Zwykłe życie, miłość i wielka tragedia. "Miasto 44" - wyjątkowy film w hołdzie bohaterom powstania
1 z 8
Takiego filmu dotąd w Polsce nie było! Młodość, miłość i tragedia Warszawy. „Miasto 44” wbija w fotel akcją i dramatem powstańców. Jak powstawało? Lata przygotowań, tysiące statystów, efekty na światowym poziomie, wielomilionowy budżet. Z okazji 72. rocznicy wybuchu powstania warszawskiego przypominamy materiał o tym wyjątkowym hołdzie dla bohaterów.
O filmie Jana Komasy w VIVIE! pisał Roman Praszyński, a zdjęcia specjalnie dla nas wykonał Bartek Wieczorek. Zapraszamy do galerii!
Oni są tacy piękni. Zjawiskowe dziewczyny, atrakcyjni młodzi mężczyźni w kolorowych ubraniach na tle niezwykłego miasta. Aktorów do ról powstańców reżyser wybiera przez trzy lata. Na dziesiątki castingów w całej Polsce przychodzi siedem tysięcy osób. Zosia Wichłacz – filmowa „Biedronka”, jedna z trzech głównych ról – trafia do filmu, gdy ma 15 lat, a gdy startują zdjęcia, kończy 18. Jej świeżość i ogromna wrażliwość od razu przykuwają uwagę reżysera. Dlatego początek filmu jest jasny, jak pocztówka z Paryża. Ponura okupacja? A skądże! Konspiratorzy są pełni życia. Chcą się bawić, walczyć, doświadczać wszystkiego. Jeszcze nie wiedzą, że niektórzy z nich wkrótce polegną na ołtarzu ojczyzny. Krwawy potwór wojny obgryzie ich do ostatniej kosteczki.
Na zdjęciu wyżej: Zofia Wichłacz i Józef Pawłowski.
2 z 8
Na zdjęciu: Zofia Wichłacz, Karolina Staniec, Anna Próchniak.
Moje Powstanie
Stadion Narodowy, 30 lipca 2014 roku. Na ekranie wielkości wieżowca pierwszy pokaz „Miasta 44”. Na widowni 12 tysięcy widzów, wśród nich powstańcy. Widzowie płaczą. Jan Komasa wychodzi przed publiczność: „Chcieliśmy naszym filmem oddać hołd powstańcom”, mówi. Cały stadion wstaje. Wstaje prezydent Rzeczypospolitej Polskiej. Huragan oklasków. Powstańcy nie kryją wzruszenia. Wojciech Barański, pseudonim „Bar”, jest poruszony. „Film wywarł na mnie ogromne wrażenie”, przyznaje. „Mówi wiele prawdy o Powstaniu. Tak było naprawdę”. Anna Jakubowska, pseudonim „Paulinka”: „»Miasto 44« jest przede wszystkim dla młodzieży. Może też przemówić do ludzi za granicą. Oglądając go, po raz pierwszy poczułam, że ja to przeżyłam. Że to jest moje Powstanie”. Komasa jest szczęśliwy. Nie miał zamiaru nikogo osądzać. Chciał zrobić film o emocjach. O miłości, młodości i walce. Udało się.
Dłużej niż wojna
Pomysł rodzi się w głowie Michała Kwiecińskiego, szefa Akson Studio, producenta między innymi „Katynia”, „Czasu honoru” i „Wałęsy. Człowieka z nadziei”. W 2005 roku proponuje Janowi Komasie: „Zrób film o Powstaniu Warszawskim”. Janek jest właśnie po filmowym debiucie „Ody do radości”. Ma 24 lata. Propozycja producenta cieszy go i przeraża. Powierzanie tematu o takiej wadze młodziakowi to szaleństwo. Ale Komasa bardzo chce. Przeprowadza się do Muzeum Powstania Warszawskiego. Ma tam swój gabinet z dwoma komputerami podłączonymi do archiwaliów. Spotyka się z powstańcami. Rozmawiają o życiu w czasie zagłady. O konspiracji, walce, cierpieniu. Ale też o miłości. Janek wstępuje do jednej z grup rekonstrukcyjnych. Wciela się w rolę powstańca. „To była prawdziwa podróż w czasie”, wspomina. „Bezcenne wrażenie, kiedy chodzisz kilka dni non stop w butach, które rzeczywiście obcierały powstańców. Proszę samemu spróbować!”. Praca nad „Miastem 44” zajmie mu osiem lat. W międzyczasie zrobi kultową już „Salę samobójców”. Dlaczego przygotowania do filmu trwają dłużej niż cała II wojna światowa? Bo Kwieciński i Komasa mierzą wysoko. Chcą zrobić film, jakiego w Polsce nie było. Wysoko- budżetową produkcję z niesamowitymi efektami specjalnymi. A na to potrzeba góry pieniędzy. Konkretnie 25 milionów. Produkcja rusza pod koniec 2012 roku.
Polecamy: Trzy silne kobiety zagrają o wszystko... Miłość, przyjaźń, muzyka i Kinga Preis, czyli #Wszystkogra
3 z 8
Na zdjęciu: kobiety od lewej: Anna Próchniak, Zofia Wichłacz, Karolina Staniec. Mężczyźni od lewej: Grzegorz Daukszewicz, Filip Gurłacz, Antoni Królikowski, Michał Meyer, Józef Pawłowski, Maurycy Popiel.
Paczka przyjaciół
Najlepsze efekty nie zastąpią człowieka. Dlatego Komasa szuka swoich bohaterów w całej Polsce. Jak wybrać tych najlepszych? Jak nie popełnić omyłki? „Musi być chemia”, zapewnia reżyser. Jest 2010 rok. Młodziutka Ania Próchniak urywa się z koleżanką z zajęć w Łodzi. Jadą do Warszawy na casting, jest straszna śnieżyca. Tych castingów będzie jeszcze 20. Na jednym z nich partner w dramatycznej scenie ciśnie nią o ścianę. Podejrzenie wstrząsu mózgu. Ale rolę Ania ma. Urzeka reżysera energią, wrażliwością i inteligencją. Jednak na rozpoczęcie zdjęć przyjdzie jej jeszcze poczekać. Filmowcy zbierają pieniądze. W styczniu 2013 roku, nocą, dzwoni do niej Komasa: „Wyjdź, proszę, muszę coś ci powiedzieć”. I tak na ulicy zasypanej śniegiem Ania dowiaduje się, że zagra Kamę, jedną z trzech głównych postaci. „Poczułam spokój”, wspomina. Od niej Komasa jedzie do Józka Pawłowskiego. Po północy w swoim samochodzie mówi mu, że zagra główną rolę – Stefana. „Byłem w szoku”, wspomina Pawłowski. „Przez tydzień nie mogłem w to uwierzyć”. Komasa zaprzyjaźnia się ze swoimi aktorami. Nie tworzy barier. „Czule steruje”, zapewnia Józek. Spotykają się i godzinami rozmawiają o bohaterach. Poznają powstańców. Poznają ich wstrząsające historie, słuchają wspomnień, od których włos się jeży na głowie. I płyną łzy. Tydzień spędzają na obozie w Radziejowicach, pracują nad swoimi rolami i tekstem. Trenują z komandosami w twierdzy Modlin. Uczą się walczyć, rozkładać broń, strzelać. Reżyser namawia aktorów, żeby jak najwięcej przebywali ze sobą. Żeby chodzili na piwo, do kina. To procentuje na ekranie. Nie muszą udawać przyjaźni. Zanim dojdzie do zdjęć, stworzą już paczkę: Józef Pawłowski, Zofia Wichłacz, Anna Próchniak, Maurycy Popiel, Antoni Królikowski, Tomasz Schuchardt, Grzegorz Daukszewicz, Michał Meyer, Michał Żurawski, Karolina Staniec, Filip Gurłacz, Michał Mikołajczak. Przyjaźnią się do dziś. „Zakochałem się trochę w dziewczynach”, przyznaje Józek Pawłowski, który na ekranie zdobywa miłość Kamy (Anna Próchniak) i „Biedronki” (Zofia Wichłacz). „Na planie byliśmy zespołem. Bez gwiazdorstwa”, zapewnia.
Polecamy: Stanisława Celińska o przedwojennej Warszawie, ulubionej piosence i trzech pokoleniach kobiet
4 z 8
Na zdjęciu: od lewej - Michał Meyer, Maurycy Popiel, Grzegorz Daukszewicz, Antoni Królikowski, Filip Gurłacz. Z rowerem Józef Pawłowski.
W stronę Hollywood
Janusz Kamiński, operator „Listy Schindlera” i „Szeregowca Ryana” Stevena Spielberga, radzi, żeby zatrudnić supervisora od efektów specjalnych, jak to się robi w światowych produkcjach. Produkcja poszukuje więc specjalistów od efektów komputerowych w całej Europie. Kierownik produkcji, Magdalena Badura, od życzliwej osoby w Londynie dostaje kontakt do Richarda Baina, człowieka, który robił cuda w „King Kongu” i „Incepcji”, współpracował z Wachowskimi. Ale zanim odważy się do niego wysłać maila, on odzywa się pierwszy! „Mam żonę Polkę, przyjeżdżam na święta, porozmawiajmy o filmie”, pisze Bain. Jakby Superman zleciał z nieba. Teraz wszystko jest możliwe! Na Pradze, na ulicy Stalowej, staje wielki green screen długości 300 metrów. Na tym zielonym ekranie zostanie komputerowo wykreowana przedwojenna ulica Marszałkowska. Patrzcie uważnie – na początku filmu Stefan grany przez Józka Pawłowskiego wsiada do tramwaju i jedzie Marszałkowską, której nie ma! Czesi z firmy UPP tak udanie stworzyli ją w komputerze, że nawet amerykańscy specjaliści od efektów specjalnych dali się nabrać. Myśleli, że taka ulica istnieje naprawdę!
5 z 8
Na zdjęciu: Antoni Królikowski.
Zabite miasto
Wyobraźcie sobie Warszawę zniszczoną do cna. Zmiecioną niemieckimi bombami. Chaos, gruz, kurz. Umarłe miasto. Skąd wziąć taki krajobraz? Wykreować w komputerze? To jednak nie to. Ekipa filmowa buduje więc Czerniaków – zmasakrowaną wojną dzielnicę Warszawy – w Świebodzicach. W starej fabryce góry gruzu. Ciężki sprzęt do budowy dróg – koparki, spychacze – wśród tych gruzów przebija ulice. Ściany hal fabrycznych „charakteryzowane są” na domy mieszkalne. Gdzieś z ruin wystaje umywalka, gdzieś na gwoździu kiwa się obraz. Przez miesiąc 80 ludzi pracuje nad przekształceniem starej fabryki w miasto po kataklizmie. Przy filmie pracuje dwóch scenografów – Marek Warszewski i Grzegorz Piątkowski. Filmowa Warszawa powstaje w Modlinie, Łodzi, Wrocławiu, Walimiu i Świebodzicach. Wszędzie tam, gdzie architektura – „polepszona” oczywiście w komputerach czeskich czarodziei – może udawać wojenną Warszawę. W pokojach Akson Studio ekipa miesiącami ogląda zdjęcia z epoki. Wszystko ma być „jak naprawdę”. „Miasto 44” ma wielkie ambicje i potrzebuje wielkiej ekipy. Pół tysiąca ludzi pracuje na sukces filmu. Nie licząc trzech tysięcy statystów.
6 z 8
Na zdjęciu - od lewej: Filip Gurłacz („Rogal”), Józef Pawłowski (Stefan), Grzegorz Daukszewicz („Miki”), Anna Próchniak (Kama), Maurycy Popiel („Góral”), Zofia Wichłacz („Biedronka”), Karolina Staniec (Beata), Antoni Królikowski („Beksa”), Michał Meyer („Pająk”).
Marynarka z Paryża
Tytaniczną robotę do wykonania ma Dorota Roqueplo, kostiumograf. W filmie gra 3000 prawdziwych kostiumów i 400 par butów. „Bardzo mi zależało, aby pokazać piękną, elegancką Warszawę. Ubiorów szukałam w magazynach w całej Europie, w Pradze, w Paryżu. Oryginalne stroje mają moc, która przenika do filmu”. Oczywiście szyje mnóstwo odzieży na podobieństwo dawnej. „Wyobrażamy sobie, że ubiory w czasie wojny były beżowobrązowe”, tłumaczy kostiumograf. „A one są różnokolorowe, pojawia się czerwień, pomarańcz, żółć”. To prawda, stroje aktorów zachwycają na ekranie. Nawet sukienka „Biedronki” w samym środku powstańczego piekła jest lazurowa. „Kolor jest o ton jaśniejszy od oryginału, zmieniłam guziki, ale krój jest z czasów wojny”, zapewnia Roqueplo. W filmie pojawia się tysiąc kostiumów wojskowych, za które odpowiada Magdalena Rutkiewicz-Luterek. Samych powstańczych panterek jest 200. Do tego 600 par butów. Na plan produkcja zaprasza grupy rekonstrukcyjne. Świetnie się sprawdzają. Przychodzą w oryginalnym umundurowaniu, z atrapami broni. „Kiedy biegli w pełnym rynsztunku, można było odnieść wrażenie, że to prawdziwi Niemcy”, żartuje Magdalena Badura.
Polecamy: Reżyser filmu "Miasto 44" w ogniu krytyki. Odpowiada na zarzuty
7 z 8
Na zdjęciu - z tyłu od lewej: Michał Meyer, Antoni Królikowski, Filip Gurłacz, Grzegorz Daukszewicz. Na pierwszym planie od lewej: Józef Pawłowski, Maurycy Popiel.
Apokalipsa według Komasy
„Miasto 44” ma 80 dni zdjęciowych. Operator Marian Prokop kręci film na negatywie 35 mm. Jest czas na amerykański profesjonalizm. Scena z łopatą, która na ekranie trwa pół minuty, przygotowywana jest tydzień. Józek Pawłowski najpierw ćwiczy skoki i upadki na sali gimnastycznej. Na planie i tak zostanie podczepiony do linki. Jego postać, Stefan, gdy nie ma już broni, rzuca się na Niemców z łopatą. I trafia jednego w locie. Scena jak u Tarantino. Komasa uwielbia igrać konwencjami. Lubi wytrącać widza z poczucia bezpieczeństwa. Dlatego w jego „poważnym” filmie jest scena jak z „Matrixa”, gdy całującą się parę omijają kule. I scena rodem z filmów katastroficznych – z potężnym wybuchem, który poraża swoim realizmem. Nie jest to, niestety, wymysł szalonego scenarzysty. Nawet Miron Białoszewski pisał w „Pamiętniku z Powstania Warszawskiego”, że po wybuchu czołgu pułapki na Starym Mieście w powietrzu latały ludzkie głowy. „Chciałem zrobić film apokaliptyczny”, tłumaczy reżyser. „Pokazać, jak nasz świat jest kruchy. A nasza wolność i życie wciąż są zagrożone”.
Polecamy: Nagrodzone w Berlinie „Zjednoczone stany miłości” z Magdaleną Cielecką od piątku w kinach. ZWIASTUN
8 z 8
Na zdjęciu: Maurycy Popiel.
Przygoda życia
Za moment film będzie w kinach. Premiera 19 września. Cała ekipa drży z niecierpliwości. Czy się spodoba? Czy znajdzie uznanie w oczach współczesnych Polaków? „Młody widz pójdzie do kina na młodych aktorów”, przypuszcza Michał Kwieciński. „Przyciągnie go dramat wojenny z niesamowitymi efektami specjalnymi. Dopiero oglądając historię, utożsami się z bohaterami. Z całą pewnością nie pozostanie obojętny”. Producent cieszy się, że powstańcom podobało się „Miasto 44”. „To nasz wielki sukces!”. Józek Pawłowski jest pod wrażeniem spotkań z powstańcami. „Można uczyć się od nich pokory i szacunku dla człowieka”, przyznaje. „To niezwykłe, ale w ogóle nie wyczułem w nich nienawiści do Niemców”. Józek podziwia ich siłę życia i chęć ciągłej pracy nad sobą. Jest pewien jednego: „»Miasto 44« to największa przygoda mojego życia!”.
Tekst: Roman Praszyński
Zdjęcia: Bartek Wieczorek/LAF AM
Stylizacja: Zofia Urszula Komasa
Asystentki stylisty: Lena Chróścicka, Helena ZaBłocka
Makijaż: Marianna Yurkiewicz/D’Vision Art, Patrycja Dobrzeniecka
Fryzury: Kacper Rączkowski/D’Vision Art, Michał Bielecki/Warsaw Creatives
Scenografia: Ula Wasielewska/Witalis
Dokumentacja fotograficzna: Damian Deja
Produkcja sesji: Piotr Wojtasik
Współpraca: Joanna Majkowska