Poznali się w Tajlandii na nocnym targu. Kinga Korta przyszła tam z koleżanką i to ona jako pierwsza zwróciła uwagę na przystojnego mężczyznę siedzącego dwa stoliki dalej. „To nie była miłość od pierwszego wejrzenia, bo siedziałam do niego tyłem”, śmieje się Korta. I dodaje, że Chet zakochał się od razu. Ona potrzebowała więcej czasu. „Na szczęście nie odmówiłam, gdy zaproponował mi, że następnego dnia przyjedzie po mnie o siódmej rano i pojedziemy na Pływający Targ. To znaczy najpierw odmówiłam, bo to było dla mnie za wcześnie. Ale na szczęście zanim się rozstaliśmy zmieniłam zdanie”.

Reklama

Miłość na odległość

Ich uczucie rodziło się powoli. Najpierw Chet przyjechał do Kingi do Londynu, potem mogli widywać się tylko on-line. „To trwało jakieś pięć, sześć miesięcy. A potem Chet zaproponował, że przeprowadzi się do Polski. Tylko co on miałby tu robić? Zdecydowałam, że pojadę do Kalifornii”, opowiada bizneswoman.

I przyznaje, że dla miłości zmieniła wszystko – przyjaciół, dom, pracę, ukochaną Europę zamieniła na Stany Zjednoczone. Zostawiła też... ówczesnego narzeczonego. „Na koniec dnia niczego nie żałuję”, mówi, a potem czule zwraca się do swojego synka Graysona, który wskakuje jej na kolana.

Reklama

Zobaczcie, co Kinga Korta mówi o mężu Checie, a co on o niej!

Reklama
Reklama
Reklama