Anna Kalczyńska udowadnia, że posiadanie dużej rodziny nie musi przeszkadzać w rozwoju zawodowym. Prowadząca Dzień Dobry TVN z powodzeniem łączy macierzyństwo i pracę w mediach. Tylko VIVIE! w rozmowie z Krystyną Pytlakowską zdradziła, co sprawia, że udaje się jej połączyć te wszystkie role. Ale, jak podkreśla, nie wyobraża sobie innego rozwiązania. A macierzyństwo traktuje jako swoje powołanie.

Reklama

Jesteś matką wielodzietną. Tak właśnie miało być?

Zawsze chciałam mieć dzieci. Więcej niż jedno. Miałam zresztą przedsmak macierzyństwa, kiedy urodziła się moja siostra Marysia. Miałam wtedy 14 lat i często zajmowałam się nią, kiedy rodzice pracowali. Traktowałam Marysię w sposób naturalny trochę jak swoje własne dziecko, co sprawiało mi ogromną radość. W środowisku dziennikarskim nie było mody na wielodzietność, kiedy więc urodziłam trzecie dziecko – Krysię, z pewnością była to jakaś kuluarowa sensacja. Dzisiaj to norma, czasy się zmieniły i dziewczyny coraz częściej wybierają model dwa plus trzy, ale jeszcze pięć lat temu…

(...)

Co to znaczy być fajną mamą?

Taką, żeby dzieci chciały z nią spędzać czas, żeby tęskniły za wspólnymi wyjazdami, przeżyciami, ale przede wszystkim żeby chciały z nią rozmawiać i opowiadać o sobie.

Dużo rozmawiacie?

Nasze rozmowy rozpoczynają się już podczas powrotów ze szkoły do domu, zazwyczaj około godziny 18, bo wtedy kończą się ich zajęcia. Chodzą na szczęście do tej samej szkoły – trójjęzycznej. Wracamy samochodem, często stoimy w korkach, wtedy jest czas na rozmowy. A ja muszę podzielić swoją uwagę na to, co każde z nich opowiada. Krysia jest najbardziej ekspansywna, często ją upominam, żeby pozwoliła bratu i siostrze dojść do słowa, a ona odpowiada, że to nie jest łatwe, bo ma gonitwę myśli i chce wszystko naraz opowiedzieć i o wszystko naraz zapytać.

Zobacz także

Kłócą się?

Tak, szczególnie dziewczyny. Ale Jaś też traci cierpliwość, najbardziej denerwuje go najmłodsza. Staram się czuwać nad tymi emocjami i uczę, że rodzeństwo musi się wspierać. Na szczęście się nie biją, choć tu też nie ma reguł… Pamiętam, że z moim bratem potrafiliśmy się gryźć i drapać, a wyrośliśmy na zgrane, wspierające się rodzeństwo. W naszym domu sprawiedliwość to sprawa najważniejsza. Bardzo tego pilnuję.

Rozumiem że nie wyróżniasz żadnego z dzieci?

Czasami koleżanki mnie pytają, które z mojej trójki kocham najbardziej. A ja, że każde z nich bardzo kocham i każde inaczej. I to nie jest tak, że mojej miłości może dla któregoś zabraknąć. Im więcej dzieci, tym więcej miłości. Czasem może aż za dużo, na czym cierpi mój kręgosłup (śmiech). Bo my się nieustannie do siebie przytulamy, całujemy, nosimy na rękach. Dzieciaki przychodzą do nas rano do łóżka, a wieczorem proszą, żeby z nimi jeszcze posiedzieć. I wtedy muszę się rozdzielić na trzy pokoje.

(...)

Jeszcze bardzo dużo przed Wami – ich dojrzewanie, doroślenie.

Boję się tego etapu. Pamiętam swój bunt z okresu nastoletniego i przekonanie, że dorośli mnie nie rozumieją. Dlatego przyzwyczajam moje dzieciaki do dialogu i otwartości. Ja już widzę, jakie mogą być problemy. Zwłaszcza w Hani czuję materiał na buntowniczkę i uczę się cierpliwości i spokoju wobec niej. Ona ma ogromną potrzebę niezależności, a z drugiej strony jest bardzo poukładana – podobna w tym do mnie.

A Krysia?

Krysia jest totalnie niezależna, na wszystkie moje prośby reaguje słowem „zaraz”. I nie można się nawet na nią gniewać bo „właśnie maluję serce dla ciebie, mamusiu”. Ma niesamowite pomysły, chce śpiewać w kosmosie i dawać koncerty we wszechświecie.

Bo to dzieci nowych czasów.

Na szczęście te dzieci nie znają ograniczeń. Także show-biznesu:).

A co Ty chciałaś robić jako nastolatka?

Chciałam wiedzieć jak najwięcej. Zależało mi na zdobywaniu różnych doświadczeń. Pracowałam jako pomoc na planie filmowym, tłumaczka, pomoc biurowa w biurze architektonicznym w Brukseli… Dużo czytałam. Nie mogłam się zdecydować, co studiować – filozofię, psychologię, polonistykę, dziennikarstwo… Gdy rozpoczęłam studia, skończyłam dwa fakultety i studium dziennikarskie.

Cały wywiad z Anną Kalczyńską w nowej VIVIE! w kioskach już od 5 kwietnia!

Reklama

Olga Majrowska

Co jeszcze w nowej VIVIE! 7/2018?

Jaką cenę Barbara Bursztynowicz zapłaciła za rolę w Klanie? Robert Sowa zdradza, gdzie zrodziła się jego kulinarna „działalność” i czy zdarza mu się przypalić... ziemniaki. Po raz pierwszy razem! Beata Pawlikowska, do niedawna szczęśliwa singielka, w końcu znalazła miłość! Kim jest jej ukochany? Oprócz tego: Niezwykła historia Stephena Hawkinga. Mówił: „Odkrycie naukowe nie jest może lepsze od seksu, ale satysfakcja trwa dłużej”.

Reklama
Reklama
Reklama