„Zrozumiałem, że papież będzie moją ofiarą”. Mija 40. rocznica zamachu na Jana Pawła II
Te wydarzenia wstrząsnęły całym światem...
- Katarzyna Piątkowska
Wydarzenia z 13 maja 1981 roku wstrząsnęły nie tylko Polakami, ale i całym światem. Podczas audiencji generalnej na placu Świętego Piotra padły strzały. Papież Jan Paweł II został ciężko ranny. A wraz z nim dwie przypadkowe Amerykanki.
Zamach na Jana Pawła II w 1981 roku
Strzelał 23-letni Turek Mehmet Ali Agca. Strzelał by zabić. Była godzina 17:19. Na placu Świętego Piotra zgromadziły się tłumy, by uczestniczyć w audiencji generalnej. Jan Paweł II przemierzał plac w odkrytym białym jeepie. Nagle rozległ się strzał, a Jan Paweł II przewrócił się. Na jego sutannie pojawiła się krwawa plama.
Natychmiast został przewieziony do szpitala Gemelli, jego operacja trwała sześć godzin. Okazało się, że Ojciec Święty ma rozległe rany jamy brzusznej i ręki. Na placu Świętego Piotra ludzie płakali i modlili się.
Ali Agca - wywiad
Włoski sąd skazał zamachowca na dożywotnie więzienie. Jednak przychylił się do prośby Jana Pawła II i zmienił wyrok. Agca, po odsiedzeniu różnych wyroków w tureckim więzieniu wyszedł na wolność w 2010 roku. Do dzisiaj nie wiadomo kto był zleceniodawcą zamachu, i czy w ogóle taki był. Mnożą się teorie spiskowe. A sam Agca wiele razy zmieniał zeznania.
Polski dziennikarz Jacek Tacik namówił zamachowca i zabójcę redaktora naczelnego lewicowej gazety Milliyet Abdiego Ipekciego na rozmowę. Wywiad znalazł się w książce Zamach. Jan Paweł II - 13 maja 1981. Spisek. Śledztwo. Spowiedź.
Ali Agca wspominał dzień, kiedy strzelał do papieża. „Trzy kule były przeznaczone dla papieża. Jedna dla mnie. Pistolet miałem ukryty w wewnętrznej kieszeni kurtki. Jan Paweł II stał w białym jeepie, odwrócony do mnie tyłem. Pozdrawiał wiernych z placu Świętego Piotra. Nie mogłem oddać strzału w plecy. Tak postępują ludzie bez honoru. Czekałem na odpowiedni moment. Samochód oddalał się. Myślałem, że już nie będę miał okazji strzelić. Ruszyłem zrezygnowany z miejsca, przeciskałem się przez tłum. Próbowałem wydostać się z placu Świętego Piotra. Może tak miało być? Żadnego zamachu i krwi? Zamierzałem wrzucić broń do Tybru, zaczekać na pociąg do Zurychu i rozpocząć nowe życie w Szwajcarii. Zdążyłem przejść zaledwie 60 metrów, kiedy usłyszałem wrzawę i okrzyki. Zatrzymałem się. Papież robił drugie okrążenie. Trzymał na rękach dziewczynkę. Pocałował ją w czoło i oddał rodzicom. Złapałem za pistolet. Odezwał się we mnie głos: „Musisz strzelać. Strzelaj!” (...) Pociągnąłem za spust. Raz, drugi i... za trzecim już się nie udało. Browning, który miał być niezawodny, przestał działać. Zaciął się. Spanikowałem. Skierowałem lufę w swoją stronę. Nic!”
Zamachowiec przyznaje, że 13 maja po zamachu na papieża miał popełnić samobójstwo. „13 maja 1981 roku miał być moim ostatnim dniem na ziemi i pierwszym w raju”.
Zapytany dlaczego chciał zabić papieża odpowiedział: „Nie chodziło o zabójstwo dla samego zabójstwa. Mogłem wyjść na ulicę i zastrzelić sto osób. Tylko po co? Gra toczyła się o miejsce w historii. Wziąłem na celownik Kurta Waldheima, sekretarza ONZ, Elżbietę II, królową Wielkiej Brytanii, Hirohito, cesarza Japonii, i papieża. Jeszcze wtedy nie wiedziałem, że jestem narzędziem w rękach Boga. Byłem w Rzymie trzy razy w kwietniu 1981 roku. Stałem w tłumie na placu Świętego Piotra i obserwowałem Jana Pawła II. Zrozumiałem, że będzie moją ofiarą. Zanotowałem na kartce cztery terminy: 13, 17, 20 i 24 maja. Bóg zdecydował, że do zamachu doszło 13 maja”.
Dwa lata później, 27 grudnia 1983 roku, Jan Paweł II spotkał się z zamachowcem we włoskim więzieniu. Odbyli wtedy 25 minutową rozmowę, w której papież powiedział Agcy, że mu wybacza.