Film Lion. Droga do domu, czyli historia, która wydarzyła się naprawdę
Ten obraz porusza najgłębsze zakamarki duszy
Co jakiś czas dramat Lion. Droga do domu pojawia się w telewizji. Dlaczego warto go wówczas obejrzeć? To właśnie o tym filmie było naprawdę głośno w 2017 roku. Zdobył wiele prestiżowych nagród, m. in. dwie statuetki BAFTA, a także sześć nominacji do Oscara. Opowieść o małym Saroo poruszyła miliony ludzi na całym świecie. Nie wszyscy wiedzą, że ta historia wydarzyła się naprawdę.
Fabuła „Lion. Droga do domu”
Obraz Gartha Davisa ma swój początek w 1986 roku. Wówczas 5-letni Saroo mieszka w małej wsi w środkowych Indiach z matką oraz dwójką rodzeństwa. Pewnego dnia on ze starszym bratem jadą pociągiem do oddalonej o 70 kilometrów miejscowości. Na skutek zmęczenia rozdzielają się i Saroo zasypia w wagonie składu, jadącego tysiąc pięćset kilometrów od domu.
Musi odnaleźć się w nowej, brutalnej rzeczywistości. Mieszka na ulicy i jest zdany na siebie w 10-milionowej metropolii. W końcu trafia do ośrodka dla zagubionych dzieci, lecz nie może znaleźć najbliższych, ponieważ nie zna swojego nazwiska ani nazwy miejscowości, z której pochodzi. Gdy zostaje adoptowany przez parę Australijczyków, zaczyna życie w kręgach wyższej klasy średniej. Udaje mu się mieć szczęśliwe dzieciństwo, a nawet skończyć studia. Wówczas podejmuje decyzję o odszukaniu swoich korzeni.
Zobacz też: Bao, czyli polski „cudowny chłopak”. Historia małego Karola niczym z filmu!
Prawdziwa historia w „Lion. Droga do domu”
Owa historia została zainspirowana prawdziwymi wydarzeniami - Saroo Brierley istniał naprawdę. W 1986 roku oddalił się od swej wioski, trafił do Kalkuty, a stamtąd został wysłany do australijskiej rodziny, która go adoptowała. Po latach znalazł rodzinne miasto za pośrednictwem... Google Earth. Jego opowieść wzbudziła wówczas duże zainteresowanie w mediach, głównie australijskich oraz indyjskich. Kilka lat później postanowił opisać te wydarzenia w powieści autobiograficznej A Long Way Home.
Producenci filmu w jednym z wywiadów mówili: „To jedna z tych opowieści, które nikogo nie pozostawiają obojętnym. Dotyczy potrzeby odszukania swych korzeni, dowiedzenia się, kim jesteś i skąd się wywodzisz. (...) Czytaliśmy jedną z pierwszych wersji wspomnień Saroo i zakończenie było doprawdy niezwykłe, nie sposób było uniknąć wzruszenia”.
Ponadto wiadomo, że na planie częstymi gośćmi byli prawdziwi członkowie rodziny głównego bohatera. Dlaczego? Reżyser Garth Davis wyznał: „Chciałem podążyć śladami Saroo w takim stopniu, jak to tylko było możliwe. Spacerowałem po wiosce, gdzie mieszkał, siedziałem na ławce na stacji Burhanpur, gdzie mały Saroo obudził się samotny i zagubiony, błądziłem po ogromnej stacji w Kalkucie. Wyobraziłem sobie, że to mój dzieciak w wieku pięciu lat budzi się w zupełnie obcym miejscu sam, nie znając języka. To pomogło mi zrozumieć emocje Saroo”.
A jak wygląda jego dzisiejsze życie? Otóż Saroo Brierley oraz jego adopcyjni rodzice Sue i John nadal mieszkają w Hobart, w Tasmanii. 40-letni już dziś mężczyzna pracuje w rodzinnym biznesie. Równocześnie wspiera działalność pani Sood - kobiety, która doprowadziła do jego adopcji i która kieruje sierocińcami w Kalkucie. Regularnie ją odwiedza. Składa wizyty również swej matce Kamli i reszcie rodziny.
Kadr z filmu „Lion. Droga do domu”