Reklama

Usunęła się w cień, dzisiaj żyje na własnych zasadach. I choć Edyta Jungowska nie wyklucza powrotu do telewizji, to obecnie skupia się na rozwoju wydawnictwa, które współtworzy z ukochanym — Rafałem Sabarą. Co więcej, aktorka w wieku 29 lat doczekała się syna, który jest oczkiem w jej głowie. Co o nim wiemy i jak wyglądają ich relacje?.

Reklama

Co robi syn Edyty Jungowskiej?

Wiktor, bo tak ma na imię syn Edyty Jungowskiej zamiłowanie do kultury i sztuki odziedziczył po mamie. Aktorka w 2022 roku w rozmowie ze Zwierciadłem przyznała: „Teraz studiuje nowe media na ASP. Na początku byłam potwornie zła i zaskoczona, że mając talenty do przedmiotów ścisłych i tyle pracy za sobą, wyrzucił to wszystko do kosza i poszedł na kierunek artystyczny. Dziś myślę, że to jego życie i ma prawo do takich wyborów. Mieszka z dziewczyną, zarabia na siebie, jest samodzielny. Wszystko zawdzięcza sobie", wyznała.

Wspomniała również: „Kiedy podjęłam decyzję o urodzeniu dziecka, to z wszystkimi jej konsekwencjami. Oczywiście podjęcie decyzji to jedno, a trud pogodzenia tego faktu z zawodem tak wymagającym jak aktorstwo to drugie. Musiałam na nowo ułożyć sobie całe życie. Poród potraktowałam jak zadanie, do którego trzeba się profesjonalnie przygotować. Tym bardziej że pamiętałam opowieści mojej ciotki, która przeżyła traumę po tym, jak w reakcji na jej krzyk podczas porodu pielęgniarka nakryła jej głowę poduszką! Dużo na ten temat czytałam, wybrałam Szpital Świętej Zofii, chodziłam do przyszpitalnej szkoły rodzenia. Miałam szczęście, bo tuż po transformacji ustrojowej dokonywały się zmiany także w sferze porodów. Dużo dobrego zdziałała kampania „Rodzić po ludzku”, dzięki której zaczęto traktować rodzące podmiotowo, liczono się z ich zdaniem. Można było wybierać spośród różnych technik rodzenia", mówiła w rozmowie ze Zwierciadłem. „Nie płakałam jak inne matki, które nie radziły sobie z karmieniem, bo miałam wszystko przećwiczone – w szkole rodzenia pokazywano, jak prawidłowo przystawiać dziecko, żeby karmienie nie było bolesne. I tak robiłam", dodała w tej samej rozmowie, kontynuowała.

CZYTAJ TEŻ: Nierozłączni w pracy i prywatnie! Piotr Gąsowski i Katarzyna Skrzynecka od samego początku są dla siebie największym wsparciem

Edyta Jungowska z synem Wiktorem

TRICOLORS/East News

Edyta Jungowska, VIVA!, 2007 rok

IZA GRZYBOWSKA

Edyta Jungowska o relacji z synem

Artystka niejednokrotnie podkreślała, że z synem łączy ją wyjątkowa więź. O Wiktorze mówi, że jest „poukładany, jak na nastolatka bardzo opanowany". Co więcej, „ma męską, przyjazną energię. Opiekuńczy. Odpowiedzialny. Bywa uparty. Zdecydowanie ekstrawertyk, pogodny. Sądzę, że charakter ma po mnie", zwierzała się w rozmowie z Claudią.

Co więcej, gdy Wiktor skończył 17 lat, ulubienica widzów wyznała, że w ich relacji pojawiły się drobne zgrzyty, jednak nigdy nic ich nie poróżniło. „Mam wrażenie, że kłopoty, które mają rodzice z dziećmi w wieku Wiktora, pojawiają się u nas w ilościach śladowych", czytaliśmy w Claudii. „Pomogło, że od czwartej klasy szkoły podstawowej intensywnie trenuje pływanie i piłkę wodną. Cała energia, w tym męska burza hormonów, utopiła się nam w wodzie! To sport grupowy, uczy nie tylko planowania, współpracy, odpowiedzialności, ale i przegrywania, a jeśli to potrafimy, jesteśmy w pewien sposób wygrani. Co ważne: do sportu trzeba mieć charakter, ducha walki. I Wiktor to ma. Mówi, że są między nimi relacje, jakie powinny być między mamą a dzieckiem", zwierzała się w tej samej rozmowie.

Edyta Jungowska nie ukrywa, że nigdy nie weszła z synem w przyjacielską relację, bo jak sama twierdzi: „Według mnie rodzic to rodzic. Przyjaźń jest relacją równoprawną. Przyjacielowi można powiedzieć wszystko, dziecku – nie. Nie chciałabym mówić mu o sprawach, za które on nie musi ponosić odpowiedzialności. Nie obarczę go swoimi problemami. Czy Wiktor zwierza mi się tak jak rówieśnikom? Chyba nie. Ale na pewno wie, że w trudnych momentach może na mnie liczyć. Wie też, że w takich sytuacjach trzeba mówić sobie prawdę, bo jeśli mamy wspólnie rozwikłać jakiś problem, nie możemy nic przed sobą ukrywać", tłumaczyła w rozmowie Claudią.

Edyta Jungowska z synem Wiktorem, 2002 rok

J. Turczyk/PAP

„Właśnie matki mogą dać synom coś istotnego: uwrażliwienie na drugą płeć. Rozmowy o uczuciach generalnie nie należą do najłatwiejszych, ale trzeba je prowadzić – przede wszystkim, żeby wyzbyć się stereotypów, które wciąż są serwowane przez głupawe teledyski, seriale, reklamy schematycznie traktujące relacje damsko-męskie. Młodzi ludzie są nimi przesiąknięci. Tym bardziej się cieszę, kiedy mój syn zaprzyjaźnia się ze swoją sympatią, bo wiem, że tylko wtedy jest szansa na pełnowartościowy związek. Uważa, że trzeba pilnować, by relacje matka–syn nie były chore. – Szczególnie w sytuacji, kiedy samej wychowuje się dziecko, kiedy matka stara się synowi wszystko zrekompensować, albo przeciwnie: obarcza go winą za niepowodzenie w życiu. W takiej relacji trzeba szczerości, by dziecko nie bało się zapytać o sprawy, które są dla niego problemem, a dla nas trudnym tematem", kontynuowała aktorka.

Ulubienica widzów podkreśliła również, że od zawsze bardzo szanowała zdanie syna i nigdy nie przekraczała jego przestrzeni osobistej. „Jako dziecko sama miałam dużo swobody i nie lubię, gdy ktoś nastaje na mnie, wypytuje, więc i ja Wiktora kontroluję w sposób kontrolowany. Jest już dużym facetem, więc to dla mnie w pełni zrozumiałe, że ma swoje „męskie sprawy” i nie biegnie do mnie z każdym tematem. Faceci muszą mieć swoje tajemnice. Dziś jest trudniej rodzicom wychowywać, dzieci szybciej dojrzewają, jest internet i wszystko w zasięgu ręki. Nie jesteśmy w stanie wszystkiego kontrolować, ale ważne, by widząc ten cały z pozoru atrakcyjny chłam, który nas otacza, dać alternatywę czegoś wartościowego, co wcale nie musi być nudne i mniej kolorowe. To bardzo trudne, ale to jedyna droga, żeby dziecko nie utonęło w śmieciach. Trzeba mu dać pewną dozę swobody, ucząc jednocześnie odpowiedzialności. Uświadamiać, na co powinno uważać, czego unikać. Bardzo dużo z Wiktorem rozmawiamy. By potem sam umiał właściwie wybrać. Potrafił trafnie oceniać ludzi. Staram się dociekać, jakie są powody jego wyborów: błahe czy poważne", opowiadała na łamach tego samego magazynu.

CZYTAJ RÓWNIEŻ: Odszedł z telewizji, poproszono go o powrót. Piotr Gąsowski o kulisach spotkań z Edwardem Miszczakiem

Edyta Jungowska, VIVA!, 2007 rok

IZA GRZYBOWSKA

Edyta Jungowska o wychowaniu syna

Aktorka zawsze mówiła wprost, że miała bardzo intensywne życie zawodowe, gdy Wiktor był jeszcze dzieckiem, mogła jednak liczyć na wsparcie rodziny w wychowaniu syna. „Po sześciu tygodniach wróciłam do pracy. Bardzo pomogli mi we wszystkim rodzice. Mama przeszła na wcześniejszą emeryturę. Mieszkaliśmy dość blisko, na początku rodzice przychodzili do mnie codziennie, dbali, żebym odpoczęła, co dla samodzielnej mamy, jaką byłam, okazało się bardzo ważne. Zaopatrzyłam się w różne potrzebne gadżety, takie jak fotelik, torba do noszenia dziecka, co w tamtych czasach wcale nie było oczywiste. Starałam się wszędzie zabierać go ze sobą, tym bardziej że karmiłam go piersią do szóstego miesiąca. W tym okresie był częścią mnie", zaznaczała w rozmowie ze Zwierciadłem.

„Z ogromną pomocą moich rodziców zorganizowałam to wychowanie najlepiej jak potrafiłam. W naszym domu dziadkowie odgrywają ważną rolę. Ale mają świadomość, że ostateczne decyzje należą do mnie. By lepiej zrozumieć syna, sięgała po książki psychologiczne, o wychowaniu. Dały mi w wielu momentach poczucie spokoju i opanowania. Ale też kilka prostych zasad, które niby się zna, ale lepiej pamięta, kiedy je ktoś zapisze, np. że mówienie: „Ja w twoim wieku…”, które mnie samą drażniło, gdy byłam nastolatką – po prostu nie działa. Świat zmienia się zbyt szybko, nie mamy szans wiedzieć, co przeżywa nasze dziecko, jeśli nam o tym nie powie. Ważne jest, jak spędzamy razem czas. Bo jeśli technika, telewizja, gry przychodzą za wcześnie z gotową wizją świata – zabijają wrażliwość. To był również jeden z powodów, dla których zajęłam się wydawaniem książek dla dzieci w wersji audio", zwierzała się przed laty.

Aktorka nie ukrywa, że intensywna praca ograniczała kontakt z jej synem. „Był taki moment, w 2006 roku, kiedy grałam w serialu „Ja wam pokażę!”. Nagrania w Izabelinie, przez 71 dni, od rana do wieczora, po 12 godzin, non stop. A jeszcze dojazdy, uczenie się roli. Widywaliśmy się w przelocie. Pamiętam, że któregoś dnia, wychodząc do pracy, zajrzałam do pokoju Wiktora i zobaczyłam jakieś duże stopy wystające spod kołdry. Co to za obcy facet śpi w łóżku mojego syna? – zdziwiłam się. A to były nogi Wiktora! Tak urósł w tym czasie. Kiedy kręciliśmy zdjęcia bliżej domu, w liceum Batorego, które, notabene, kończył mój tata, poprosiłam go, żeby przywiózł na plan Wiktora. Mogłam w przerwie z nim pobyć. Reżyser pozwolił mu siedzieć przy monitorach. Pamiętam, jak na koniec ujęcia usłyszałam głos mojego syna: „cięcie”. Wzruszyłam się", wyznała w Zwierciadle. „To były trudne momenty, bardzo tęskniliśmy za sobą. Wiedziałam, że jest pod dobrą opieką rodziców i mojego partnera Rafała, który zamieszkał z nami, jak Wiktor miał cztery lata. To on zastąpił czytanie bajek opowiadaniem własnych, wymyślonych. I od tej pory mój syn domagał się: „Nie czytaj mi, tylko wymyśl”. Mimo że Wiktor był zaopiekowany, czułam się winna, że nie ma mnie w domu. I starałam się zrekompensować mu ten brak podróżami", dodawała.

„Dorastanie, czyli koniec gimnazjum, splótł się z otwarciem mojego wydawnictwa. To był trudny dla niego moment, został pozostawiony sam sobie. Zdarzały się dni, kiedy nie było mnie w domu od 6 rano do 1 w nocy. Musiał być odpowiedzialny za siebie. W tym czasie zdał dobrze egzaminy, dostał się do dobrego liceum. I nagle role się odwróciły: to on wtedy pytał, jak mi idzie, co się udało. To bardzo miła świadomość, że ma się przy sobie prawdziwego faceta", podsumowała.

Na konciec artystka gorzko podsumowała swoje macierzyństwo. „Myślę, że popełniłam jako mama mnóstwo błędów. Nie potrafiłam pogodzić ciężkiej pracy, fizycznego zmęczenia, zarywania nocy ze znalezieniem realnego czasu dla syna. Miałam oczywiście najlepsze intencje – chciałam zapewnić mu dobre szkoły, przyzwoity poziom życia. Teraz uświadamiam sobie jednak, że – jako Ala z programu „Ala i As” i czytająca audiobooki z książkami Astrid Lindgren – częściej gościłam w domach innych dzieci niż w swoim własnym. Dostawałam listy od umęczonych rodziców, którzy pisali półżartem, że nie mogą się ode mnie uwolnić nawet w łazience podczas kąpieli, bo ich dzieci na okrągło chciały słuchać „Pippi Pończoszanki” albo „Karlssona z Dachu”, skwitowała.

CZYTAJ TEŻ: Była córeczką tatusia, najstarszą siostrę zna jedynie z opowieści. Tak Alicja Majewska mówiła o swoim dzieciństwie

Reklama

Edyta Jungowska, VIVA!, 2007 rok

IZA GRZYBOWSKA
Reklama
Reklama
Reklama