Andrzej Pągowski marzył, aby dzieci poszły w jego ślady, dziś boi się jednej rzeczy. "Kiedyś bym tego zdania nie powiedział..."
Genialny plakacista i syn o różnicach pokoleniowych
- Beata Nowicka, Marcjanna Maryszewska, Rafał Kowalski
Te same geny, inne charaktery. Genialny plakacista i młody człowiek szukający swojej drogi. Obaj lubią się wyróżniać. Andrzej Pągowski i… Andrzej Pągowski junior, zwany Jędrkiem przed kamerami viva.pl opowiedzieli o różnicach pokoleniowych, oraz o tym, jak artysta zareagował na życiowe decyzje swojego dorosłego syna...
Andrzej Pągowski i Andrzej Pągowski Jr o tym, co ich łączy i dzieli
Choć różni ich tak wiele, równie dużo łączy. Jedną z takich rzeczy jest "zamiłowanie do bycia sprawnym. Myślę, że ja cały czas staram się oszukiwać pesel i być w odpowiedniej formie do ciężkiej pracy, którą wykonuję. Natomiast on całe swoje życie był facetem dynamicznym i uzdolnionym sportowo. Kto widział go na stoku, nie zaryzykuje, że może się z nim ścigać" — mówił ze śmiechem Andrzej Pągowski w rozmowie z Rafałem Kowalskim.
Jego syn pracuje w branży informatycznej. Czy zdarzyło mu się pomagać ojcu z nowinkami technologicznymi? "Bywało! Tu z siecią WIFI, tu z telewizorem, tu z jakąś inną maszynką co kupili. Jak jest cokolwiek elektronicznego, to od razu do mnie lecą", opowiadał 22-letni Andrzej przed kamerami viva.pl.
Artysta wspomniał z kolei o różnicach pokoleniowych. "To jest coś takiego, że dzisiaj się wszystko zmieniło i nie jest takie proste. Myślę, że będąc ojcem dziecka, które urodziło się w 2001 roku to wiadomo, że to jest zupełnie inne pokolenie. Razem z żoną robiliśmy wszystko, żeby te dzieci nasze ukierunkowywać na naszą modłę, lecz bardzo szybko okazało się to nietrafione. [...] Nie ukrywam, że wydaje mi się, że czasami się boją, że mogą być inni", dodał.
CZYTAJ TAKŻE: Andrzej Seweryn w życiu kieruje się jedną wartością. "To są momenty, kiedy człowiek ma poczucie, że jest mężczyzną"
Syn Andrzeja Pągowskiego nie poszedł w jego ślady
Andrzej Pągowski Junior zdecydował się na obranie własnej drogi, pomimo przejawianego talentu artystycznego. Jak zareagował plakacista na taki zwrot w podejściu syna? "Nie było żadnego sprzeciwu, głównie dlatego, że zawsze byłem wspierany w tym, co chciałem robić", zapewniał w rozmowie z Rafałem Kowalskim. I dodał, że swego czasu otrzymał od ojca wyjątkowy podarunek, który miał zmotywować go do rysowania. Na moment nawet się to udało...
"Bo też jest coś takiego, że ojciec marzy, aby dzieciaki poszły w jego ślady. Ale to jest takie strasznie oldschoolowe myślenie — zwierzał się Andrzej Pągowski przed naszymi kamerami, dając upust osobistym przemyśleniom. Jest jednak jedna rzecz, której dziś szczerze się boi... Czego? Tego dowiecie się z materiału wideo dostępnego na górze strony.
Andrzej Pągowski i Andrzej Pągowski junior — fragment wywiadu dla magazynu VIVA!
Jak postrzegasz siebie na tle innych?
Jędrek: Porównywanie się do innych jest dużą przeszkodą w życiu. Znam wielu młodych artystów, bo moi koledzy i koleżanki zajmują się rysowaniem, i często słyszę, jak mówią: „O, moja praca jest gorsza od X. Nigdy nie będę miał tak dobrej kreski jak Y…”. Niepotrzebnie, bo różnią się tylko doświadczeniem. Sam rysuję rzadko, głównie dla przyjemności. Dużo czasu zajmują mi studia. Po maturze w technikum wybrałem informatykę, od dziecka budowałem swój świat wokół komputerów. Informatyka nie jest moją pasją, ale pomyślałem, że pójdę tą ścieżką, bo zagwarantuje mi dobrą przyszłość. Ludzie mówią, że pieniądze szczęścia nie dają. Ja się z tym nie zgadzam. Pieniądze dają możliwości i wolność.
To prawda… Miałeś dostęp do pracowni ojca, widziałeś, jak tworzy?
Jędrek: Miałem, ale nigdy nie interesowałem się na tyle sztuką, żeby wchodzić do pracowni i śledzić, co robi tata. Robiłem własne rzeczy w moim pokoju, nie odczuwałem potrzeby, żeby iść śladem taty, wolałem szukać swojej drogi. Pamiętam, jak przyniósł sztalugę do salonu i malował.
Andrzej: Trzeba pamiętać, że ja zawsze pracuję w nocy, kiedy cały dom śpi. Czekam wręcz, aż wszyscy zasną. Jędrek pamięta tę sztalugę, bo pojawiła się w salonie, a do mojej pracowni między 22 a trzecią w nocy nikt nie wchodził. Dziś pracuję bardzo dużo w trasie, zdalnie, czasami siedzę przy stole w kuchni, a rodzina kręci się w tle, ale to jest inny poziom zaangażowania niż u mnie w pracowni. Aga w ogóle tam nie wchodzi, bo nie może znieść bałaganu, w którym ja się świetnie czuję. Jędrek w swoim pokoju ma dokładnie to samo.
Jędrek: Artystyczny nieład… Podziwiałem, że tato już w młodym wieku miał pasję, wiedział, że to jest to, i podążał za tym. Dziś widać fantastyczne efekty. Tego mu zazdroszczę, ja jeszcze swojej nie odkryłem. Zawsze miałem z tym problem, żeby znaleźć tę jedną rzecz, którą chcę w życiu robić. Nie szukam na siłę, jak się pojawi, poczuję. Patrząc na tatę, widziałem między nami sporo różnic i podobieństw. Mamy podobne procesy myślowe, kreatywność. Lubiłem rysować, bo lubiłem efekt końcowy. Kiedy udało mi się narysować to, co miałem w głowie, czułem satysfakcję. W szkole też podobnie sobie radziliśmy…
Andrzej: (śmiech) Dość podobnie sobie nie radziliśmy. Zawsze dzieciom mówię: „W domu jest mama »czerwony pasek« i tata, który siedział w drugiej klasie liceum!”. Jeśli chodzi o szkolnictwo i pedagogikę, jesteśmy na dwóch różnych biegunach. Przekonałem się na sobie, że jeśli masz pasję, to ona prędzej czy później się zrealizuje. Ja dla pasji poświęciłem własne życie, wychowanie dzieci, pierwsze małżeństwo. W obu związkach trafiłem na idealne partnerki, tyle że pierwszy, młodzieńczy nie wytrzymał konfrontacji z życiem realnym, a drugi, już dojrzały, opiera się na silnej współpracy. Wiem, że mogę sobie być tym rozpędzonym ADHD-owcem, bo żona wszystko kontroluje, a jak trzeba, to sprowadzi mnie do rzeczywistości, gdy za bardzo odpływam.
[...]
Czego tato Cię nauczył?
Jędrek: Zawsze mi mówił, że skoro i tak chodzę do szkoły, warto uczyć się na lekcjach, bo wtedy w domu będę miał czas na gry komputerowe i zabawę. Ta myśl do dziś za mną chodzi. Pamiętam, że tato bardzo często siadał na moim łóżku i czytał mi książki. To były fajne chwile. Miałem wrażenie, że tego wspólnego czasu mogło być więcej, ale widziałem, że się stara, żeby poświęcić mi tyle czasu, ile może, i bardzo to doceniałem.
Andrzej: Mój ojciec wychował mnie w kulcie sportu. Miałem ADHD – wtedy jeszcze nikt nie wiedział, co to jest – więc żebym zużył ten nadmiar energii, prowadził mnie na dżudo, siłownię, skoki do wody, aż swoje miejsce odnalazłem na zajęciach plastycznych. My robiliśmy z Agą to samo. Jędrek grał w ping-ponga, tenisa, chodził na piłkę nożną, trampoliny, dżudo. Kiedyś walczył z dużo większym chłopcem, wyglądali jak Dawid z Goliatem. Gdy złapał w kleszcze tego olbrzyma i nie puszczał, cała sala stanęła po stronie naszego malucha i skandowała: „Jędrek, Jędrek!”. To było imponujące. Do dziś jest zwinny i wysportowany. Świetnie jeździ na nartach. Kiedyś go spytałem: „Synek, ty się nie boisz zjeżdżać czarną trasą?”. „Oczywiście, że się boję”. Pamiętam, że to mnie wtedy przeraziło: „Przecież możesz zginąć”. „No tak, ale trzeba spróbować”. Jest w tym szaleństwo, ale z drugiej strony on je kontroluje.
Jędrek: Nigdy nie słyszałem od rodziców, że mam zostać kimś konkretnym. Zawsze wiedziałem, że i tak będę robił to, co ja chcę i co lubię. Dostawałem dużo miłości i swobody. Miałem mało ograniczeń. Czułem, że mogę wszystko, zawsze miałem wybór. Zresztą kary na mnie nie działały. Nawet jak już dostałem karę, rzadko żałowałem tego, co zrobiłem. Kiedy dostałem zakaz wychodzenia z pokoju, to leżałem na łóżku i grałem. Kiedy mama zabierała mi telefon, wyjmowałem drugi. Kiedy chowała mi myszkę od komputera, pożyczałem… jej. Kiedyś mama uznała, że za dużo czasu spędzam przed komputerem i genialnie wymyśliła, że jak wyłączy router, to nie będę mógł grać. I nie mogłem, ale tata również nie mógł pracować (śmiech). Wyleciał ze swojej pracowni, wołając: „Aga, co zrobiłaś z internetem?!”.
Andrzej: To było zabawne… Uważaliśmy z Agnieszką, że dzieci muszą same znaleźć swoją drogę. Dobrze pamiętam, jakim sam byłem dzieckiem, synem. Miałem podobną sytuację, bo mój ojciec miał tyle samo lat, zostając tatą, co ja, kiedy Jędrek się urodził. Też zaliczył późne ojcostwo, ale nie potrafił przejść na drugą stronę. Mój ojciec został na etapie opery, aparatu na klisze i płyt winylowych. Nie mogliśmy na tej płaszczyźnie znaleźć wspólnego języka. Ale dał mi cały background, budynek, który zbudowałem własnoręcznie, stał na fundamentach, które zapoczątkował ojciec. Mama sprawiła, że byłem zadbanym młodym człowiekiem. Jak szedłem na randkę, pastą czyściła mi butki, żeby były białe. Do dziś mam te charakterystyczne dla mnie cechy: lubię czystość, perfumy, kosmetyki, ładne ciuchy. Natomiast ojciec uważał, że syn musi być wysportowany, silny, wiedzieć co i jak. Zaszczepił mi wiarę we własne siły. Chciał, żebym był urzędnikiem z pewną posadą. W jego oczach artysta to facet, który będzie klepał biedę i nie da sobie w życiu rady. Pod koniec życia – miał wtedy ponad 90 lat – powiedział, że przez lata denerwował się, czy zdąży wypuścić ten statek na morze, wiedząc, że jest przygotowany do rejsu zwanego życiem. Wypuścił mnie i nie było problemu. Ja dzisiaj też widzę, że mi się udało, bo cała czwórka płynie.
Rozmawiała Beata Nowicka
Cały wywiad dostępny w nowym numerze VIVY! Man. Magazyn dostępny z trzema okładkami do wyboru. W punktach sprzedaży od czwartku, 23 listopada.