Dorota Pomykała była szaleńczo zakochana w Marku Grechucie. Po latach zrozumiała, że nigdy nie będą razem
„O takim mężczyźnie to się marzyło”, wspominała
W latach 70. Marek Grechuta uchodził nie tylko za jednego z najlepszych polskich wokalistów, ale również za bardzo przystojnego artystę. Niemal zawsze na jego widok wzdychało wiele kobiet, które pragnęły chociaż przez chwilę z nim porozmawiać. „Spełniał wszystkie warunki ideału dla lekko egzaltowanych dziewcząt", stwierdziła Iwona Bielska. Do tego grona należała nie tylko ona, ale też między innymi Dorota Pomykała, która w piosenkarzu zakochała się po uszy. Na jego widok drżała i była gotowa wiele poświęcić. Pragnęła, by Marek Grechuta dał jej szansę. Oto historia tajemniczej relacji.
[Ostatnia publikacja na VUŻ-u 03.07.2024 r.]
Dorota Pomykała zakochała się w nim po uszy. Co naprawdę łączyło aktorkę z Markiem Grechutą?
Dorota Pomykała była jeszcze studentką krakowskiej szkoły teatralnej, gdy zaczęła zatracać się w miłości do Marka Grechuty. „Byłam gotowa na wiele, by zwrócić na siebie jego uwagę", mówiła. Ulubieniec publiczności był nie tylko jej idolem, ale również największym pragnieniem i zakazanym owocem. „Na jego widok uginały się pode mną nogi", dodawała w 2006 roku w rozmowie z TVP Kultura.
O Marku Grechucie marzyło wiele młodych wówczas kobiet. Każda z nich pragnęła, aby patrząc im prosto w oczy, zaśpiewał do nich „Będziesz moją panią". Nic więc dziwnego, że w 1976 roku, odkąd muzyk związał się z Piwnicą pod Baranami, studentki szkoły teatralnej były jej regularnymi klientkami.
Do nich należała właśnie Dorota Pomykała, która za wszelką cenę chciała oczarować artystę. „Jedyną drogą, by pracować z Markiem Grechutą, była Piwnica. Wtedy, gdy chciało się tam wystąpić, to trzeba było spotkać się z Piotrem Skrzyneckim i powiedzieć, o co chodzi. On robił próbę i dopuszczał lub nie. A potem był już krok, aby pójść do Marka i powiedzieć, że chce się z nim pracować. Mnie się udało", zwierzała się aktorka.
Dorota Pomykała: platoniczna miłość do Marka Grechuty
Gdy Marek Grechuta w 1977 roku podarował Krystynie Jandzie piosenkę „Guma do żucia", a następnie bardzo kibicował jej na festiwalu w Opolu, Dorota Pomykała nie potrafiła ukryć swojej zazdrości. „Jak ja chciałam być wtedy na miejscu Krysi! Która kobieta nie ulegała wówczas czarowi Marka? W nim było to, co lubimy najbardziej: i kowboj, i poeta, czyli wszystko. O takim mężczyźnie to się marzyło od rana do wieczora. Działała na nas i poezja, i jego amorkowaty, efemeryczny wygląd. W jego poezji była taka męskość. Tak chciałam, by ze mną coś nagrał", czytaliśmy w Wysokich Obcasach.
Los się jednak do niej uśmiechnął. Dorota Pomykała musiała poczekać kilka lat, aby nawiązać współpracę z legendarnym muzykiem. W 1981 roku Marek Grechuta zaprosił ją do nagrania duetów, które później miały ukazać się na jego siódmej już płycie. „Marek postrzegał mnie jako osobę delikatną, eteryczną, wrażliwą. Taką, jaka się chowałam przed światem. A on to "wyciągnął" i światu pokazał", mówiła w rozmowie ze stacją Telewizją Polską.
I choć dla Marka Grechuty aktorka była muzą, zachowywał dystans. Dlaczego? Ponieważ wiedział, że jest jej obiektem westchnień. Nie był nią zainteresowany, ponieważ kochał tylko jedną kobietę, a była nią żona Danuta, której był bardzo wierny.
Z czasem Dorota Pomykała zrozumiała, że nigdy nie będą razem. Pozostała jej jednak platoniczna miłość. „Była w nim zaduma i melancholia. W stosunku do kobiet zawsze był szarmancki, uroczy, ciepły. Oczarowywał. Każda to czuła", skwitowała w Na Żywo.
CZYTAJ TEŻ: Miał opinię kobieciarza, opowiadał o sześciu żonach. Oto tajemnice Leona Niemczyka
Marek Grechuta, 2001 rok