Reklama

Przy okazji ostatniej sesji do magazynu VIVA! towarzyszyliśmy Katarzynie Wodeckiej-Stubbs w oprowadzaniu naszej ekipy po Krakowie - ukochanym mieście jej taty. Tak mieszkał i żył Zbigniew Wodecki. Ulubione miejsca artysty pokazaliśmy w wideo, które możesz zobaczyć na górze strony.

Reklama

A co jego córka mówiła w rozmowie z Beatą Nowicką? Przeczytaj poniżej wybrane fragmenty z VIVY! 11/2024...

Kraków Zbigniewa Wodeckiego - gdzie mieszkał, gdzie bywał?

Zbigniew Wodecki ponad 40 lat mieszkał z rodziną przy ulicy Koletek, pod Wawelem. Na trzecim piętrze, w pięknych, mieszczańskich wnętrzach odziedziczonych po przyszywanej ciotce Millerowej – wraz ze słynnym fortepianem – urodzili się jego młodsza córka Kasia i syn Paweł. „Mieliśmy dwa balkony: z jednego widać było ulicę Grodzką i Wawel, na drugi tato uwielbiał wychodzić o siódmej rano w samych szortach i grać na trąbce. Wisła, która płynie obok, niosła dźwięki po całej dzielnicy. Lubił wyjść na »scenę« i zwrócić na siebie uwagę, usłyszeć nawet te nieistniejące brawa. Do dziś się zastanawiam, jak to się stało, że nikt nigdy się nie skarżył”, śmieje się Kasia Wodecka-Stubbs.

SZYMON SZCZEŚNIAK/ VISUAL CRAFTERS
SZYMON SZCZEŚNIAK/ VISUAL CRAFTERS

[...]

Na Grodzkiej zawsze zatrzymywał się przed kościołem Świętych Piotra i Pawła – gdzie odbywała się większość rodzinnych uroczystości – i muzykom, którzy od lat grają tam na przeróżnych instrumentach, wrzucał do futerału parę groszy. Na placyku Świętej Marii Magdaleny vis-à-vis kościoła lubił przyglądać się chłopakom robiącym akrobacje rowerowe. Czasami wskakiwał na rower i wygłupiał się razem z nimi. Miał w sobie młodzieńczą energię i radość.

[...]

Dzieci muzyka - Joanna, Kasia i Paweł - również chodziły do szkoły muzycznej na Basztową. „Tata nie chciał, żebyśmy byli muzykami. Był niezadowolony, że jesteśmy w szkole muzycznej”, wspomina Kasia Wodecka-Stubbs. „Mówił, że z tego powodu miał niełatwe dzieciństwo, bo jemu ojciec nie pobłażał. Chłopaki kopały piłkę, a on musiał grać kilka godzin dziennie. Śmiał się potem, że wyszło mu to na zdrowie, ale nam zabraniał ćwiczyć, powtarzał, że muzyk to niewdzięczny zawód. Żadne z nas nie wykazało się wybitnym talentem, ale pamiętam, że lubiliśmy chodzić na Basztową. Moje dzieci poszły tam automatycznie.

To było jedno z naszych nielicznych nieporozumień. Tato mówił: »Zostaw te dzieci w spokoju, niechże one nie ćwiczą, nie męczą się, po co im ta szkoła muzyczna?!«. Dziś cieszę się, że postawiłam na swoim. W moim domu stoi fortepian taty, na którym gra mój syn, a teraz, po kilku latach przerwy, wraca do dziadka trąbki”, mówi.

CZYTAJ TAKŻE: Oboje byli w innych związkach, o ich relacji wiedział każdy. Co tak naprawdę łaczyło Tatianę Sosna-Sarno i Jerzego Gruzę?

Choć dziadek nie był zachwycony, że wnuki chodzą na Basztową, to… uwielbiał je ze szkoły odbierać. To był obowiązkowy punkt programu. „Nasza relacja była bardziej piedestałowa”, snuje opowieść Kasia. „Natomiast z naszymi dziećmi, czyli swoimi wnukami, których jest piątka, zbudował szalenie ciepłą, dotykową wręcz więź. Lubił spędzać z nimi dużo czasu, chodził po nie do szkoły, przy okazji odbierał dzieci moich przyjaciółek, które są muzykami i czasami z tatą grały. Zarzucał kolorowe plecaki na ramię i prowadził roześmianą gromadę przez Rynek na Grodzką, do kawiarni na gorącą czekoladę”, opowiada.

Zachęcamy do zobaczenia relacji wideo, z której dowiesz się więcej.

Zbigniew Wodecki w Krakowie, 2007

Reklama

PAP/Łukasz Gągulski

Reklama
Reklama
Reklama