Reklama

Piotr Pustelnik nieuchronnie zmierzał w stronę gór. Twierdzi, że ludzie, którzy wspinają się po Himalajach posiadają ogromne pokłady cierpliwości. Sukcesy w życiu zawodowym przypłacił porażkami w życiu prywatnym: nadszarpniętymi kontaktami z dziećmi, zerwaną relacją z pierwszą żoną... Skąd pojawiła się w jego życiu pasja do gór? Jakie dylematy posiadają zdobywcy szczytów? Czy można mieć góry i jednocześnie udane życie rodzinne? Co zmieniło się w jego życiu?

Reklama

Piotr Pustelnik o poświęceniu dla gór

Osiągnął sukces. Porzucił posadę naukowca. W górach odkrył harmonię i spokój, a w życiu codziennym miał z tym problem. Towarzyszyło mu przeczucie, że nie ma jakichś ponadprzeciętnych cech. Nie miał ambicji wchodzić do historii alpinizmu, ale chciał po sobie zostawić jakiś ślad. Do dzisiaj uważa, że nie jest jakimś asem sportu. Kiedy stanął na pierwszym ośmiotysięczniku, miał 39 lat.

Skąd wzięła się u Ciebie ta pasja?

Zadecydował o tym czysty przypadek. Kiedyś usłyszałem wspinających się taterników, brzęk ich karabinków. Oczami wyobraźni zobaczyłem ich linę przesuwającą się po skale… To była taka magia, że jak wróciłem do domu w Łodzi, postanowiłem się wspinać.

Nie była to specjalnie przyjemna wiadomość dla rodziców, bo ich ukochany jedynak, który urodził się w niemałych trudach, chciał wystawić się na takie niebezpieczeństwo. Mama w ogóle nie wyobrażała sobie, że mogę uprawiać coś niebezpiecznego.

Tak się o Ciebie lękała, że potrafiła dyrektorowi szkoły zrobić awanturę, że dopuścił Cię do zajęć na WF-ie!

Co więcej, jeszcze przez swoją koleżankę namówiła instruktora na kursie wspinaczkowym, żeby mnie oblał. Ale to mnie tylko zmobilizowało do dalszych działań. Nie chciałem dodawać jej niepotrzebnych emocji, ale bardzo mi zależało na tym, żeby rodzice byli ze mnie dumni. Niestety, nie dożyli czasów, kiedy wspinałem się w Himalajach. Smutne to dla mnie, bo chciałem im powiedzieć: „Słuchajcie, wasz syn nie jest taką ostatnią lebiegą, jak myślicie…”.

Straciłem pierwsze małżeństwo

Piotr Pustelnik zdobył 14 szczytów powyżej 8 tysięcy metrów. I to jest duży sukces osobisty, ale do historii alpinizmu nie wejdzie.

Czy można mieć góry i jednocześnie udane życie rodzinne?

Jedno drugiego nie wyklucza. Jeśli jest dobra rodzina na nizinach, to góry nie zniszczą związku. A jeśli jest w nim pęknięcie, to góry je pogłębią.

Jaką cenę zapłaciłeś za Koronę Himalajów?

Straciłem pierwsze małżeństwo. Są tacy, którzy mówią, że rozstania mogą nie być bolesne. Bzdura, są. Nawet teraz ciężko mi o tym mówić, choć to stało się wiele lat temu. Przeżyłem to, mam nowe życie rodzinne, ale ta porażka życiowa mnie boli. Jednak wierzę mocno, że wyciągnąłem wnioski z tej lekcji życia i już będzie tylko dobrze.

Ale starszych synów udało Ci się zarazić miłością do gór?

Obaj, Adam i Paweł, się wspinają. Chyba jednak najbardziej zaraziłem ich ideą, że warto realizować się w życiu. I to wspaniale robią. Mam jednak za swoje, bo boję się o nich tak samo jak rodzice bali się o mnie. Ten strach jest niewiarygodny.

Kiedy dowiedziałem się, że Adam uległ poważnemu wypadkowi w Hiszpanii, stanęło mi serce. I ten stan trwał przez kilka godzin, dopóki nie usłyszałem, że wszystko jest pod kontrolą. Mogę sobie teraz wyobrazić, jak moja mama cholernie się bała, że może stracić jedynego syna. Ale nigdy mi nie powiedziała: „Nie rób tego!”.

Gdybyś miał jeszcze raz zacząć, poszedłbyś znów w Himalaje?

Całe szczęście, że nie możemy przenosić się w czasie, bo musiałbym jeszcze raz przechodzić przez wszystkie trudne wybory. I pewnie skończyłoby się na tym samym. W sumie dobrze, bo człowiek niespełniony jest nie do zniesienia.

Reklama

Dziś wspinaczkę pozostawia młodszym. Przygotowuje się za to do poważnej wyprawy polarnej na biegun południowy. I jeśli uda mu się zdobyć pieniądze, wyruszy w listopadzie. Chciałby zrobić oryginalną drogę, którą jeszcze nie szedł żaden Polak.

Reklama
Reklama
Reklama