Gdy tylko Przemysław Kossakowski otrzymał propozycję poprowadzenia programu "Down the Road. Zespół w trasie" nie wahał się ani chwili. "Po prostu poczułem, że chcę to zrobić". Choć wcześniej w swoich programach doświadczał ekstremalnych rzeczy - był zakopany w grobie, dał sobie przebić język, miał do czynienia ze środkami psychoaktywnymi, twierdzi, że największy wpływ na niego miał właśnie ten ostatni program. Gdy wyruszył w podróż po Europie z sześcioma osobami z zespołem Downa nie podejrzewał, jak bardzo zmieni się jego życie. Co dał mu program? Dlaczego postanowił zostać art terapeutą? Opowiedział nam w wywiadzie.

Reklama

– Znów uciekniesz na Podlasie?

Na krótko. Teraz mam plan, żeby wyskoczyć w przyszłym tygodniu. Będę siedział sam w domku bez prądu, bez wody, bez telefonu. Naładuję baterie, wyhamuję, uspokoję się i będę o wiele bardziej pogodny. Odzyskam balans. Na szczęście Martyna akceptuje tę moją potrzebę. Poza tym nie robię tego często. Nie mam takiej możliwości, bo po pierwsze, mam rodzinne zobowiązania, a po drugie, prowadzę intensywne życie zawodowe.

– Promujesz drugi sezon „Down the Road” i kończysz kurs art terapii?

Dokładnie. Bardzo chciałbym zostać art terapeutą. Od czasu powrotu z realizacji pierwszego sezonu programu przez ponad rok byłem wolontariuszem na warsztatach terapii zajęciowej. Z wykształcenia jestem nauczycielem plastyki. Szczerze mówiąc, nie sądziłem, że to jeszcze mi się w życiu przyda. Zakończyłem już staż, poprowadziłem zajęcia na zakończenie szkolenia. Czuję, że to, co robię, jest właściwe. Mogę pomóc komuś, ale też ktoś może pomóc mi, bo to działa w dwie strony. Tak jak z „Down the Road”. Czasami się zastanawiam, czy to nie ja jestem największym beneficjentem tego programu. Mam wrażenie, że znalazłem swoją drogę.

– Gdy decydowałeś się na udział w nim, spodziewałeś się, co może Cię czekać?

Gdy tylko Lidka Kazen, szefowa TTV, złożyła mi tę propozycję, zdecydowałem się natychmiast. Poczułem, że chcę to zrobić. Wszedłem na plan, mając tylko podstawowe informacje na temat osób z zespołem Downa. Bałem się bardzo. Nie wiedziałem, jak to wszystko będzie wyglądało. I wtedy przeżyłem wstrząs. Jeden z uczestników, Grześ Brandt, podszedł do mnie i mnie przytulił. A po nim wszyscy pozostali. Ten program wymógł na mnie odzwyczajanie się od norm i konwenansów. I od razu wiedziałem, że tu będzie zupełnie co innego. Zaskoczyło mnie też to, że oni, ponieważ sami są dobrzy, wierzą, że każdy człowiek jest dobry.

– Też tak uważasz?

Nie, jestem zbyt zepsuty przez świat, żeby tak sądzić. Nie przekonali mnie, że wszyscy ludzie są dobrzy, ale nauczyli mnie pewnego rodzaju otwarcia. Teraz, kiedy kogoś poznaję, od razu traktuję go jak dobrego człowieka, bo sam zostałem tak potraktowany. A co on zrobi z kredytem zaufania, który ode mnie dostał, jest jego sprawą. Wiem, że ludzie uważają, że ten program zmienił ich podejście do osób z zespołem Downa. Pomógł im oswoić lęk. Lęk przed innością. To jest też moje doświadczenie. Wsiąkłem. Dlatego zostałem wolontariuszem. Do tej pory nie mówiłem o tym, bo nie chciałem, żeby komentowano, że robię coś na pokaz. A to było moje moralne zobowiązanie.

Zobacz także

– Z wdzięczności, że dla Ciebie los okazał się łaskawy?

Uważam, że jako przedstawiciel neurotypowej, uprzywilejowanej większości mam taki obowiązek.

– Dlaczego więc teraz o tym mówisz?

W pewnym momencie zdecydowałem, że będę o tym mówił na każdym kroku, żeby pokazać ludziom, że wolontariat nie jest czymś trudnym, angażującym ponad miarę. W każdym mieście są warsztaty terapii zajęciowej, środowiskowe domy samopomocy, ludzie, którzy potrzebują wsparcia. Można przyjść i zapytać, w jaki sposób można pomóc. Wystarczą trzy godziny w tygodniu. To już odkształci odrobinę świat w dobrą stronę.

– Opowiadasz o programie, jego uczestnikach, art terapii z wielką pasją. Ten program dał Ci szczęście?

Wielkie!

– A w ogóle jesteś szczęśliwym człowiekiem?

Tak.

– Widzę, że entuzjazm osłabł.

(Śmiech). Naprawdę? Jestem szczęśliwy. Ale jestem w procesie. Cały czas poszukuję i mam świadomość, że szczęście jest ulotne. Ale jest mi teraz w życiu bardzo dobrze. Nie ma przestrzeni, na którą miałbym prawo narzekać. Tak! Tak! Tak! Jestem szczęśliwy.

Reklama

Reklama
Reklama
Reklama