Reklama

Czas epidemii, a co za tym idzie izolacji, w wielu osobach wywołuje poczucie strachu, niepewności o jutro a nawet gniewu, że koronawirus pokrzyżował nam różne plany. Zupełnie inaczej na tę sytuację patrzy Beata Pawlikowska. Podróżniczka w rozmowie z dziennikarzem VIVY.pl wyjaśniła, że szalejący wirus ma dla niej dużo dobrych stron. Poza tym autorka książek postrzega go jako następstwo tego, co musiało się wydarzyć… Jak dziś odnaleźć spokój i równowagę? Odpowiedzi na te pytania znajdziecie Państwo we fragmencie naszego wywiadu z Beatą Pawlikowską a także… W poniższym felietonie, który można przeczytać też w najnowszej VIVIE!

Reklama

Beata Pawlikowska dla VIVY! o epidemii i podróżach

Wciąż pamiętam, jak pachniał ten świt. Jasny, rześki, skąpany w błękicie. Stałam nad brzegiem rzeki Orinoko w Ameryce Południowej, na skraju dżungli, niepewna, czy to jest sen, czy może rzeczywiście widzę najpiękniejszy poranek świata. Cyk, cyk, cyk, czujnie cykała cykada na drzewie. Rozmawiały przebudzone ptaki. W oddali na rzece plusnęło wiosło. Z kłębków błękitnej mgły wyłoniło się ciche maleńkie czółno. Siedział w nim Indianin, który przypłynął specjalnie po to, żeby mnie zobaczyć. Był ubrany w czerwony roślinny barwnik i przepaskę biodrową. Wiedziałam, o co mnie zapyta.

***

Żyjemy w absolutnie najbardziej niezwykłych czasach. Przestała istnieć odległość, czas stał się rzeczą względną. Wychodzisz z domu w sobotę rano, wsiadasz do samolotu i lądujesz poprzedniego dnia w południe. To cud, choć stał się tak
powszechny, że ludzie przestali zwracać na niego uwagę. Chcesz polecieć do Nowej Zelandii? Wystarczy, że w internecie kupisz wirtualny bilet, zapłacisz wirtualnymi pieniędzmi, a potem przyjedziesz na lotnisko. O nic więcej nie musisz się martwić. Nie musisz nawet wiedzieć, gdzie jest Nowa Zelandia! Czy wiesz, że nie tak dawno temu, bo w XVII wieku, musiałbyś zaciągnąć się na statek i przez prawie rok płynąć z Europy na południe wzdłuż zachodniego wybrzeża Afryki, przedostać się przez huraganowe sztormy Przylądka Dobrej Nadziei, a potem przez Ocean Indyjski. Jeśli kapitan był czujny, statek w porę skręcał na północ i docierał do Indonezji. Jeśli nie, rozbijał się na skałach wybrzeża Australii, która jeszcze wtedy nie była właściwie zaznaczona na mapach. A teraz? Wsiadasz do samolotu, dostajesz poduszkę i kocyk, patrzysz w okno, czytasz książkę i nawet nie zdajesz sobie sprawy z tego, że znajdujesz się osiem kilometrów ponad ziemią w metalowym pocisku poruszającym się z prędkością 800 kilometrów na godzinę.

Nigdy wcześniej w historii podróżowanie nie było takie łatwe. Kiedyś koniec twojego świata wyznaczało miejsce, do którego byłeś w stanie dojść na piechotę. Zatrzymywała cię rzeka, urwisko, gęsty las albo bezkresne pole. Co było dalej…? Ja wiem. Bo o to właśnie chciał mnie zapytać Indianin nad Orinoko.

„Jak jest w twojej wiosce?”, pytali Indianie, kiedy docierałam przez dżunglę na koniec świata.

„Dobrze”, odpowiadałam.

„Macie wystarczająco jedzenia?”.

„Tak”.

Mamy perłowe świty i pomarańczowe zachody słońca. Mamy zielone pączki na drzewach, gdy zaczyna się wiosna. Mamy jabłka, pietruszkę, biedronki i kosy. Jest dobrze.

***

Kiwali głowami, podchodzili bliżej, nieśmiało wyciągali ręce, żeby mnie dotknąć. Zaglądali mi pod ubranie, tak jakby chcieli się upewnić, że tam też jestem człowiekiem. Nie pytali, skąd przybywam, ponieważ z ich punktu widzenia cały świat był dżunglą. Nie istniały różne kraje, samoloty, pieniądze, kino ani polityka. Cały świat jest dżunglą poprzecinaną rzekami.

Powiesz, że to ograniczony sposób myślenia? Myślisz, że jesteśmy lepsi, bo mamy wiedzę o kontynentach, fabryki, telewizję, samochody? A czy wiesz, że zbudowaliśmy naszą zachodnią cywilizację na rozszczepieniu wartości, które w tym procesie straciły swój pierwotny sens? Zgubiliśmy jedną najważniejszą rzecz, którą jest prawda. Jedzenie wytwarzane w fabrykach jest tanie i łatwo dostępne, ale zawarte w nim przemysłowe toksyny powodują cukrzycę, otyłość, depresję i autyzm. Cząsteczki spalin wdychanych z powietrzem niszczą komórki nerwowe, są przyczyną chorób psychicznych, chorób serca, nowotworów.

Jak miałoby to być lepsze od życia we wspólnocie, z którą dzielisz najważniejsze wartości, takie jak uczciwość, odwaga, samodzielność i umiejętne korzystanie z bogactw Ziemi, która daje ci wszystko, czego możesz potrzebować? Od ochrony przed deszczem przez materiały budowlane, naczynia, lekarstwa i owoce, aż po magiczne rośliny, dzięki którym możesz być w kontakcie z przodkami, bogami i przyszłością.

Czy wiesz, że Indianie są zawsze sobą? Nikt nigdy nie udaje, bo nie ma takiej potrzeby. W Europie uczono mnie, jak udawać kogoś lepszego i jak walczyć o swoje. Dopiero kiedy zamieszkałam w dżungli, zrozumiałam to, co do dzisiaj uważam za najważniejsze. W życiu nie chodzi o to, żeby zręcznie udawać. W życiu chodzi o to, żeby naprawdę być silnym, odważnym, odpowiedzialnym, samodzielnym. Dopiero od Indian miałam szansę się tego nauczyć.

Czy wciąż myślisz, że są bardziej ograniczeni, bo nie mają teoretycznej wiedzy na temat planety Ziemia i nie wiedzą, że istnieje ocean, który nazywa się Atlantycki? Do czego ta wiedza przyda ci się dzisiaj, kiedy siedzisz w domu zamknięty z powodu pandemii wirusa?

Więc tak, zgodzę się. My mamy wszystko. Indianie to, co potrzebne.

***

Na pierwszą wyprawę do dżungli amazońskiej wyruszyłam ponad 25 lat temu. Zabrałam ze sobą europejskie przekonanie o tym, że bogaty jest ten, kto może kupić bilet na podróż, przydatne urządzenia i gadżety. Miałam wszystko, co wydawało mi się niezbędne: latarkę, śpiwór, płaszcz przeciwdeszczowy, porządne buty, zapas skarpetek, polar, tabletki do czyszczenia wody. Miałabym pewnie też smartfon z zasięgiem satelitarnym, tyle że w tamtych czasach nie istniał jeszcze internet, telefony komórkowe. Dotarłam do dżungli. Spotkałam Indian. Wydawało mi się, że jestem lepsza, bogatsza, mądrzejsza.

Po pierwszym miesiącu w Amazonii dokonałam nieoczekiwanego odkrycia, że cała moja wiedza jest iluzją, z którą wygodnie było mi żyć. Więcej powiem. Pewnego dnia podczas wędrówki przez dżunglę z Indianami uświadomiłam sobie, że iluzją jest prawie wszystko, w co wierzyłam. Myślałam, że jestem silna i nikt mnie nie pokona. Tamtego popołudnia, po wielu godzinach wyczerpującego marszu przez strome góry porośnięte gęstym deszczowym lasem, usiadłam i zaczęłam płakać, że nie mam siły iść dalej.

Moi przewodnicy spojrzeli na siebie z zakłopotaniem. Co to znaczy „nie mam już siły…?”. Nigdy nie spotkali się z tak dziwnym zjawiskiem jak ta blondynka z wielkim plecakiem, w którym dźwigała masę zbędnych przedmiotów i zachowywała się w niezrozumiały sposób.

***

Pamiętam dzień, kiedy w końcu mnie olśniło. Płynęliśmy czółnem pod prąd dużej rzeki. Nurt był czasami tak silny, że mimo wiosłowania z całych sił staliśmy w miejscu. Nagle schowało się słońce, pojawiły się ciężkie chmury, które wisiały nad nami jak dojrzałe czereśnie w oczekiwaniu na moment, kiedy będą tak ciężkie od soku, że nie będą mogły dłużej utrzymać się gałęzi.

Wiedziałam, że za chwilę rozpęta się lodowata, szalona tropikalna ulewa. Czym prędzej puściłam
wiosło, sięgnęłam do plecaka i wyjęłam pelerynę. Ale zaraz. Indianin siedzący przede mną zachował się dokładnie odwrotnie. Rozebrał się. Patrzyłam na jego nagie muskularne miedziane ciało i nagle uświadomiłam sobie, że ludzka skóra stanowi najlepszą ochronę przed deszczem! Mokre ubranie krępuje ruchy i przeszkadza w wiosłowaniu! Zdjęłam koszulę i spodnie, chwyciłam za wiosło. Jak cudownie było poddać się zimnym kroplom amazońskiego deszczu, które zmyły ze mnie zmęczenie i pot! Woda zalewała mi twarz, chłostała po plecach, a ja poczułam się wreszcie częścią otaczającego mnie świata! Byłam jednością z rzeką, dżunglą, niebem i ziemią.

***

Czy wiesz, dlaczego ludzie naszej cywilizacji zaczęli podróżować? Dlaczego zależało im tak bardzo na dotarciu do Azji, Afryki, Ameryki i Australii? Nie chodziło o zwiedzanie egzotycznych krajów albo poznawanie odmiennych kultur. Największą motywacją do dalekich wypraw była chciwość. Na statki Krzysztofa Kolumba mógł się zaciągnąć każdy chętny. W zamian za miesiące spędzone na pokładzie, rozłąkę z rodziną oraz trudne do przewidzenia niebezpieczeństwa po dotarciu do celu obiecywano udział w zyskach. Celem ekspedycji Kolumba było znalezienie złota oraz drogi do Indii, żeby stamtąd przywozić tańsze przyprawy. Kilkadziesiąt lat później konkwistadorzy pod wodzą Francisco Pizarro dotarli do Imperium Inków w Ameryce Południowej, żeby znaleźć tam złoto i drzewa cynamonowe.

Ludzie w Europie zawsze chcieli mieć więcej. A kiedy mieli więcej, chcieli jeszcze więcej. I to jest do dzisiaj najbardziej charakterystyczna cecha naszej cywilizacji.

***

W zeszłym roku podróżowałam po Afryce. Pewnego dnia w Botswanie wyruszyłam na safari mało znanymi szlakami przez sawannę. Nagle zachrobotała krótkofalówka, kierowca zamienił z kimś kilka słów i przyśpieszył. Po kilku minutach zobaczyłam 10 innych samochodów terenowych ściśniętych wokół kępy zarośli i bardzo podekscytowanych turystów, którzy wychylali się przez okna, robiąc dziesiątki zdjęć. Pod krzakiem siedziała zmęczona lwica, ciężko dysząc, prawdopodobnie po polowaniu. Opuściła głowę, tak jakby nie chciała widzieć tego, co dzieje się dookoła. Z wielkim pośpiechem nadjeżdżały następne samochody pełne złaknionych widoku zwierząt turystów. Każdy ze smartfonem albo aparatem fotograficznym, którym będzie robił setki zdjęć, wydając się nie zdawać sobie sprawy z tego, że jest intruzem, który zachowuje się w sposób pozbawiony nie tylko szacunku, ale i zwykłego współczucia. Teoretycznie podczas safari zabronione jest gromadzenie się samochodów i zbyt bliskie podjeżdżanie do zwierząt, ale w praktyce nikt tego nie przestrzega. Turyści chcą zobaczyć wszystkie zwierzęta z Wielkiej Piątki, a kierowcy chcą dostać napiwki. Ja to rozumiem. Lampart, lew, słoń, nosorożec i bawół to legendarnie niebezpieczne, słynne, wspaniałe zwierzęta. Zastanawia mnie jednak to, co ludzie robią, kiedy już dojdzie do spotkania. Gdyby naprawdę czuli podziw i szacunek, to zatrzymaliby się w milczeniu, żeby chłonąć ich obecność i poczuć ich niezwykłą moc.

Wiesz, o co chodzi. Czy przyjeżdżasz na safari, żeby zobaczyć zwierzęta, czy może raczej po to, żeby zrobić im zdjęcia i pokazać znajomym, że byłeś tak blisko lwa, bo dzięki temu poczujesz się ważniejszy? Gdybyś zrobił jedno zdjęcie, wciąż nie byłoby w tym nic złego. Ale sam powiedz. Zrobiłeś kilkadziesiąt, tydzień później wróciłeś z podróży, zrzuciłeś zdjęcia do komputera i nigdy więcej do nich nie zajrzałeś. Bo masz takich zdjęć tysiące z każdych wakacji.

Wystarczyłoby jedno. Ale ty zawsze chcesz więcej, niż masz. Bez umiaru. Bez końca. Wiecznie niesyty i niezaspokojony.

***

Wiedziałam, że pewnego dnia role się odwrócą. Zwierzęta i ludzie zamienią się miejscami. Niewolnicy wyjdą z klatek, przestaną być prześladowani i traktowani instrumentalnie. Oprawcy znajdą się w zamknięciu, zdezorientowani, zaskoczeni i bez możliwości ruchu.

Żartowałam kiedyś, że lwy pewnie szykują już rewolucję na sawannie, że krowy i świnki w ukryciu uczą się używać nowej broni, że kury zaczną nam podrzucać jajka modyfikujące ludzką psychikę. Wiedziałam, że świat pełen przemocy wobec przyrody nie może przetrwać i że my jako gatunek sami zagrażamy swojemu przetrwaniu. Pandemia koronawirusa jest logicznym następstwem wcześniejszych zdarzeń. Nie dziwi mnie i nie wywołuje we mnie lęku. Jest tak, jak miało być. Przemoc, okrucieństwo, chciwość, brak umiaru, traktowanie zwierząt instrumentalnie dla zaspokojenia swojej przyjemności, trzymanie ich w okrutnych warunkach w klatkach, bez dostępu do słońca i świeżego powietrza, zabijanie dla rozrywki, zjadanie z łakomstwa, brak współczucia i empatii to nie tylko zła energia, która musiała do nas wrócić ze zdwojoną siłą. To także prosta fizyczna zależność. Zwierzęta trzymane w niewoli żyją w stanie przedłużającego się stresu, który powoduje obniżenie odporności. Zwierzęta są na Ziemi między innymi po to, żeby pośredniczyć pomiędzy ludźmi a przyrodą. Stanowią naturalną barierę dla drobnoustrojów, które mogłyby okazać się dla ludzi zabójcze, gdyby nie to, że zwierzęta są w stanie je unieszkodliwić. To jest możliwe wtedy, kiedy zwierzęta są w swoim naturalnym środowisku, zdrowe, w stanie wewnętrznej równowagi i przy poprawnie działającym układzie odpornościowym. Zestresowane, nieszczęśliwe, zniewolone przez ludzi tracą tę moc. Tak właśnie było na targowisku w Wuhan. Podstępnie schwytane i uwięzione dzikie zwierzęta nie były w stanie obronić ludzi przed koronawirusem, który w normalnych okolicznościach nigdy nie stałby się dla nas zagrożeniem.

***

Nie boję się o przyszłość. Chętnie zapłacę życiem za zło, jakie człowiek wyrządził na Ziemi. Mam nadzieję, że ci, którzy przetrwają, zaczną od nowa zupełnie inaczej.

Mam w sercu wszystkie błękitne świty, których doświadczyłam na końcach świata. Podróżuję teraz w snach i w wyobraźni. Cieszę się, że Ziemia odpoczywa od ludzkiego tłoku. Lwy na sawannie wreszcie oddychają swobodnie. Pandy w zoo wreszcie będą miały dzieci. Skorpiony na pustyni w Egipcie sycą się widokiem piramid.

Wszystko będzie dobrze. Świat potrzebuje czasu, żeby wrócić do równowagi.

Reklama

Zostań w domu. Przejrzyj setki zdjęć, które przywiozłeś z podróży i nigdy nie miałeś czasu do nich wrócić. Podziękuj za miejsca, w których byłeś. Doceń to, co masz teraz. Na chwilę przestań żądać więcej. Oddychaj. Bądź wdzięczny. Kochaj.

ROBERT WOLAŃSKI
materiał prasowy
Reklama
Reklama
Reklama