Małgorzata Weremczuk: „Z Karolem zawodowo połączyła nas jego osobista tragedia’’
Poruszające słowa partnerki Karola Strasburgera!
Jak to się stało, że są razem? Czy wezmą ślub? Jak żyją w cieniu tragedii, która spotkała aktora? O tym wszystkim po raz pierwszy Karol Strasburger i Małgorzata Weremczuk opowiedzieli publicznie w intymnej rozmowie z Krystyną Pytlakowską.
Gdy dwa lata temu pytałam Karola o Ciebie, nie było mowy o Waszym związku uczuciowym.
Karol: Powiedziałem wówczas, że ktoś mi w życiu pomaga. Nasze życie było wtedy w zupełnie innym miejscu. Małgosia prowadziła mój impresariat, ale to nie był jeszcze ten czas, w którym byliśmy razem.
Małgorzata: Chociaż byliśmy bardzo zżyci…
Karol: W czerwcu minął rok, odkąd mieszkamy ze sobą I już wiemy, że dobrze nam we dwoje. Często po tygodniu można powiedzieć, że z kimś się nie da wytrzymać. Człowiek myśli sobie: gdzie ja miałem oczy?
Małgorzata: Rodzina, przyjaciele są dla nas inspiracją, motywacją i często kreują nasze wybory, dlatego wyznajemy oboje taką zasadę, że nie wpuszczamy do naszego życia i domu osób przypadkowych. Karol kiedyś przytoczył mi takie mądre zdanie, że „bardzo ważne jest w życiu do czyjego/którego się przysiąść stolika”.
Karol: Myślałem wtedy o Teatrze Dramatycznym, bo przy różnych stolikach siedzieli różni ludzie i robili różne rzeczy. Przy jednym grali w kości, pili, rozprawiali o podbojach miłosnych, a przy innym Holoubek z Jarockim i Zapasiewiczem rozmawiali o sztuce. Jak się udało usiąść przy tym stoliku, będąc zaproszonym,
człowiek zawsze wynosił coś wyjątkowego dla siebie.
Życie jest więc takim stolikiem?
Małgorzata: Dobra metafora. Karol nie zaprosiłby mnie do swojego stołu, gdybym była kimś innym, niż jestem. To nie jest mężczyzna, który zadowoli się byle kim dla zabicia samotności! Mam tu na myśli moje ambicje, cele, osobowość, maniery – wszystko, co mnie tworzy w całości, tę konkretną, a nie inną Małgorzatę. To jest ta zależność, o której wszyscy krytykujący nas ludzie zapominają. Karol: I mówisz dobrze po polsku: „sobą”, nie „sobom”, „włączamy” światło, a nie „włanczamy”, świetnie piszesz, umiesz się odnaleźć w każdym towarzystwie i nie trzymasz łokci na blacie podczas posiłku (śmiech).
Małgorzata: Maniery, poglądy, spójne postrzeganie świata są bardzo istotne. Ja dużo wymagam od siebie, ale i od tych, którymi się otaczam. Wiem, w jakim miejscu chcę być za pięć lat, i do tego dążę. Może właśnie ta ambicja pozwoliła mi dość wcześnie piąć się zawodowo w górę?
Kiedyś byłaś menedżerem Macieja Kuronia. Byłaś jeszcze bardzo młoda.
Małgorzata: Tak, kilka lat zajmowałam się organizacją jego pokazów kulinarnych i kontaktem z mediami. Po jego śmierci pomagałam przez rok w drodze zawodowej synom Maćka. Od najmłodszych lat stawiałam na samorozwój. Kiedy moi rówieśnicy wybierali imprezę, ja potrafiłam mądrze oddzielić czas zabawy od nauki i pracy.
Studiowałaś logopedię na Akademii Pedagogiki Specjalnej.
Małgorzata: Tak, bo chciałam dopełnić wiedzą moją duszę artystyczną (śmiech). Od najmłodszych lat uczęszczałam na wiele zajęć – tanecznych, plastycznych, wokalnych. Uczyłam się gry na fortepianie. Zaczynałam w Klubie Piosenki w Siedlcach. W szkole podstawowej i liceum byłam wokalistką lokalnego zespołu muzycznego. Cztery lata śpiewałam w zespole eventowym. Oprócz częstych wyjazdów na koncerty musiałam jeszcze zarobić na kolejny rok studiów. I wtedy trafiłam do Domu Prasowego, gdzie odpowiadałam za sprzedaż powierzchni reklamowej do jednego z dzienników. W krótkim czasie zostałam zastępcą kierownika. Miałam wtedy 20 lat.
Są kobiety, które robią wszystko, aby epatować swoją seksualnością, co dojrzałemu mężczyźnie wyda się podejrzane
A potem spotkałaś Karola?
Małgorzata: Z Karolem zawodowo połączyło nas samo życie, jego osobista tragedia. Poznałam go bardziej prywatnie w restauracji, w której pracowałam od 2009 roku. Przychodzili tam oboje z Ireną. Lubiłam, jak
mnie odwiedzali. Podobał mi się jego stosunek do niej, szacunek, jakim ją otaczał, podziw, z jakim na nią patrzył. Ma szczęście ta Irka, myślałam i bardzo im kibicowałam. Lubiłyśmy się, często rozmawiałyśmy przez
telefon o babskich sprawach. Oboje z Karolem zawsze dążyli do tego, aby spędzać czas w moim towarzystwie, i to było dla mnie wyróżnienie.
Karol: Małgosię darzyliśmy sympatią. Była taka ciepła, serdeczna. Dostrzegaliśmy podobne myślenie, emocje. A z czasem przekonałem się, że można jej zaufać. I dopiero w którymś momencie okazało się, że dziewczyna ukrywająca wszystko pod długim swetrem jest fajna, zgrabna i atrakcyjna, czego w ogóle nie było widać.
Nosiłaś długie swetry?
Małgorzata: Stroje, które nie skupiały na mnie uwagi, może tak (śmiech).
Żeby nie kusić?
Karol: Nie wiem z jakiego powodu.
Małgorzata: Bo reprezentowałam to miejsce, a w pracy stosowałam zawsze savoir-vivre?
Karol: Są kobiety, które robią wszystko, aby epatować swoją seksualnością, co dojrzałemu mężczyźnie wyda
się podejrzane. Ale są też takie, które postępują odwrotnie, jest w nich jakaś tajemniczość. Ukrywają fizyczność, która przecież ma znaczenie.
Cała rozmowa Krystyny Pytlakowskiej z Karolem Strasburgerem i jego partnerką do przeczytania w najnowszej VIVIE!. Co jeszcze w tym wydaniu dwutygodnika?
VIVA! 13/2018
Weronika Rosati po raz pierwszy o miłości do córki, która zmieniła jej życie. Karol Strasburger i Małgorzata Weremczuk o swoim uczuciu na przekór światu. Witold Szmańda zdradza tajemnice trenera gwiazd Hollywood. Podróż Kasi Kowalskiej do malowniczych Indii. A także… Jane Birkin, kobieta-ikona, która łamała zasady.