość przekreśla chwile nienawiści, po­zwa­la za­po­mnieć, od­no­wić, dać szan­sę.

MZ: Mo­że to ra­czej przy­zwy­cza­je­nie, ru­ty­na?

JZ: Na pew­no nie, to dzie­je się za­wsze od no­wa. Kon­flikt zdu­mie­wa, roz­cza­ro­wu­je, a po krót­kim cza­sie niechę­ci zdu­mie­wa nas i za­chwy­ca po­wrót do sie­bie. Co szcze­gól­nie mnie prze­ra­ża w mał­żeń­stwach: że rodzi­ce, nie ba­cząc na dzie­ci, roz­sta­ją się, nie wy­ko­rzy­stu­jąc wszyst­kich szans ura­to­wa­nia ro­dzi­ny. W ten spo­sób pro­du­ku­ją ży­cio­wych po­ła­mań­ców, a na­wet – w skraj­nych przy­pad­kach – prze­stęp­ców.

MZ: Ja nie wy­obra­żam so­bie, że miał­bym prze­żyć ca­łe ży­cie z jed­ną oso­bą.

JZ: No to ży­czę ci praw­dzi­wej miłości – ona od­po­wie ci na każ­de py­ta­nie, roz­wie­je wątpliwości.

MZ: Dzię­ki, mam na­dzie­ję, że ci przy­znam ra­cję.

Wysłuchała JO­LAN­TA BE­RENT, Zdjęcia Robert Wolański.

Reklama

CZYTAJ TEŻ: Córka Ewy Kasprzyk nie zniechęcała jej do rozwodu. O nowej miłości matki nie chce rozmawiać

PHOTO: OLSZANKA/EAST NEWS WARSZAWA 11.02.2011 NZ: JERZY ZELNIK Z SYNEM MATEUSZEM
Wojciech Olszanka/East News
Reklama
Reklama
Reklama