Reklama

Witold Szmańda osiągnął w Stanach Zjednoczonych wielki sukces, na który sam ciężko zapracował. Opuścił rodzinny dom jako osiemnastolatek i wyjechał do Niemiec. Na początku nie było łatwo, ale odnalazł tam swoje miejsce, a kiedy stwierdził, że chce czegoś więcej wyjechał do USA. Teraz z kolei wrócił do Polski. Jak wyglądała jego życiowa podróż?

Reklama

Witold Szmańda o powrocie do Polski

Potrzebowałem zmiany. Tam miałem wszystko. Piękny dom z widokiem na Los Angeles, słynnych znajomych i luksusowe życie. Gdybym jednak został w Stanach, co bym dalej robił? Chodziłbym na kolejne oscarowe party, Emmy, Grammy, trenowałbym kolejne gwiazdy. Można się wykończyć. Byłem zmęczony i potrzebowałem czegoś nowego. A tutaj czekało na mnie coś innego.

Wszyscy się dziwią, że wróciłem. A dla mnie każda zmiana jest wyzwaniem. Gdy zmieniam miejsce zamieszkania, muszę nauczyć się nowego języka, innej kultury. Gdy mieszkałem w Niemczech, mówiłem perfekt po niemiecku, w Stanach po angielsku. Dla mnie rozwój jest bardzo ważny. Ameryka była dla mnie dobra. Dała mi to, czego nie doświadczam w Polsce – poczucie własnej wartości. Tam każdy powie: „Wow! Jesteś super! Jesteś wyjątkowy, oryginalny. Robisz fajne rzeczy. Podoba mi się to”. Nikt nikogo nie krytykuje. Tam mogłem być inny i wszystkim się to podobało. Ale po pewnym czasie zaczynasz się zastanawiać, czy naprawdę jesteś taki wspaniały.

– Ty na swój pracowałeś bardzo ciężko.

Przeszedłem długą drogę od miejsca, skąd pochodzę, do tego, w którym jestem dzisiaj. Jako 18-letni chłopak wyjechałem do Niemiec. Nie w podróż. Po prostu opuściłem Polskę. Nie wiedziałem na jak długo, nic nie wiedziałem o życiu, o podróżowaniu, o pracy. Zabrałem jedną torbę rzeczy osobistych, numer telefonu do wujka w Monachium, którego tak naprawdę nie znałem, adres do koleżanki mamy we Frankfurcie, 100 marek i 50 dolarów, które zarobiłem, jeżdżąc na handel do Niemiec i na Węgry. To były takie czasy, jeszcze przed upadkiem muru berlińskiego, że się nie jeździło na wakacje, tylko do pracy. To była moja ucieczka. Nie nazywam tego inaczej. Szukanie drogi, pomocy, wyjścia.

– Od czego uciekłeś?

Od mojej rzeczywistości. Mam czworo rodzeństwa. Miałem ojca alkoholika. I rozwalony dom pełen alkoholu. Moje dzieciństwo było straszne. Ale gdy było źle, zanim wyjechałem do Niemiec, moją ucieczką był sport. Zacząłem trenować skok wzwyż już jako siedmiolatek. Potem biegałem. Tam znalazłem miłość, tam znalazłem siebie. Tam byłem kimś. W domu byłem tylko krytykowany, tam byłem zauważany. Mój dom był bólem, z którego uciekłem, by przeżyć i odnaleźć swoją godność. Chciałem wyjechać już wcześniej, ale mama namówiła mnie, żebym najpierw skończył szkołę, liceum gastronomiczne, a dopiero potem jechał w świat. Tak naprawdę nikt nie wierzył, że to mi się uda. Trzeba pamiętać, że to były zupełnie inne czasy. Nie mówię o braku pieniędzy, ale o tym, że wtedy się nie wyjeżdżało. Ale jestem uparty. Jeśli wyznaczę sobie jakiś cel, to go zrealizuję, żeby nie wiem co. Początki w Niemczech były straszne, ale wiedziałem, że muszę dać sobie radę, bo nie miałem powrotu. Gdybym wrócił, zabraliby mi paszport, który miałem tylko dzięki temu, że byłem sportowcem. Udało mi się dostać do narodowej kadry niemieckiej w lekkoatletyce. Niestety, doznałem kontuzji kręgosłupa. Ale nie załamałem się, tylko postanowiłem pójść inną drogą. Zostałem trenerem fitness. Wtedy takich jak ja było może czterech. Wtedy nikt nie wiedział nawet, co to znaczy „trener personalny”.

– Co tam, za zachodnią granicą, zrobiło na Tobie największe wrażenie?

Autostrada! Nigdy wcześniej nie widziałem autostrady. Jak na niej się znalazłem, nie wiedziałem, w którą stronę mam jechać, więc szedłem dwa kilometry do najbliższego kierunkowskazu, żeby się zorientować, po której stronie machać. Stałem więc i próbowałem zatrzymać jakiś samochód. I dziwiłem się, dlaczego wszyscy na mnie trąbią. Chciałem dostać się z Kilonii do Frankfurtu, żeby znaleźć tę koleżankę mamy. Nie udało mi się, więc wyruszyłem w dalszą drogę, do wujka. Nocowałem na ławce na dworcu. Podszedł do mnie bezdomny, widocznie zająłem jego miejsce. Powiedziałem mu, że o siódmej rano jadę dalej. Obudził mnie o szóstej trzydzieści, żebym nie zaspał. Miałem dużo trudnych sytuacji, ale też zabawnych i całkiem śmiesznych. Pracowałem w masarni, trenowałem.

Przez treningi wyrzucono mnie z pracy, bo byłem w kadrze narodowej Niemiec, gazety pisały o mnie „diament” i uważano, że mam za wysokie kwalifikacje do robienia kiełbas. Ożeniłem się, żeby zdobyć niemiecki paszport. Przecież z moim polskim, gdybym wyjechał za granicę na zawody, mógłbym nie móc wrócić do Niemiec.

– Aż dotarłeś do Stanów Zjednoczonych.

Tu też się ożeniłem. I też nie z miłości, tylko dla obywatelstwa. Dzisiaj mam amerykański pasz paszport i mogę tam wrócić w każdej chwili. To był piękny czas. Po roku w Los Angeles, gdy wyprawiłem urodziny, przyszło do mnie 300 osób. A przecież dopiero chodziłem do szkoły i uczyłem się angielskiego. Mam talent do zawierania znajomości (śmiech). A to przynosi profity. Mogłem szybciej dotrzeć na szczyty i do znanych ludzi. A to na przykład ułatwia wejście na jakieś party czy do klubu, do którego dla zwykłego człowieka nie ma wejścia. Po pięciu latach moja ciężka praca, nieustanne szkolenia i otwartość na innych dały efekty. Pracowałem z gwiazdami, milionerami. Moje nazwisko otwierało wszystkie drzwi. Zatrudniłem się w siłowni, w West Hollywood, do której przychodziła Madonna, Demi Moore, Rihanna, Ryan Gosling, Daniel Craig. Spotykanie ich było dla mnie zupełnie normalne.

Reklama

– Trafiłeś na odpowiednich ludzi.

Uważam, że to, co tam osiągnąłem, zawdzięczam przede wszystkim ciężkiej pracy. Ale nie da się ukryć, że ludzie też się do tego przyczynili. Często bywałem z moimi klientami na jakichś bankietach, kolacjach czy spotkaniach. Chodziłem do klubów, do których zwykli śmiertelnicy nie mieli wstępu. Oni opowiadali znajomym moją historię i grono znajomych się powiększało. W Hollywood czułem się jak ryba w wodzie. Ale przestałem się rozwijać i postanowiłem wrócić do Polski, której tak naprawdę przecież nie znałem. Wyjechałem stąd jako nastolatek.

Reklama
Reklama
Reklama