Fot. MAREK LASYK/REPORTER
z życia gwiazd

Wymodliła jedynego syna w japońskiej świątyni Kioto. Wymarzone narodziny Michała przewartościowały całe życie Anny Dymnej

„Unosiłam się ze szczęścia jak balon”

Marcjanna Maryszewska 20 lipca 2023 18:03
Fot. MAREK LASYK/REPORTER

Aktorka ma za sobą trzy małżeństwa oraz tylko jednego syna. Michał Dymny to owoc miłości Anny Dymnej oraz fizjoterapeuty, którego poznała po tragicznym wypadku samochodowym. Uczucie nie przetrwało, lecz doświadczenie cud macierzyństwa odmieniło wszystko. „To był najważniejszy moment w moim życiu. Kobieta ma potrzebę kogoś kochać. I to jest ogromny dar od losu, że może sobie kogoś takiego urodzić” — zwierzała się przed laty na łamach Gali. Dziś Michał to już dorosły mężczyzna, który kroczy własną ścieżką oraz jest ogromną dumą sławnej mamy...

Anna Dymna o macierzyństwie i narodzinach syna

Był 1978 rok, gdy jej życie wywróciło się do góry nogami. Śmierć męża Wiesława Dymnego, później groźny wypadek samochodowy, w którym omal nie straciła życia... Oraz przystojny fizjoterapeuta Zbigniew Szota, dzięki któremu młodziutka aktorka znów stanęła na nogi. Los chciał, że zakochali się w sobie bez pamięci. To u jego boku ponownie stanęła przed ołtarzem. Ich rodzina powiększyła się niedługo potem.

ZOBACZ: W groźnym wypadku omal nie straciła życia. Ale dzięki niemu poznała drugiego męża

W 1985 roku na świecie pojawił się ich jedyny syn, któremu dali imię Michał. Anna Dymna wymodliła sobie dziecko w Japonii. "W Kioto trafiłam do takiej dziwnej świątyni, do której przychodziły samej kobiety. Wrzucały pieniążek dziurką i pociągały za dzwoneczki. Zrobiłam to samo i pomyślałam o swoich marzeniach. Dowiedziałam się potem, że kobiety modliły się tam o dzieci. Po jakimś czasie okazało się, że jestem w ciąży. Unosiłam się ze szczęścia jak balon. Miałam 34 lata i poczułam ulgę, że wreszcie stało się. Tak czekałam na ten dzień" — wspominała przed laty artystka w wywiadzie dla Gali.

Anna Dymna, Michał Dymny, 27.03.2003, Kraków

Anna Dymna, Michał Dymny, 27.03.2003, Kraków
Fot. WACLAW KLAG/REPORTER

Narodziny dziecka były najważniejszym momentem w jej życiu. Jej ciało przeszło szereg zmian — aktorka przytyła 32 kilo, lecz stan błogosławiony wynagrodził wszystko. "Myślę jednak, że matką stawałam się od urodzenia. Zawsze chciałam mieć dziecko. Z Dymnym los nas nie obdarzył, ale wiedziałam, że to kiedyś przyjdzie. Zofia Jaroszewska, moja nieżyjąca już przyjaciółka z teatru, powiedziała mi kiedyś: Pamiętaj, uprawiasz zawód, który jest zaborczy, ale niesprawiedliwy. W każdej chwili może cię wykopać. Musisz mieć miłość poza zawodem. Najważniejsze mieć dziecko, bo wtedy będziesz zawsze potrzebna".

CZYTAJ TAKŻE: Córka Piotra Fronczewskiego poniosła sromotną porażkę. Tego napięcia nie wytrzymał nawet jej ojciec

Ciąża nie powstrzymała jej przed pracą, czemu poświęcała się w pełni do ostatniej chwili. "Przestałam dopiero w 7. miesiącu", zwierzała się w Gali. Jednak gdy urodził się Michał, życie Anny Dymnej uległo przewartościowaniu. Zaczęła zwracać uwagę na rzeczy, które dotychczas były dla niej nieistotne. Choć dużo czasu poświęcała ukochanemu aktorstwu, wypracowała z synem przepiękną więź...

Anna Dymna i syn Michał — tak wyglądają ich relacje

Aktorka marzyła o kolejnych dzieciach, lecz niestety los jej nie oszczędzał w poprzednich latach. Na skutek licznych kontuzji musiała pożegnać się z marzeniami o ponownym powiększeniu rodziny. "Miałam za dużo wypadków, złamaną miednicę. Pierwsze dziecko urodziłam przecież późno, a potem mi się wszystko w życiu pokręciło", przyznała w wywiadzie. Oraz dodała, że choć syn był tylko jeden, to i tak czuła, że zaniedbuje swoje obowiązki jako matka. Bardzo szybko rzuciła się w wir pracy. "Przez pierwsze lata miałam wyrzuty sumienia, że za mało czasu spędzam z Michałem. Czasami myślałam: Co ze mnie za matka? Do pracy wróciłam, kiedy skończył trzy miesiące. Kiedy pierwszy raz po jego urodzeniu wyjechałam ze Starym Teatrem za granicę, co chwila słyszałam krzyk dziecka. Cierpiałam jak zwierzę. Nauczyłam się cieszyć z każdej chwili, którą spędzaliśmy razem z Michałem".

Nie było jednak powodów do obaw. Dziś Annę Dymną i jedynego syna łączy godna pozazdroszczenia więź, oparta na przyjaźni oraz wzajemnym zaufaniu. O relacji mówiła: "[...] Z dzieckiem trzeba się zaprzyjaźnić. Nam się to z Michałem udało. Dziecku trzeba dać wolność. Wychowując je, czujesz, że jest twoim największym skarbem, ale wychowujesz je również po to, aby jak najdalej od siebie wypuścić" — zaznaczała artystka. "Wychowanie to napinanie cięciwy. Kiedy mój syn zdał na studia, sama wyprowadziłam go z domu. Myśmy to ze łzami w oczach robili, ale wiedziałam, że już czas na samodzielność. Teraz kiedy mnie odwiedza, mówię: Posiedź ze mną jeszcze troszkę. Bo jest jakiś rodzaj pustki".

SPRAWDŹ RÓWNIEŻ: Ojciec od zawsze był dla niego inspiracją. Widują się rzadko, dzieli ich ocean

Dziś o synu mówi jak o najlepszym przyjacielu. To on wspiera ją na każdym kroku, a aktorka doskonale wie, że mogą na sobie polegać. "W wieku 34 lat urodziłam sobie przyjaciela na całe życieMam dobrego syna. Ja go lubię. I on mnie chyba też", mówiła wzruszona w rozmowie z Dzień dobry TVN. Długo jednak unikała publicznych zwierzeń na temat Michała, który samodzielnie chciał zapracować na swoje nazwisko. Mężczyzna jest wielkim pasjonatem muzyki, gitarzystą i klawiszowcem. "Wiele lat nie mówiłam, że mam syna, bo on jest osobnym bytem, odrębnym człowiekiem. Wstydził się i nie chciał, żebym o nim mówiła. Teraz jest już dojrzały i wybacza mi, że o nim opowiadam", wyznała na łamach książki Warto mimo wszystko. Pierwszy wywiad rzeka 

Anna Dymna z synem Michałem, 20.04.2009 Kraków

Fot. MAREK LASYK/REPORTER

Redakcja poleca

REKLAMA

Wideo

To nie była miłość od pierwszego wejrzenia, ale szybko zamieszkali razem. Teraz czeka ich wielka zmiana!

Akcje

Polecamy

Magazyn VIVA!

Bieżący numer

MARYLA RODOWICZ o poczuciu zawodowego niedocenienia, związkach – tych „gorszych, lepszych, bardziej udanych” i swoim azylu. KAROLINA GILON I MATEUSZ ŚWIERCZYŃSKI: ona pojechała do pracy na planie telewizyjnego show, on miał przeżyć przygodę życia jako uczestnik programu… MAREK TORZEWSKI mówi: „W miłości, która niejedno ma imię, są dwa kolory. Albo biel, albo czerń. A ja mam tę biel, a to wielkie szczęście…”.