Historia jednej roli: Za to, że śmie grać Kmicica, grożono Danielowi Olbrychskiemu pobiciem...
Był czas, że bał się wyjść z domu
- Anna Zaleska
Bez wątpienia rola Kmicica w „Potopie” była dla Daniela Olbrychskiego przełomem aktorskim. Zyskał uznanie krytyków oraz wielką sławę. I to nie tylko w Polsce! Produkcja odniosła bowiem sukces również za granicą. Nie dość, że film uzyskał nominację do Oscara, to jeszcze na terenie ZSRR zobaczyło go w kinach 70 milionów ludzi! Ale dziś mało kto już pamięta, że w Polsce początku lat 70. decyzja o tym, że akurat tę rolę powierzono Olbrychskiemu, wywołała niemały skandal. Prasa przeprowadziła zmasowany atak na reżysera Jerzego Hoffmana, ostro krytykując ten wybór. Sam zaś aktor praktycznie nie mógł pokazywać się publicznie, ponieważ każdorazowo stykał się z ostracyzmem i niechęcią opinii publicznej. „Wsadzano mi w drzwi kartki z pogróżkami. Ostrzegano, że jeśli odważę się zagrać Kmicica, to będę miał wybite wszystkie szyby w samochodzie”, opowiadał. Był nawet czas, że bał się... wyjść z domu!
Daniel Olbrychski: jak dostał rolę u Hoffmana?
Daniel Olbrychski żartuje, że u Jerzego Hoffmana zagrał dzięki temu, że w odpowiednim czasie znalazł się w odpowiednim miejscu – czyli w legendarnym SPATiFie. Panował tam zwyczaj siłowania się na rękę i on siłował się z Jerzym Hoffmanem. Reżyser wygrał. Wychodząc złapał Olbrychskiego przy szatni i mówi: „Bracie kochany! Dla Wajdy to ty możesz być typowy Słowianin, dla Antczaka typowy Skandynaw, a ja po prostu chlapnę ciebie na czarno i ty u mnie będziesz Azja. Zastanów się!”.
ZOBACZ: Beata Tyszkiewicz i Stanisław Mikulski: zakochała się w nim bez pamięci. Czekał ją srogi zawód
Potem Olbrychski dowiedział się, że reżyser planuje nakręcić „Potop” i widzi go w roli Kmicica, chce jednak zacząć od „Pana Wołodyjowskiego”. Prostszy film, mniejszy budżet, mniejsza odpowiedzialność, poza tym sam w takiej kolejności czytał Trylogię na Syberii. Olbrychski miał wątpliwości, czy to w porządku, żeby ten sam aktor „najpierw grał Azjatę, a potem symbol mołojeckiej polskości”. Ale Hoffman powtarzał: „Ja ciebie, bracie, tak chlapnę na czarno, że nikt cię nie pozna”.
Daniel Olbrychski i Jerzy Hoffman: konflikt na planie
Już na planie trochę się kłócili o to, jak grać Tuhajbejowicza. Aktor chciał nerwowo, emocjonalnie, Hoffman go studził. Kazał grać skromnie, mrużąc oczy, by wyglądały bardziej azjatycko. Olbrychski uważał, że Hoffman niszczy mu rolę. Gdy konflikt między nimi narastał, reżyser nie wahał się wykorzystać sytuacji, by młodego aktora nieco przytemperować. Na przykład, gdy nagrywali scenę nabijania na pal. „Musiał siedzieć na wąskim siodełku rowerowym, co na dłuższą metę wcale nie było wygodne. Ponieważ był to okres naszych nieporozumień, nie mogłem sobie odmówić odrobiny sadyzmu. Olbrychski siedzi na siodełku, a ja każę wygasić światła i zarządzam przerwę obiadową. Nikt, z Danielem włącznie, nie pisnął nawet słówka”.
Zobacz także: Związek z Elżbietą Grocholską nadał jego życiu sens. Krzysztof Zanussi żałował, że rzucił się w to uczucie tak późno
Już po obejrzeniu filmu Olbrychski przyznał Hoffmanowi rację. „Ostro się upił i nad ranem zadzwonił do mnie. Jurek, powiedział, przepraszam i dziękuję”, wspominał reżyser. Olbrychskiemu rola Azji przyniosła taką popularność, że dzieciaki latami krzyczały za nim słynne zdanie: „Jam jest Azja, syn Tuhaj-beja!”. Droga do „Potopu” wydawała się otwarta. Hoffman stwierdził: „Ty już, bracie kochany, zagrałeś u mnie Azję. Z Kmicicem nie będziesz miał kłopotów. To są nawet trochę podobne role. Jeden i drugi ma w sobie skur**syna, tylko że jednemu przez kobietę poszło w zło, a drugiemu w dobro”. Czas pokazał, że problemy przyszły z zupełnie innej strony.
Daniel Olbrychski: nagonka za rolę Kmicica
Kilka lat wcześniej w tygodniku „Ekran” przeprowadzono sondę wśród czytelników, kto powinien zagrać Wołodyjowskiego i Kmicica. Olbrychski wygrał w obu kategoriach, na drugim miejscu był Stanisław Mikulski, czyli Hans Kloss. Teraz atmosfera zmieniła się o 180 stopni. Gdy w prasie ogłoszono wstępną obsadę „Potopu”, zaczęły się protesty, do gazet przychodziły całe worki listów. „Wymyślano mi w nich od Żydów, pederastów, od najgorszych…”, wspomina Olbrychski. Nie rozumiał, co się dzieje. „Nagonka na Daniela i na mnie była absolutnie inspirowana”, uważał Jerzy Hoffman.
Zobacz również: Karierę zaczynała od pracy w cyrku. Jej droga do sławy nie była prosta. Oto historia Ireny Laskowskiej
Aktor czuł się fatalnie. „Nie mogłem wejść do restauracji, bo zaraz mnie lżono, wymyślano, poniżano. Wsadzano mi w drzwi kartki z pogróżkami. Ostrzegano, że jeśli odważę się zagrać Kmicica, to będę miał wybite wszystkie szyby w samochodzie. Kiedyś wracałem do domu nocnym tramwajem, oprócz mnie było jeszcze parę osób. Wszystkie zgodnie wysiadły na przystanku, bo nie chciały jechać z kimś, kto ośmiela się grać Jędrka…”
Agnieszka Osiecka wspominała, jak kiedyś błąkali się w nocy po knajpach z Olbrychskim i Bolesławem Sulikiem. Nad ranem zaszli na kefir do baru „Zodiak”. „Nagle spostrzegłam, że pijani ludzie zbili się w grupkę i zaczęli bardzo agresywnie zaczepiać Daniela. Niektórzy chcieli go bić – za to, że śmie grać Kmicica. Obronił nas jakiś tajniak, też pijany, ale czujny. Do dziś czuję ciarki na plecach: tak wielkiej agresji, wręcz wściekłości, w błahej w końcu sprawie, nigdy później nie widziałam”.
Kirk Douglas ratuje Kmicica
Atmosferę podkręcała prasa. Mnóstwo dziennikarzy pisało w duchu: przecież tylu innych aktorów mogłoby zagrać tę postać. Konkretnych nazwisk jednak nie podawali. Tylko kilku broniło Olbrychskiego, argumentując, że to musi być ktoś, kto potrafi być jednocześnie i Hamletem, i d'Artagnanem. Olbrychski miał już jednak dosyć tej nagonki. Odrzucił rolę, mówiąc Jerzemu Hoffmanowi, że dłużej tego nie zniesie. Sytuację uratował… Kirk Douglas.
Zobacz także: Dla widzów pozostał kapitanem Knothe z "Czarnych chmur". Maciej Rayzacher z dnia na dzień zniknął z ekranu
Poznali się kiedyś, gdy przyjechał do Łodzi, potem spotkali się w Cannes. Olbrychski miał teraz grać w jego filmie o piratach. Douglas zadzwonił spytać, czy się zdecydował. Usłyszał o sytuacji z „Potopem”. „Kochany, żyjesz w jakimś niebywale pięknym kraju dla aktora”, odpowiedział na to hollywoodzki gwiazdor. „Kiedy ja gram w filmie, to najwyżej napiszą, że Douglas był dobry, albo Douglas był zły. Ale żeby przed zagraniem jakiejkolwiek roli całe społeczeństwo dyskutowało, czy mam zagrać, czy nie, no to takiego zaszczytu – tak, zaszczytu! – jeszcze nigdy nie dostąpiłem (…) Jeśli uważasz, że dasz radę – zagraj!”. Kilka dni później umowa została podpisana. A wszystko, czego Olbrychski doświadczał, zmobilizowało go, by stać się idealnym Kmicicem również dla tych, którzy w niego nie wierzyli.
Jeśli podpalali mnie ogniem, to żadnych trików tam nie było
„Potop” był największą produkcją w historii polskiego kina. Zdjęcia trwały dwa lata, budżet wynosił niewyobrażalną wtedy sumę 105 milionów złotych. Tymczasem po nakręceniu 20 procent na pokazie w ministerstwie kultury stwierdzono, że film się do niczego nie nadaje, główny bohater jest słaby, wszystko trzeba wyrzucić do kosza. Jerzego Hoffmana chciano odsunąć od produkcji. Wszyscy bali się wziąć na siebie odpowiedzialność za podejmowane decyzje. Ostatecznie Hoffman podpisał oświadczenie, że osobiście ponosi za film pełną odpowiedzialność artystyczną i ekonomiczną. Było jasne, że jeśli coś pójdzie nie tak, nigdy już niczego nie nakręci.
Zobacz także: Historia romansu. Manuela Gretkowska i Andrzej Żuławski, czyli związek dwóch narcyzów
Daniel Olbrychski na planie dawał z siebie wszystko. A nawet więcej. „Jeśli myliśmy się w śniegu i buchała z nas para, to tak było naprawdę. Byliśmy prawdziwi, śnieg był prawdziwy i para była prawdziwa. Jeśli wisiałem i podpalali mnie ogniem, to żadnych trików. Jeśli Sienkiewicz napisał, że Kmicic uczepił się lufy kolubryny i dzięki ogromnej sile podciągnął się do góry, to nie mogłem przecież podciągnąć się na dwóch rękach, tylko na jednej. I podciągnąłem się!”.
Całymi wieczorami trenował w hotelu ścinanie szablą knotów czterech świec za jednym zamachem. W czasie przerwy wakacyjnej przez dwa tygodnie ćwiczył ujeżdżanie, by przez pięć minut Kmicic mógł konno zatańczyć przed księciem Bogusławem. Świetnie jeździł, więc sam wymyślał swoje sceny konne, by były jak najbardziej efektowne. Nie korzystał z dublerów. Jerzy Hoffman opowiadał: „W scenie, gdy ludzie znajdują Kmicica po wybuchu kolubryny, Daniel naprawdę leżał kilka godzin na mrozie – w kostiumie oblanym wodą i zamarzniętym na kość”.
Wspaniale nauczył się też władać szablą. Słynna scena pojedynku z Wołodyjowskim, granym przez Tadeusza Łomnickiego – autor zdjęć Jerzy Wójcik zaproponował, by odbyła się w deszczu. „To niezwykle trudne dla operatorów, a zwłaszcza dla aktorów – mówił. – Można się poślizgnąć w walce, wyprowadzanie cięć jest utrudnione, istnieje realna groźba okaleczenia… Nigdy nie odważyłbym się tego zasugerować, gdyby nie ci właśnie aktorzy.”
Kadr z filmu „Potop” Jerzego Hoffmana, od lewej: Franciszek Pieczka, Daniel Olbrychski, 1973-1974
Sukces "Potopu"
Uroczysta premiera „Potopu” odbyła się w warszawskim kinie Relax 2 września 1974 roku. Już po roboczych projekcjach było wiadomo, że film będzie wielkim sukcesem artystycznym i kasowym. Teraz twórcy dostali burzę braw. Na popremierowej konferencji prasowej wstał dziennikarz Stanisław Grzelecki i oświadczył: „Byłem jednym ze sprawców nagonki prasowej na reżysera i odtwórcę głównej roli. Proszę przyjąć moje najgłębsze przeprosiny”.
Całą sytuację trafnie podsumował Tadeusz Konwicki, gdy spotkali się kiedyś z Danielem Olbrychskim w barze, jedząc ruskie pierogi: „Niech pan zauważy, panie Danielu – powiedział – jak to się pięknie udramatyzowało. Najpierw wszyscy wrzeszczą, jaki to pan jest be do roli Kmicica, a po premierze rzucają się panu i sobie nawzajem w ramiona. Tak samo, jak w tym kościołku w Lubiczu, gdy czytany jest list od króla w sprawie darowania wszystkich win imć Andrzejowi Kmicicowi”.
***
Cytaty pochodzą z książki „Anioły wokół głowy”, Daniel Olbrychski. BGW, Warszawa 1992