Kilka lat temu pożegnała ukochanego męża. Krzysztof Kalczyński odszedł we wrześniu 2019 roku w wieku 82 lat. Halina Rowicka w trudnym czasie mogła liczyć na ogromne wsparcie rodziny – dzieci, wnuków i najbliższych przyjaciół. „Po odejściu kogoś bliskiego życie natychmiast się zmienia, ale dzięki rodzinie nie musi być smutne”, mówiła w archiwalnej rozmowie VIVY!. W najnowszym wywiadzie dla jednego z serwisów otworzyła się na temat straty ukochanej osoby i poruszających słowach wspomniała ukochanego męża.

Reklama

[Ostatnia publikacja na VUŻ-u 06.07.2024 r.]

Halina Rowicka i Krzysztof Kalczyński - to była miłość od pierwszego wejrzenia. Zaręczyli się po dwóch tygodniach znajomości

Zbliżyła ich do siebie pasja, a połączyła miłość. Ona – fantastyczna aktorka, którą widzowie pokochali za kreacje w Domu, M jak miłość, Samym życiu czy Leśniczówce. On – aktor charakterystyczny, który zdobył popularność rolami w Zmiennikach, Plebanii czy Stawce większej niż życie. Los rzucił ich sobie w ramiona.

Czytaj też: Był wielką gwiazdą kina akcji. Teraz Liam Neeson zdaje się przeżywać bolesny upadek

Halina Rowicka poznała Krzysztofa Kalczyńskiego, gdy ten miał 35 lat. Urzekł ją swoją charyzmą, życiową mądrością i dobrym sercem. Po raz pierwszy tak bardzo się zakochała, ukochany był miłością jej życia. To była strzała Amora! „W szkole teatralnej grałam w spektaklu, z którym po pierwszym roku pojechaliśmy w Polskę, "niosąc kulturę w lud". W nagrodę za niesienie sztuki pod strzechy zaproszono nas na międzynarodowy obóz. Tam spotkałam Krzysztofa. Pracował wtedy jako tzw. kulturalno-oświatowy. Zrobił na mnie piorunujące wrażenie”, mówiła Halina Rowicka w rozmowie z Michałem Misiorkiem dla Plejady.

Zobacz także
Marcin Dlawichowski / Forum

Halina Rowicka, Krzysztof Kalczyński, Nagranie programu TVP "Zacisze Gwiazd". Warszawa, 2007

Od znajomych dowiedziała się, że to ceniony aktor, który lada chwila przenosi się do stolicy. Wyszła z założenia, że to dla niej „za wysokie progi”. Ale po jakimś czasie okazało się, że on sam próbował nawiązać z nią kontakt. Spotkali się potem na przyjęciu u wspólnych znajomych. „A po dwóch tygodniach się zaręczyliśmy. To było jak grom z jasnego nieba! […] Każdemu życzę takiej miłości. Ona w nas rosła do samego końca. Im byliśmy starsi, tym częściej słyszałam od męża, że mnie kocha i że jestem wspaniała. To było coś niesamowitego”, dodawała Halina Rowicka.

Halina Rowicka o chorobie męża i ostatnich chwilach

Wszystkie doświadczenia bardzo ich do siebie zbliżały. Miłość i wierność przysięgali sobie w 1973 roku i przez 46 lat byli nierozłączni. Zakochani wspólnie doczekali się trójki dzieci: Anny, Filipa i Marty, którzy wyrośli na wspaniałych ludzi, a dziś budują własne rodziny.

Czytaj też: Mama Katarzyny Dowbor ma 91 lat, dziennikarka otoczyła ją opieką. „Trochę żyje moim życiem”

Halinę Rowicką i Krzysztofa Kalczyńskiego rozdzieliła śmierć. Aktor odszedł 10 września 2019 roku. Trudno było pogodzić się z pustką, trudną rzeczywistością po pożegnaniu ukochanej osoby. Aktorka w rozmowie z Michałem Misiorkiem dla Plejady przyznała, że cały czas brakuje jej męża. Często o nim myśli, wspominając wspólne chwile. Czasami zastanawia się, co by jej doradził, albo jak postąpiłby w danej sytuacji. „Byliśmy razem przez prawie 50 lat. Udało nam się stworzyć i utrzymać rodzinę. Nasze dzieci przyjaźnią się ze sobą, rozwody omijają ich szerokim łukiem. Myślę, że naszym małżeństwem i tym, w jakiej harmonii żyliśmy przez lata, daliśmy im dobry przykład. I procentuje to do dziś”, mówiła poruszająco o ich miłości.

Krzysztof Kalczyński przed śmiercią mierzył się z rakiem płuc. Diagnoza lekarzy była dla całej rodziny bolesnym ciosem. Jednak informacje spływały do bliskich aktora etapami. Zaczęło się od podejrzeń w związku z chorobą. Po dokładnych badaniach wyszło na jaw, że nowotwór jest nieoperacyjny, a lekarze nie mieli dla aktora żadnego ratunku. Krzysztofowi Kalczyńskiemu pozostało kilka miesięcy życia. Leczenie – radioterapia i chemioterapia – nie były brane pod uwagę. Halina Rowicka prosiła lekarzy, by nie informowali męża, ile czasu mu pozostało. Wierzył, że jeszcze będzie dane mu poznać swoją wnuczkę, która miała wkrótce przyjść na świat.

„On był bardzo kruchy. Gdyby usłyszał taką diagnozę, momentalnie by się rozsypał. Nie chciałam odbierać mu nadziei. Pamiętam, jak powiedział mi, że boi się, że nie doczeka narodzin naszej wnuczki. Jeszcze w sierpniu zapewniałam go, że wszystko będzie dobrze i na pewno przywita Wandeczkę na tym świecie. Niestety, nie było mu to dane. Zmarł we wrześniu, a nasza wnuczka urodziła się w lutym”, mówi w rozmowie z Michałem Misiorkiem aktorka.

Artur Zawadzki/REPORTER

Nie było jej łatwo udawać przed ukochanym, że wszystko skończy się dobrze. Płakała w ukryciu, by go nie zasmucać. Krzysztof Kalczyński był sprawny do samego końca i dopiero po czasie zaczął doświadczać bólu, które uśmierzały leki. Specjaliści uprzedzali Halinę Rowicką, że u męża wkrótce pojawią się przerzuty do kości, mózgu, co będzie oznaczało potężne cierpienie. „Czekało go umieranie w bólach. Jestem silna, ale potwornie się tego bałam. Na szczęście dla Krzysztofa i na nieszczęście dla nas, wszystko potoczyło się inaczej”, wspominała w rozmowie z Michałem Misiorkiem.

Pewnego dnia cała rodzina spotkała się na wspólnym obiedzie. Aktor zakrztusił się kompotem, pojawiły się problemy z oddychaniem. Ponieważ nic nie pomagało, bliscy wezwali pogotowie, a Krzysztof Kalczyński został przewieziony do szpitala. Do karetki wchodził o własnych siłach, bliscy dojechali do niego dwie godziny później. Wtedy usłyszeli, że z aktorem nie ma kontaktu. Sytuacja rozwijała się dynamicznie, a jego stan się pogarszał. „Po trzech dniach w szpitalu Krzysztof zmarł. To nastąpiło dosyć niespodziewanie i był to dla nas szok, ale teraz zdaję sobie sprawę, że zaoszczędzonych zostało mu kilka miesięcy odchodzenia w bólu”, mówi Halina Rowicka.

Reklama

Aktorka wierzy, że życie nie kończy się na ziemi i jeszcze będzie im dane spotkać się w innym świecie...

AKPA
PIOTR FOTEK/REPORTER
Reklama
Reklama
Reklama