Bogumił Kobiela przeczuwał swoją śmierć. Tak wyglądały jego ostatnie chwile
Dziś mija 92. rocznica urodzin aktora
"Mógł być największym aktorem tragikomicznym swoich czasów. Był aktorem największych nadziei. Nadziei niespełnionych do końca", pisał po śmierci Kobieli jeden z publicystów. Aktor grał u największych: Munka, Wajdy, Hasa, ale na swoją największą rolę wciąż czekał. Na swoim koncie miał kilkadziesiąt kreacji w sztukach teatralnych i filmach. Dzień przed tragicznym wypadkiem omawiał z Andrzejem Wajdą szczegóły wcielenia się w główną rolę w „Makbecie”... Nie zdążył. Jego karierę przerwał wypadek samochodowy, do którego doszło 2 lipca 1969 roku.
Bogumił Kobiela: znakomity aktor i kochający mąż
Jego role w „Zezowatym szczęściu”, „Popiele i Diamencie” czy „Lalce” przeszły do historii. Wisława Szymborska pisała o nim "komediant profesjonalny", z kolei Andrzej Wajda mówił o nim: "Obdarzony świetną techniką aktorską mógł zagrać właściwie wszystko. Ponieważ posiadał też ogromną siłę komiczną, mechanicznie obsadzano go w rolach komediowych. Chyba najbardziej cierpiał nad tym, że widownia żąda od niego mniej, niż on może z siebie dać" (cytat za kultura.onet.pl). O swoim życiu prywatnym nie lubił dużo mówić. Wiadomo na pewno, że żył w bardzo szczęśliwym związku ze swoją żoną Małgorzatą, z zawodu lekarzem psychiatrą.
Para bardzo chciała mieć dzieci, ale planowanie powiększenia rodziny przerwały tragiczne wieści. W 1967 roku Zbigniew Cybulski zginął pod kołami pociągu. Śmierć przyjaciela była dla Kobieli ogromnym ciosem. Półtora roku nosił w sobie głęboką żałobę i pustkę. W jednym z listów pisał do żony o swoim przeczuciu, że to on może być kolejny. "Naprawdę boję się coraz częściej, że może zdarzyć się coś nieprzewidzianego, złego, bo nam za dobrze. A ja myślę, że przyroda zawsze wyrównuje, niestety".
Czytaj też: Bogumił Kobiela z żoną marzyli o dziecku. Ich związek przerwał tragiczny wypadek
Bogumił Kobiela: ostatnie chwile, wypadek
Przeczucia aktora okazały się prorocze... 2 lipca 1969 r. Bogumił Kobiela wyjechał z żoną na kilka dni do Białego Boru. Jechali tam swoim BMW 1800, autem lekkim, ale z ostrym przyspieszeniem. Aktor lubił od czasu do czasu przycisnąć pedał gazu. "On nie zapiął pasów, ona tak. Samochód dobrze trzymał się drogi – oni siedzieli z przodu, bagaże były z tyłu. Przejechali już część trasy, gdy zaczął padać deszcz. Zrobiło się ślisko, więc przydałoby się większe obciążenie wozu", opowiadał Jerzy Gruza (cytat za wielkahistoria.pl).
"Widzą, że na autostopie stoi dwóch facetów. Gośka mówi: „Weźmy ich”. Bobek się zatrzymał i wtedy okazało się, że faceci mają ciężkie bagaże – namiot, plecaki. Kładą je obok siebie, na tylnym siedzeniu. Tam też przesuwa się środek ciężkości, wóz traci stabilność".
Kiedy znaleźli się na drodze nr 25 we wsi Buszkowo pod Koronowem, na zakręcie o bardzo złej sławie, Kobiela wpadł w poślizg i uderzył w jadący z naprzeciwka autobus.
"Autostopowicze wbili Bobka w kierownicę. Po prostu zaparli się nogami, jego fotel był wyrwany z podwozia. Miałam rozbitą głowę, cała zakrwawiona wyglądałam na ciężko ranną. Szybko pojawiła się karetka, Bobek powiedział: „Proszę zaopiekować się żoną, mnie nic nie jest". Położyli mnie na noszach, Bobek usiadł obok i cały czas trzymał mnie za rękę. Kiedy wysiadł, już w Bydgoszczy, nagle osunął się na ziemię i stracił przytomność”, opowiadała Małgorzata Kobiela.
Zobacz również: Bogumił Kobiela był jednym z najwybitniejszych aktorów powojennego pokolenia. Zginął tragicznie w wieku 38 lat
Bogumił Kobiela: zmarł po ośmiu dniach
To była pęknięta śledziona i liczne obrażenia wewnętrzne. Po natychmiastowej operacji jego stan uległ poprawie. W bydgoskim szpitalu żartował jeszcze z pielęgniarkami, wszyscy liczyli, że jest na dobrej drodze do odzyskania zdrowia. Wymagany był jednak kolejny zabieg, którego dokonano w Gdańsku, niestety nie przyniósł poprawy. Bogumił Kobiela zmarł osiem dni później, w wieku zaledwie 38 lat.
Małgorzata Kobiela wspominała: „Proszę pana, to była młodość. Było wesoło, było zabawnie, było oryginalnie. Ale bardzo szybko pojawił się pierwszy znak ostrzegawczy, że życie nie składa się wyłącznie z przyjemności i radości. To była śmierć Zbyszka oczywiście. Uderzyła nas potwornie mocno. Ból prawie fizyczny. A następny szok, zaledwie dwa lata później, to tragedia Krzysia Komedy. I ja sobie wtedy uświadomiłam, na tym pogrzebie, że przecież Krzyś niedawno, przed chwilą dosłownie, był obok nas przy otwartym grobie Zbyszka, w Katowicach. A teraz myśmy stali przy jego grobie. Wtedy powiedziałam: „Bobek, popatrz, między nami stoi następny pogrzeb. Któraś z tych osób będzie następna, na której pogrzeb pójdziemy”. I to był pogrzeb Bobka właśnie” opowiadała Maciejowi Michałowi Szczawińskiemu wdowa po aktorze.
Brat Bogumiła Kobieli wspominał ostatnią drogę aktora. "W ostatnią drogę do rodzinnego Tenczynka jechałem z bratem żukiem. Wynajęliśmy to auto specjalnie do przewozu zwłok. A że z Gdańska do Tenczynka jazda długa, dzień był przepiękny, ciepły, słoneczny, więc zatrzymywaliśmy się po drodze kilka razy na przydrożnych polankach leśnych.
Wtedy sobie przypomniałem, że on tak strasznie lubił zbierać grzyby, już od dziecka. I na tych polankach, na skraju lasu znajdowałem grzyby, było ich niewiarygodnie dużo, aż dziw brał. Nie wiedziałem za bardzo, co zrobić, ale w końcu kilka z nich zabrałem ze sobą. Leżały obok trumny" (cytat za "Gwiazdy kina PRL" Sławomir Koper).
Czytaj też: Bobek i Zbyszek, czyli o przyjaźni dwóch popularnych aktorów okresu PRL-u