kobiela z żona
Fot. Jerzy Michalski/RSW/Forum
NIEZWYKŁE HISTORIE

Bogumił Kobiela z żoną marzyli o dziecku. Ich związek przerwał tragiczny wypadek

Aktor ciągle pracował, odkładali prawdziwe życie na później. Ale później nie było

Agnieszka Dajbor 4 maja 2023 17:10
kobiela z żona
Fot. Jerzy Michalski/RSW/Forum

Bogumił Kobiela uwielbiał żonę, pisał do niej „żabko”, „moja Ty sałatko z porów”, „mój selerku”. Małgorzata była lekarzem psychiatrą. On jako aktor do tej pory uważany jest za niepowtarzalne zjawisko w polskim kinie. Andrzej Wajda mówił o nim, że potrafi zagrać wszystko. Jego role w „Zezowatym szczęściu”, „Popiele i Diamencie” czy „Lalce” przeszły do historii. Mniej wiadomo o jego prywatnym życiu, bo aktor nie udzielał się publicznie z żoną. Jaką byli parą?

Bogumił Kobiela i Małgorzata Nowakowska : historia miłości

Bogumił Kobiela urodził się w 1931 roku w Katowicach. W dzieciństwie mieszkał w domu dziadków, w podkrakowskim Tenczynku. Ojciec Bobka – jak go nazywano od dziecka – literat Ludwik Kobiela pochodził ze Śląska Cieszyńskiego. O małym Bobku napisał książeczkę „Awantury i przygody, które przeżył figlarz młody". Kobiela przez całe życie wracał do Tenczynka. Gdy mu się podobało jakieś miejsce, mówił „Powietrze jak w Tenczynku”.

Po ukończeniu liceum, miał studiować ekonomię, jednak poszedł do Szkoły Teatralnej w Krakowie. Tam poznał przyjaciela na całe życie – Zbigniewa Cybulskiego. Razem pojechali na Wybrzeże. Do ich paczki należała też Kalina Jędrusik. Bogumił Kobiela karierę rozpoczął w latach 50. w Teatrze Wybrzeże w Gdańsku. Wraz z Cybulskim stworzyli słynny teatrzyk „Bim-Bom”. W 1960 roku Kobiela przeniósł się do Warszawy, gdzie grał w Teatrze Ateneum. W latach 1963-1966 regularnie pojawiał się również w kabaretach „Dudek” i „Wagabunda”. 

Zobacz też: Jerzy Waldorff i Mieczysław Jankowski żyli razem 60 lat. Jako para zawsze w ukryciu

kobiela z zona
Fot. Bogumił Kobiela z żona i reżyserem Jerzym Passendorferem, fot. Jerzy Michalski/RSW/Forum -

Jerzy Gruza mówił, że Bogumił Kobiela „wywoływał sprzeciw recenzentów, bo wykraczał poza ich wyobrażenie o tym, z czego i jak można się śmiać”. Poeta Jerzy Afanasjew sportretował go tak: szczupły, elegancki, kobieciarz, przystojny, „profilowany”, rozporządzający wielką skalą głosu, wybijający się wielkim głosem ponad tłum (wysoka amplituda), upajający się własnym głosem, śmiejący się głośno, „natężający się”, cieszący się własnym życiem, zamknięty, lubiący jedzenie, plażę, anegdociarz, zafrapowany własnymi sprawami”.

Bogumił Kobiela: Biorę Małgosię za żonę

Z przyszłą żoną poznali się w Sopocie. Małgorzata, która była tam z koleżanką, Kiksą, wspominała pierwsze spotkanie tak: „był w przedpotopowych gaciach: w paski, za kolana. Wyglądał prześmiesznie i bardzo nieatrakcyjnie. Umówiliśmy się na spotkanie w Zdrojowym w Jastarni i odjechaliśmy. W Zdrojowym Kiksa trochę rajfurzyła: tańcząc z Bobkiem powiedziała mu, gdzie mieszkamy w Sopocie. On chciał się ze mną umówić. Zjawił się w Sopocie, gdy Kiksa wracała do Łodzi. Odprowadziliśmy ją na dworzec. Ja miałam jechać do koleżanek z roku, do Mielna czy Łeby, ale udaliśmy się na pocztę, żebym wysłała telegram, że jednak do koleżanek nie przyjadę.

Przyszła teściowa Kobieli – Zofia Nowakowska – zapamiętała, że Bobek zjawił się u niej z kwiatami jesienią 1962 roku i otwierając drzwi, rozerwał ortalionowy płaszcz, którym zahaczył o klamkę. Powiedział: „Oświadczam, że biorę Małgosię za żonę". Ślub wzięli w Warszawie wiosną 1963 roku.

Zobacz też: Tajemnicze zaginięcie Agathy Christie. Dlaczego pisarka zniknęła na 11 dni?

kobiela

Bogumił Kobiela był kojarzony z Beatą Tyszkiewicz

Związek Bogumiła Kobieli z Małgorzatą Nowakowską był dla wielu osób zaskoczeniem, jego łączono bowiem z Beatą Tyszkiewicz, szczególnie po filmie „Spóźnieni przechodnie”. Zagrali w nim scenę ślubu i przez to byli postrzegani jak prawdziwa para. Ale tak naprawdę nigdy nią nie byli. Bogumił Kobiela, chociaż bardzo kochał żonę, nie do końca potrafił stworzyć prawdziwy dom. Kochali się, a jednocześnie trudno powiedzieć, by byli w bliskiej relacji. Aktor stale pracował, ciągle był „w biegu”, jechał z planu na plan, podróżował po całym świecie i rzadko pojawiał się w mieszkaniu na Ludnej w Warszawie.

„Nie potrafię wyżyć z gaży scenicznej. (...) Z zegarkiem w ręku przemieszczam się pomiędzy kabaretem, planem filmowym, studiem telewizyjnym czy radiowym. Wciąż w autobusie, pociągu, taksówce. Czuję, że młodość ustąpiła dorosłości. Przeliczającej czas na pieniądze” – mówił aktor w jednym ze swoich ostatnich wywiadów.

Bogumił Kobiela do żony: wziąłbym na siebie cały ból, jaki mógłby Cię spotkać

Do żony pisał czułe listy: „Biedronko moja najmilsza! Żabo, Sałatko z porów, Selerku Ukochany", rozpoczynał. „Wczoraj pomyślałem sobie, że wolałbym (nie śmiej się!), żebyś mnie dziesięć razy zdradziła, niż żeby stała Ci się najmniejsza krzywda”. I dalej: „wziąłbym na siebie w każdej chwili - mimo wielkiego tchórzostwa! - cały ból, jaki by mógł Cię spotkać”, pisał do Małgorzaty w 1963 roku.

Przywoził jej z podróży prezenty. Kiedyś Małgorzacie Kobieli przyśniło się, że jest w komisie pełnym cudownych pantofli, szpilek i czółenek. Wszystkie w jej rozmiarze, ale nie może sobie na nie pozwolić. Opowiedziała sen mężowi. Gdy wrócił z zagranicznych występów, w walizce znalazła osiem par butów - w różnych kolorach i fasonach. W dzienniku z podróży do USA pisał: „w domach towarowych mają mnie oczywiście za zboczeńca-fetyszystę, bo ciągle oglądam pończochy i biustonosze".

Czytaj także: Krystyna Stypułkowska zadebiutowała u Wajdy w „Niewinnych czarodziejach”. Jak potoczyło się jej życie?

Zdruzgotane  marzenia, wypadek

Małżonkowie bardzo czekali na dziecko. Bobek uwielbiał dzieci, a one jego. Pozwalał nawet, by bawiły się w jego kremowym Fiacie 500, który zostawiał otwarty na podwórku przed domem. Jednak po śmierci najpierw Andrzeja Munka, a potem Zbigniewa Cybulskiego w 1967 roku, Bogumił Kobiela przeczuwał, że i jemu może coś się stać. W liście do Małgorzaty zwierzał się z ponurych myśli: „naprawdę boję się coraz częściej, że może się zdarzyć coś nieprzewidzianego, złego, bo nam za dobrze. A ja myślę, że przyroda zawsze wyrównuje, niestety”.

Tego dnia 2 lipca 1969 roku wyjechał z żoną na kilka dni odpoczynku. Mieli przez trzy dni zatrzymać się w Białym Borze. To były te chwile, które mieli mieć tylko dla siebie. Jechali swoim BMW 1800, autem lekkim, ale z ostrym przyspieszeniem. Małgorzata Kobiela wspominała: „zaczynał padać deszcz, przy szosie stało dwóch biedaków, to powiedziałam: „Bobek, podwieźmy ich”. 

Jerzy Gruza: „Bobek się zatrzymał i wtedy okazało się, że faceci mają ciężkie bagaże. Kładą je obok siebie, na tylnym siedzeniu. Tam też przesuwa się środek ciężkości, wóz traci stabilność”. W Buszkowie, 27 kilometrów od Bydgoszczy na stromym wzniesieniu ze skrętem, Kobiela wpadł w poślizg i uderzył w jadący z naprzeciwka autobus. Małgorzata Kobiela: - Autostopowicze wbili Bobka w kierownicę. Po prostu zaparli się nogami, jego fotel był wyrwany z podwozia. Miałam rozbitą głowę, cała zakrwawiona wyglądałam na ciężko ranną. Szybko pojawiła się karetka, Bobek powiedział: „Proszę zaopiekować się żoną, mnie nic nie jest". Położyli mnie na noszach, Bobek usiadł obok i cały czas trzymał mnie za rękę. Kiedy wysiadł, już w Bydgoszczy, nagle osunął się na ziemię i stracił przytomność”. To było pęknięcie wątroby. W nocy wojskowym samolotem został przetransportowany do kliniki w Gdańsku, gdzie przeszedł dwie operacje. Zmarł w południe 10 lipca 1969 roku, osiem dni po wypadku.

To było fatum? 

Auto miało rejestracje 71-17 WE. Małgorzata Kobiela mówi, że do tej pory nie znosi jedynek i siódemek. „Mówiłam o tym Bobkowi, ale oczywiście oboje nie wierzyliśmy, że naprawdę mogłoby stać się coś złego”, opowiadała Maciejowi Michałowi Szczawińskiemu w książce „Zezowate szczęście. Opowieść o Bogumile Kobieli”. I dodawała: „A „fatum”? No cóż znaczy fatum? To jest zawsze zbieg okoliczności. Przypadek, jak wszystko w życiu. I nie wiadomo, co tym rządzi. Sytuacja... Sytuacja ma rację. To jest zresztą tytuł książki Bonarskiego. Mieliśmy ją wtedy w tym samochodzie. Jak ją wyjmowałam, już jakiś czas po wypadku, z bagażnika i spojrzałam na okładkę, to nie trzeba było żadnych słów. „Sytuacja ma rację”.

Czytaj także: Kim była Gabriela Obremba, pierwsza żona Andrzeja Wajdy? Zakochała się w nim bez pamięci

żona kobieli odsłania jego gwiazdę
Fot. Małgorzata Kobiela odsłania gwiazdę aktora wraz z jego bratankami, Łódź, 1999 rok, fot. PAP/Romek Zawistowski

Małgorzata Kobiela wspominała: „Proszę pana, to była młodość. Było wesoło, było zabawnie, było oryginalnie. Ale bardzo szybko pojawił się pierwszy znak ostrzegawczy, że życie nie składa się wyłącznie z przyjemności i radości. To była śmierć Zbyszka oczywiście. Uderzyła nas potwornie mocno. Ból prawie fizyczny. A następny szok, zaledwie dwa lata później, to tragedia Krzysia Komedy. I ja sobie wtedy uświadomiłam, na tym pogrzebie, że przecież Krzyś niedawno, przed chwilą dosłownie, był obok nas przy otwartym grobie Zbyszka, w Katowicach. A teraz myśmy stali przy jego grobie. Wtedy powiedziałam: „Bobek, popatrz, między nami stoi następny pogrzeb. Któraś z tych osób będzie następna, na której pogrzeb pójdziemy”. I to był pogrzeb Bobka właśnie” opowiadała Maciejowi Michałowi  Szczawińskiemu wdowa po aktorze..

Bogumił Kobiela zginął w wieku zaledwie 38 lat. Został pochowany w Tenczynku, obok grobu swojej matki Zofii. Na jego grobie zawsze leżały grzyby, które uwielbiał. Małgorzata Kobiela w latach 70. pracowała jako asystent reżysera, kostiumograf. Potem wróciła do zawodu lekarza psychiatry.  

Korzystałam z książki Macieja Michała Szczawińskiego  „Zezowate szczęście. Opowieść o Bogumile Kobieli, wyd. Mando, 2019 rok. 

Redakcja poleca

REKLAMA

Wideo

Kocha muzykę, ale już podważano jej sukcesy. Córka Aldony Orman o cieniach posiadania znanego nazwiska

Akcje

Polecamy

Magazyn VIVA!

Bieżący numer

MARCELA I MICHAŁ KOTERSCY: w styczniu powiedzieli sobie „tak”, ale to niejedyna rewolucja w ich życiu. KATARZYNA ŻAK: o tym, co jest jej największym szczęściem i czego najbardziej żałuje. ANDREA CAMASTRA: dla zdobywcy gwiazdki przewodnika Michelin gotowanie jest jak teatralny spektakl. ALDONA ORMAN Z CÓRKĄ IDALIĄ w rozmowie pełnej metafizyki, ale też zwykłej codzienności. SWIFT, CYRUS, EILISH, GOMEZ, DUA LIPA: idolki zbiorowej wyobraźni.