Reklama

To było zaskoczenie, gdy na oscarowej gali Jonathan Glazer, reżyser głośnego filmu „Strefa interesów” zadedykował nagrodę polskiej łączniczce z czasów II wojny światowej, Aleksandrze Bystroń-Kołodziejczyk. Już wcześniej, w wywiadach mówił, że gdyby jej nie spotkał, być może, nie zrobiłby swojego filmu. W mroku, o którym opowiadał, dla kontrapunktu szukał dobra i światła. Znalazł go w Aleksandrze, która podczas wojny, jako nastolatka dostarczała więźniom Auschwitz jedzenie i leki.

Reklama

„Aleksandra Bystroń-Kołodziejczyk – dziewczynka, która błyszczy w »Strefie interesów«, tak jak błyszczała w życiu, zdecydowała się stawiać opór. Dedykuję nagrodę jej pamięci i wytrwałości" – powiedział reżyser na oscarowej gali. W filmie Aleksandra występuje jako Olena, gra ją młoda aktorka Julia Polaczek. Kim była młoda bohaterka, którą teraz zainteresował się cały świat?

Aleksandra Bystroń-Kołodziejczyk: gdy zobaczyła ojca, zemdlała

Aleksandra Bystroń-Kołodziejczyk urodziła się 26 lipca 1927 roku w Brzeszczach, miejscowości położonej kilka kilometrów od Oświęcimia i obozu Auschwitz. W działalność dla Armii Krajowej zaangażowała się jako nastolatka. Jej ojciec Paweł Bystroń był mierniczym w kopalni w Brzeszczach. Walczył w powstaniu na Śląsku Cieszyńskim w oddziałach generała Hallera. Udzielał się w brzeszczańskim Towarzystwie Gimnastycznym „Sokół”. Podczas wojny trafił do obozów w Dachau i w Gusen. Jak wspominała jego córka, głód tam był taki, że więźniowie obgryzali korę z drzew, żeby tylko żołądek miał co trawić.

Scena z filmu "Strefa interesów", w roli Oleny Julia Polaczek,fot. MAT. PRASOWE

W Gusen była katorżnicza praca – więźniowie z gór znosili kamienie, a potem z powrotem wnosili je na górę. I tak całymi dniami. Paweł Bystroń przeżył, wrócił po wojnie do domu. Ważył 32 kilogramy, kiedy córka go zobaczyła, zemdlała. Mama, Wanda w 1939 roku brała udział przy tworzeniu szpitala w Brzeszczach. W czasie okupacji Aleksandra dożywiała więźniów obozu w Auschwitz, organizowała lekarstwa i przenosiła grypsy. W 1941 roku wstąpiła do Armii Krajowej, gdzie pełniła funkcję łączniczki. Przyjęła pseudonim „Olena”. W 1943 roku rozpoczęła pracę na kopalni w biurze kontroli dniówek – Markenkontrolle.

Zobacz też: Od tłumaczki dialogów do królowej polskiego kina. Odsłaniamy tajemnice Ewy Puszczyńskiej

Jako dziewczynka przeżyła wysiedlenia w Brzeszczach. „Z niepokojem patrzyliśmy, w jakim kolorze będzie znak na naszym domu. Czerwony – wysiedlenie, zielony – nie”. Zostali, ale ich dom przejęła zarządzana przez Niemców kopalnia. „Przyszło zawiadomienie, że mamy co miesiąc płacić czynsz kopalni. Za nasz dom…”.

Ekipa na Festiwalu w Toronto, w środku koproducentka filmu Ewa Puszczyńska, obok niej, z prawej: Jonathan Glaze,r fot. Robin L Marshall/Getty Images

Aleksandra Bystroń-Kołodziejczyk: nie mieliśmy dzieciństwa, wchodziliśmy od razu w dorosłe życie

Z początku organizowano pomoc dla więźniów w kręgu harcerskim. Później, kiedy powstała Armia Krajowa Aleksandra była w niej łączniczką. Jak wspominała w relacji dla Stowarzyszenia Auschwitz Memento: „Człowiek nie wiedział, co jest w kopercie. Koperty była zapieczętowane. Trzeba je było tylko dostarczyć na rozkaz i tyle. Niewykonanie rozkazu powodowało usunięcie z organizacji lub coś gorszego. Po raz pierwszy spotkała więźniów, gdy odwiedziła swojego dziadka w kopalni. Powiedział, by przekazała im jedzenie, a wzięła od nich listy.

Zobacz też: Towarzysz Bolesław Bierut, pierwszy po wojnie prezydent RP, był bardzo kochliwy. Żył z kilkoma kobietami naraz

„Wczesną jesienią 1940 roku nawiązaliśmy pierwsze kontakty z więźniami obozu. Masę ich przychodziło. Zmieniali się. Ty pojadłeś, to teraz ja idę, a swoje jedzenie w obozie oddawali kolegom. Pamiętam, jak dostaliśmy pierwsze kartki na żywność od Armii Krajowej. Kartki odbieraliśmy od pani Stupkowej z Oświęcimia(…) Kegel, właściciel sklepu, denerwował się, bo musiał robić zamówienia i wozić je do Bielska. Pamiętam, jak raz krzyczał na nas: – Co wy sobie myślicie, na 1200 kg mam fałszywych kartki na mięso i cukier! Całe Brzeszcze miały fałszywe kartki, bo niby skąd nagle tyle żywności. Pieniądze w organizacji też zbierano, by można było coś kupić. Brzeszcze dużo pomagały”.

Nie było to bezkarne - za pomoc więźniom można było trafić do obozu, jak Helena Płotnicka z Przecieszyna. Zostawiła sześcioro dzieci, w obozie zginęła w ciągu miesiąca.

Młoda Aleksandra Bystroń-Kołodziejczyk, fot. Z Archiwum Stowarzyszenia Auschitz Memento

Najłatwiej było pomóc więźniom w terenie, w miejscu ich pracy. Tam, gdzie nie dało się w dzień podrzucić jedzenia czy lekarstw, szło się nocą. Aleksandra dostarczała także grypsy. Niektóre grypsy były bardzo smutne – pożegnania z rodziną, gdy ich autorzy przeczuwali, że już nie wrócą do domu (…) To było straszne dla młodych chłopców. Mając 18 lat, musieli się już żegnać z życiem. Jak mówiła o swoim pokoleniu Aleksandra Bystroń-Kołodziejczyk: My nie mieliśmy dzieciństwa. Wchodziliśmy od razu w dorosłe życie.*

Aleksandra od 1943 roku pracowała w kopalni w Jawiszowicach, „Przez cztery lata nie miałam ani jednego dnia wolnego. Nawet w sobotę i niedzielę pracowało się po 12 godzin. Płacono nam po 40 marek, tak jak robotnikom przymusowym, którzy byli wywiezieni na roboty do Niemiec. Byłam najmłodsza i szef przydzielił mnie do obsługi więźniów. Potajemnie dla AK przygotowywałam też listy więźniów obozu. Imię, nazwisko więźnia, numer obozowy i kraj, z jakiego pochodził, zapisywałam na karteczkach, które chowałam do rękawa". Wiedziała, że jeśli przy kimś była adnotacja „ab, nach Auschitz, to znaczyło, że jest skazany na śmierć.

Zobacz też: Ogromny sukces Polaków na tegorocznej gali rozdania Oscarów, gratulacje płyną z całego świata. Ewa Puszczyńska nie kryje radości

Nazywano ją Juden Tante – Żydowska ciotka

Na kopalni w Jawiszowicach pracowali przeważnie Żydzi. Pochodzili z Węgier, Grecji, Włoch, Francji, Niemiec, Czech, Polski, Holandii. „Na sortowni więźniowie przebierali węgiel. Pracowały tam 10-, 11-letnie dzieci. Ich kapem był August Berger były marynarz. Załatwiał jedzenie dla tych dzieciaków, był dla nich dobry. Kobiety z kuchni, co zupę gotowały, zawsze mu coś dla nich dawały. Takie to maluchy były, że jak pierwszy raz przyszły po marki, to jakby przedszkole przyszło. Strasznie nam ich było żal".

Pewnego dnia Aleksandra usłyszała krzyk. Jakiś więzień po niemiecku prosił esesmana, by go nie zabijał, bo ma dzieci, żonę i musi żyć… Wybiegła z bunkra. Pobiegła szybko do komendanta: „Panie komendancie, jak się marki nie będą zgadzały z dniówki, to ja panu nie dopiszę!”. I on powstrzymał tego esesmana. Ten więzień to był belgijski Żyd. Powiedział jej, że ma kopalnię diamentów w Kongo Belgijskim i jak się wojna skończy, to mi się odwdzięczy za uratowanie życia. "Od tamtego dnia mówiono na mnie „Juden Tante” – żydowska ciotka, bo broniłam Żyda", opowiadała dla Auschwitz Memento.

Miała tytuł oficera łącznikowego. Po wojnie Aleksandra Bystroń-Kołodziejczyk ukończyła technikum. Studiów podjąć nie mogła, bo komunistycznej władzy nie podobała się jej „akowska” przeszłość. Wyszła za mąż. Wśród ludzi, z którymi chciał spotkać się Jonathan Glazer znajdowała się na ostatnim miejscu – nie była bowiem więźniarką obozu. Ale zdążył z nią jeszcze porozmawiać. Pomógł w tym koproducent filmu Bartek Rainski.

Reklama

Jonathan Glazer powiedział, że jeśli ktoś zapyta, czy spotkał anioła, to teraz może mówić, że tak. Sukienka, w której Julia Polaczek gra Olenę, to prawdziwa sukienka Aleksandry znaleziona na strychu jej domu. Aleksandra Bystroń-Kołodziejczyk zmarła w 2016 roku. Prace nad filmem trwały wiele lat, nie miała szansy doczekać premiery. Ale została wspaniale upamiętniona

Reklama
Reklama
Reklama