Piotr Beczała o karierze tenora i blaskach oraz cieniach sławy
Czy ma rytuały, które wykonuje przed wejściem na scenę?
Występował na największych scenach operowych świata: od Mediolanu po Nowy Jork. Wybitny tenor, który zachwyca największych krytyków i najbardziej wymagającą publiczność. Piotr Beczała z wyboru i przekonania jest kosmopolitą. Ma apartamenty w Wiedniu, Zurychu, Nowym Jorku i swój azyl – dom w Beskidach. Nam opowiedział o blaskach i cieniach swojej wielkiej kariery...
Piotr Beczała o konkurencji, karierze i przyjaźni
Jak sam przyznaje, przyjaźń to bardzo duże słowo. Z większością kolegów z pierwszej ligi operowej po prostu się koleguje.
– Konkurencja jest oczywiście, ale ja zawsze wychodzę z założenia, że jest wystarczająco dużo teatrów operowych na świecie, żeby wszystkich nas pomieścić w jednym sezonie. Ja nie mam zupełnie poczucia konkurencji. Jeżeli już to bardzo pozytywnie – mówi nam.
A czy w operach przed występami kultywuje się specjalne tradycje?
– W zależności od tego, gdzie się występuje. Włochy są bardziej zabobonne niż Ameryka, ale nie gwiżdże się na scenie na przykład. Nie nosi się na niej pewnych kolorów, bo to przynosi pecha. Życzymy sobie oczywiście powodzenia i nie dziękuje się przed samym spektaklem za te życzenia, bo to też przynosi pecha. To są takie jakby drobne zabobony. Ale wszystko zależy naprawdę od miejsca, gdzie się znajduje. Tradycyjne bardzo teatry, jak Wiedeń, jak La Scala, jak Paryż czy Londyn mają tych zabobonów więcej. Teatry bardziej współczesne jak Metropolitan Opera – mniej – zdradza Piotr Beczała.
A czy on sam ma jakieś specjalne rytuały przed wejściem na scenę?
– Ja krótko przed wejściem na scenę idę jeszcze do sali, gdzie się rozśpiewuję, gdzie przygotowuję się wokalnie do tego wieczoru. Jeszcze parę ćwiczeń wykonuję, ostatnie takie szlify, jak to się mówi. I w zależności od tego, jak daleko jest na scenę, ponieważ są spektakle, że reżyser życzy sobie śpiewaka już w uwerturze, spacerującego, grającego pewne role. A jeśli jest to spektakl klasyczny, kiedy wchodzę wtedy, kiedy mam wejść, to układam to pod siebie po prostu. To jest pewien moment koncentracji. Zawsze robię rundę po kolegach, życząc im wszystkiego najlepszego i nie oczekując podziękowań za te życzenia – zwierzył się nam.
Co jeszcze Piotr Beczała zdradził przed naszą kamerą? Dowiesz się, oglądając powyższy materiał wideo.