Po niedzielnych wyborach prezydenckich na Białorusi trwają masowe protesty, wywołane podejrzeniem o sfałszowanie oficjalnych wyników sondaży. Według najnowszych danych, Alaksandr Łukaszenka uzyskał ponad 80% poparcia, a jego największa rywalka – Swietłana Tichanowska (Swiatłana Cichanouska) – nieco ponad 10%. Obywatele kraju wyszli na ulice Mińska i mniejszych miast, aby okazać swój sprzeciw. Władze Białorusi próbują stłumić protesty z pomocą sił specjalnych.

Reklama

Protesty na Białorusi po wyborach prezydenckich 2020

W niektórych miastach, w tym w Mińsku, Grodnie, czy Brześciu, zamieszki rozpoczęły się jeszcze przed ogłoszeniem sondaży. Zdaniem protestujących, zwycięstwo odniosła przeciwniczka Łukaszenki, Swietłana Tichanowska. „W sieci są zdjęcia przedstawiające rzeczywiste wyniki z lokali wyborczych. Łukaszenka w wielu miejscach zdobył dziesiątki razy mniej głosów niż ona”, przekazują mediom.

W kraju zablokowano internet. „Moi rodzice mieszkają na odludziu, więc w ogóle nie wiedzą, co dzieje się podczas protestów”, tłumaczy jedna z uczestniczek protestu. Łukaszenka oznajmił, że nie jest to wina władz. „Nie jest to nasza inicjatywa, tylko kogoś z zagranicy”, przekazał. W swoim pierwszym wystąpieniu publicznym po wyborach wezwał obywateli do przestrzegania prawa i zapewnił, że jest gotowy do dialogu.

W Mińsku trwają zaciekłe starcia z siłami bezpieczeństwa. Milicja używa gumowych kul, armatek wodnych, granatów ogłuszających i gazu łzawiącego. Ministerstwo Spraw Wewnętrznych poinformowało, że jeden z protestujących zginął „podczas konfrontacji z OMONem”. Władze mówią o 90 osobach rannych, w tym kilkunastu milicjantach.

Opozycjoniści i niezależna prasa mówią o dziesiątkach rannych i pobitych, a także o kilkunastu ofiarach śmiertelnych.

Zobacz także
Reklama

Źródło: BBC, Tok FM

Reklama
Reklama
Reklama