Film Spencer już w kinach, czyli Perły zostały rzucone [RECENZJA]
Uwaga na spoilery!
Zjawiskowo piękna dziewczyna zakochuje się w księciu i żyją długo i szczęśliwie. Takimi słowami można byłoby opisać każdą bajkę, ale nie życie Dianu Spencer. I nie film Pablo Larraina. Produkcję rozpoczynają słowa „Baśń zrodzona z tragedii” i dokładnie tak należy traktować tę produkcję.
Film Spencer - Diana bunt wobec tradycji, ale umiarkowany
Pablo Larrain udowodnił już, że potrafi pokazywać na ekranie mniej znane oblicza znanych ludzi. Tak było w przypadku Jackie, gdzie przedstawił historie Jackie Kennedy po zamachu na jej męża w 1963 roku. Tym razem na tapet wziął Dianę Spencer, chcąc pokazać przełomowy moment w jej życiu, kiedy to podjęła decyzję o separacji z księciem Karolem. Autor skupił się więc na przedstawieniu trzech dni z życia Diany. Mowa o świętach 1991 roku, które księżna spędziła z rodziną Windsorów w Sandringham. To Boże Narodzenie dla rodziny królewskiej ma być spokojne, rodzinne i jak co roku pełne tradycji i zwyczajów, które podtrzymują od lat.
Zobacz: Stuletnie bombki, nieodpowiednie prezenty… Tak wyglądały królewskie święta u Windsorów
Windsorowie jeszcze nie wiedzą, że w przyszłym roku wizerunek monarchii ulegnie diametralnej zmianie. Królowa rok 1992 nazwie annus horriblis - najgorszy rok w jej życiu - a to wszystko za sprawą rozwodów trójki swoich pociech - Andrzeja, Anny i Karola. Diana w tym roku współpracując z Andrew Mortonem, wyda książkę, w której ujawni dramatyczne szczegóły ze swojego życia w rodzinie królewskiej. Rok zakończy seria skandali dotyczących romansów księżnej Sarah, a także wybuch ogromnego pożaru w zamku Windsor, który złamie serce królowej. Po tych dwunastu miesiącach nic nie będzie takie samo, a Windsorowie spróbują podreperować swój wizerunek na wszelkie sposoby. Ale zanim to wszystko się stanie na ekranie mamy okazję podejrzeć, jak wyglądają królewskie święta pełne tradycji.
Widzimy więc strzelanie do bażantów, pozowanie fotografom do zdjęć po nabożeństwie, przebieranie się w eleganckie stroje kilka razy w ciągu dnia czy nawet ważenie się przed trzydniowym świątecznym obżartstwem - i tu zasada jest jedna - kto wyjedzie z posiadłości królowej bogatszy o przysłowiowe trzy kilogramy to znaczy, że święta się udały, a on sam dobrze się bawił. To kilka tradycji, które wpisały się w święta Windsorów, a które z czasem przyjęły dla nich formę rozrywki. Ale dla Diany zmagającej się z zaburzeniami żywienia, nieudanym małżeństwem i ciągłym poczuciem bycia obserwowanym i poddawanym ocenie stały się katorgą.
Prawda a fikcja
Grana przez Kristen Stewart Diana w poczuciu niezrozumienia buntuje się więc wobec każdej tradycji. Ale jest to bunt umiarkowany. Bo księżna robi co może, by nie uczestniczyć w spotkaniach z innymi członkami rodziny królewskiej, ale w końcu pojawia się, tylko spóźniona. Rozmawia ze służbą, jak z najlepszymi przyjaciółmi, ale nie pamięta nawet ich imon. Narasta w niej poczucie gniewu, niezrozumienia, paranoi. Sprawia wrażenie, jakby była na skraju załamania. Ma wrażenie, że Windsorowie robią wszystko, by doprowadzić ją do szaleństwa. Film Spencer to mroczna opowieść o trudnym okresie w życiu Diany. Prawdą jest, że księżna rzeczywiście przed całym światem ukrywała, jak bardzo nieszczęśliwa jest w małżeństwie.
Słowa księcia Karola wypowiedziane w filmie mówiące o tym, by zawsze miała „dwie twarze - jedną prywatną, drugą dla mediów” są w pełni prawdziwe. Diana nie pokazywała, że zmaga się z chorobą, że coś w jej życiu jest nie tak. Podejmowała próby samobójcze, próbowała zrzucić się ze schodów, miała skłonności do samookaleczania, walczyła z paranoją. Za murami pałacu działa się więc kompletnie inna historia niż tą, którą próbowała przedstawiać poddanym. Lorrain próbuje nas więc przemycić do Sandringham, byśmy razem z nim podejrzeli, co działo się za królewskimi zasłonami, gdy nikt nie patrzył. I widać, że zamysł na to, w jaki sposób to pokazać był dobry, ale chyba nie do końca wypalił. Pojawiają się sceny mocno surrealistyczne jak ta, gdy Diana zrywają naszyjnik z pereł, które wpadają do talerza i zostają przez nią zjedzone wraz z zupą, ale to jestem jakoś w stanie uznać za formę artystyczną, podkreślenie powagi tych zmagań księżnej z bulimią.
Zobacz: Królowa ludzkich serc, celebrytka, sprytna manipulatorka. Jaka tak naprawdę była Diana?
Zdecydowanie bardziej rażą mnie sceny mające niewiele wspólnego z historycznym umiejscowieniem pewnych wydarzeń. Przykładem może być chęć zrzucenia się Diany ze schodów. Ta scena w prawdziwym życiu wydarzyła się, ale gdy Diana była w drugiej ciąży. Należy jednak zwrócić szczęgólną uwagę na samą podróż Diany do Sandringham. Księżna drodze do posiadłości gubi się, mimo że mieszkała niedaleko przez całe dzieciństwo, a w samej posiadłości spędzała już parę razy święta. Podobnie jest w przypadku pokazania scen z dzieciństwa Diany, jakby był to najszczęśliwszy okres w jej życiu, gdy w rzeczywistości sama wielokrotnie mówiła, że był jednym z najgorszych ze względu na rozwód rodziców.
Perły zostały rzucone
Jak widać, nie jest to więc film biograficzny, a jedynie fikcja i to musi wybrzmieć. Nie warto traktować tego filmu jako filmu Dianie. Bo reżyser prezentuje nam trochę przesadzony obraz poszkodowanej przez los, życie i Windsorów, mającej problemy, ale nadal idealnej księżnej, samotnie tkwiącej w systemie, z którego chce się wyrwać. Diana w filmie Larraina to kobieta na skraju załamania, dla której jedyną siłą napędową są synowie - dla nich jest w stanie zrobić naprawdę wiele. Warto dodać, że wizja Diany jako matki według Larraina jest jednym z nielicznych momentów, które pokazują, jak naprawdę wyglądała jej relacja z synami.
Harry był dzieckiem, który widział w matce swoją idolkę, Willliam był powiernikiem sekretów, pomagał w chwilach szaleństwa, podnosił z podłogi, gdy walczyła z kolejnym atakiem bulimii. Larrain nie pomija też Camilli, która prezentuje się z uśmiechem na twarzy i perłowym naszyjniku, takim samym, jaki otrzymała od męża kiedyś Diana. W ucieczce przed życiem według protokołu, w poszukiwaniu wolności księżna w końcu odrzuca je. „Oni się nie zmienią. Ty musisz”, mówi do niej jedna z jej służących. Te perły stają się więc swego rodzaju symbolem uwolnienia się księżnej od królewskiego życia. Na koniec filmowa Diana nie tylko zaznaje wolności, ale próbuje zarazić nią synów. Wciąż mimo problemów, z jakimi się zmagała, Larrain spełnia oczekiwania widzów, kończąc dramatyczne sceny pięknymi ujęciami utrwalając w pamięci widzów wizerunek Diany jako królowej ludzkich serc...
Film Spencer - czy warto obejrzeć?
Diana Larraina to więc mimo momentów przedstawiających ją w słabym świetle to wciąż idealna księżna, której należy współczuć za wszelką cenę. Windsorom odbiera się tu głos, ich myśli mają wyrażać tylko spojrzenia pełne dezaprobaty, wyższości i rozczarowania. Pod tym kątem (przede wszystkim, ale nie tylko!) serial The Crown ma zdecydowaną przewagę. Przyznaję, są tu poruszające momenty - większość scen ratuje genialna i świetnie dobrana muzyka, ale też zabieg częstego pokazywania Diany, jakbyśmy tuż za nią szli po pałacowych korytarzach, tańczyli balet, jechali samochodem czy słuchali muzyki. Ta beztroskość, poczucie swobody i wolności w tak zwyczajnych chwilach ma tylko podkreślać, że Diana była przecież taka jak my. Kobieta z ludu, która pokochała księcia, ale jej bajka nie skończyła się szczęśliwie.
„Chciałem zrobić film, który spodobałby się mojej mamie. Dotychczas wiele moich obrazów się jej nie podobało. Intrygowało mnie też, jak ktoś obracający się we wpływowym środowisku, związany z rodziną królewską – jak Diana – mógł być tak normalny. Im dłużej się jej przyglądałem, tym bardziej uświadamiałem sobie, jak wielką tajemnicę skrywa. Właśnie owa tajemnica połączona z jej magnetyzmem wydała mi się idealnym materiałem na film”, powiedział sam reżyser w rozmowie ze Screen Daily.
Zobacz również: Miłością księcia Karola i księżnej Diany żył cały świat. Oto nieznana historia ich burzliwego związku
To trochę słodko-gorzki obrazek Diany, która miała problemy z poczuciem własnej wartości, nie czuła pomocy z żadnej strony, wpadała w obsesje i nie radziła sobie z emocjami. Dla każdego widza Diana będzie biedną, cierpiącą i poszkodowaną przez Windsorów kobietą, a dla tych, którzy choć trochę znają świat rodziny królewskiej wiedzą, że to tylko jedna strona tej historii. Bo film Larraina pokazuje ułamej jednej z twarzy Diany, nie odkrywa tajemnicy jej wizerunku i z pewnością nie odpowiada na pytanie, jaka była tak naprawdę i jak wyglądało jej życie w rodzinie Windsorów. To nieco bardziej skomplikowane niż pokazanie pięknej, ale niezwykle nieszczęśliwej i cierpiącej kobiety czy porównywanie jej historii do Anny Boleyn. Sam Pablo Larrain zaznacza jednak, że to nie jest film biograficzny i co do tego nie ma żadnych wątpliwości. Warto go jednak obejrzeć, choćby po to by przez chwilę przenieść się w inny świat i skonforontować swoją wiedzę na temat królowej ludzkich serc. A sam wizerunek Diany? Ten już chyba zawsze pozostanie zagadką...