Reklama

"W 90% przypadków okazuje się, że remont domu zmienił całe życie naszych bohaterów. Wiele osób znalazło pracę, zaczęło życie od nowa", opowiada Katarzyna Dowbor o uczestnikach programu "Nasz nowy dom". Gdy osiem lat temu poszła na casting do programu nie spodziewała się, że jej przygoda potrwa tyle czasu. „Tak naprawdę myślałam, że będziemy robić program wnętrzarski”. A tymczasem… okazało się, że „Nasz nowy dom” to program z misją. Trwają nagrania do kolejnego, ósmego już sezonu. W tym czasie ekipa programu zdążyła pomóc blisko 200 rodzinom.

Reklama

Czy ekipa remontuje naprawdę w pięć dni?

„I naprawdę robimy to wszystko tylko w pięć dni”, śmieje się dziennikarka, która wie, że czasem trudno uwierzyć, że można się wyrobić w tak krótkim czasie. „Tylko, że na ten sukces pracuje cała ekipa. Ja często prostuję, gdy ktoś mówi, że ja pomogłam. Nie ja pomogłam. Zrobiliśmy to wszyscy razem”. Na planie pracuje około 40 osób. Oczywiście podczas pandemii trzeba było zmniejszyć liczbę osób. Czy było trudniej?
„Tak. Wie Pani, czego najbardziej mi brakowało? Przytulania. Ja tych ludzi, szczególnie dzieci, lubię przytulić, ucałować. A teraz tego zabrakło. Ale niestety. Musieliśmy podporządkować się wymogom. A przecież inne programy, czy seriale zostały na ten czas zawieszone. My nie mogliśmy sobie na to pozwolić, przecież pomagamy innym”, opowiada Katarzyna Dowbor.

Nie rozmawiajmy o koronawirusie

Na początku pandemii dziennikarka udzieliła też wywiadu Krystynie Pytlakowskiej. Mówiła wtedy, że nie mogli przecież nie dokończyć zaczętych już programów. „Nie możemy zostawić moich bohaterów z rozgrzebanym remontem ich domu. Tym bardziej, że jest tam troje dzieci, które bardzo czekają na to, żeby móc się wprowadzić do starego – nowego lokum. Ale potem będziemy mieli długa przerwę, ponieważ nagrania są z powodu epidemii na jakiś czas zawieszone. Wrócę wiec do swojego domu i tam wreszcie porobię generalne porządki. Posprzątamy z Marysią, moją córką, garaż. Ale czy musimy rozmawiać o koronawirusie?”

Nietypowy program

Mówiła też: „A jednak okazało się możliwe. Nasz program jest specyficzny. Nietypowy dla telewizji, bo opiera się nie tylko na pracy, lecz również na zaangażowaniu w to, co robimy. Nie miałoby sensu prowadzenie go, gdyby dziennikarz nie wkładał w to całego siebie. A kiedyś Edyta Wojtczak powiedziała mi, że kamera jest jak rentgen, pokazuje prawdę i fałsz. Nie można udawać, że w coś się angażujesz, a potem wracać do domu i już nie myśleć o tych ludziach, którym chcesz pomóc. Widz doskonale wyczuwa dziennikarzy, którzy udają, że przejmują się czyimś losem, a zależy im na lansowaniu siebie. To nie jest teleturniej czy program o modzie. Prowadzenie go na zasadzie: „Ja jestem tu najważniejsza i najpiękniejsza” nie miałaby żadnego sensu.”

Reklama

Zobaczcie fragmenty naszego live'a.

Reklama
Reklama
Reklama