Reklama

Magda Steczkowska i Piotr Królik poznali się 27 lat temu. Szczęśliwym i spełnionym małżeństwem są już od 23 lat. Czy bardzo zmienili się przez ten czas? Z pewnością! Ale czy była to zmiana na lepsze? „Magda zmieniła się przede wszystkim fizycznie. Bardzo dojrzała i wypiękniała”, mówił muzyk w rozmowie z VIVĄ!. Na co piosenkarka odpowiedziała: „A ty kochanie jesteś jeszcze przystojniejszy, niż byłeś i co jeszcze? Jesteś fajny od zawsze. Mniej marudzisz. Chociaż nie, dziś marudzisz więcej”. Czy Steczkowska i Królik są spokojnym małżeństwem, a może raczej szalonym? „Jesteśmy spokojnymi ludźmi”, stwierdza Piotr. I dodaje, że przy trójce dzieci nie ma czasu na harce i swawole, niemniej jednak parze „stagnacja nie grozi”. Oto ich historia.

Reklama

[Ostatnia publikacja VIVA Historie: 01.10.2024 rok, viva.pl: 29,09.2024 rok]

Magda Steczkowska i Piotr Królik - jak się poznali?

Poznali się w 1996 roku z zespole... Maryli Rodowicz. On wówczas grał na perkusji, ona natomiast śpiewała w chórkach. Magda i Piotr nie zakochali się w sobie od razu, prawdziwa miłość przyszła z czasem.

Na początku muzyk uważał ją za bezczelną gówniarę. Wokalistka zaś myślała, że Piotr jest ważniakiem. Z czasem przekonali się do siebie. Przełomem w ich relacji był wyjazd do Australii na tournee, a właściwie lot na Antyoidy. „Jak mnie złapał za rękę, zaczęłam się przyglądać. Utonęłam w jego pięknych oczach. Poza tym miał takie ładne rączki, wypielęgnowane. I taki w ogóle był ładny. Ładniejszy ode mnie. I miał cudowny śmiech. Zarażał nim", zwierzała się ulubienica słuczachy.

Od tamtego czasu Magda Steczkowska nie przestawała o nim myśleć. Przeprowadziła się nawet z Warszawy do Krakowa, by być bliżej niego. I choć wydawało się, że będzie idealnie, przyszły momenty zwątpienia, które na szczęście nie trwały długo. „Piotruś ma specyficzne poczucie humoru, które teraz kocham i jest mi bardzo bliskie. Ale na początku cały czas się na niego obrażałam. Był złośliwie ironiczny", wyznała. „Byłam młodą dziewczyną, której wydawało się, że powinno być tylko i wyłącznie tak, jak ona chce. Piotr zaś nigdy nie naciskał, tylko tłumaczył pewne rzeczy, prosił, abym postawiła się w jego sytuacji, w roli drugiego człowieka", mówiła w jednym z wywiadów.

Piotr Królik dodał jednak, że „małżeństwo to nieustający kompromis. Ja na początku ograniczyłem swój „króliczy”, czyli złośliwy, dowcip, który doprowadzał Magdę do szału, a dla mnie stanowił po prostu dobrą zabawę".

Czytaj także: Deklarował, że religia jest dla niego ważna. Mimo to odszedł od kościoła katolickiego i nie ochrzcił dzieci

Magda Steczkowska i Piotr Królik - historia miłości, ślub, dzieci

Magda Steczkowska i Piotr Królik na ślubnym kobiercu stanęli 23 lata temu, 22 września 2001 roku. „20 lat temu, w pożyczonej sukience od Jusi, w pięknych bursztynach od Mamy, obcinając włosy na krótko na kilka godzin przed ceremonią, czym wprawiłam w osłupienie wszystkich gości, w makijażu, który sama sobie zrobiłam w kuchni u szwagierki, powiedziałam TAK najcudowniejszemu mężczyźnie na świecie! Dziękuję Kochanie za te wszystkie, wspólne lata. Chcę więcej”, napisała piosenkarka dwa lata temu z okazji rocznicy ślubu.

„Chcieliśmy zalegalizować związek, żeby Zosia dostała nazwisko po mężu przy porodzie, bez zbędnych pytań. To były formalności, które dla miłości nie miały znaczenia", przyznała. Niedługo potem świeżo upieczeni małżonkowie zostali rodzicami Zosi. „Byłem w szoku. Trzęsącą się dłonią próbowałem przeciąć pępowinę, ale nie trafiłem i położna krzyczała: „To noga!”, wspominał perkusista. Z czasem powitali jeszcze dwie córeczki: Michalinę i Antoninę.

Później okazało się, że oboje nie przygotowywali się specjalnie do powiększenia rodziny, wszystko przyszło naturlanie. „Kocham swoją pracę, publiczność, ale kariera nie była dla nas nigdy najważniejsza. Ona dodaje mi skrzydeł, ale kiedy tylko gasną światła na scenie, ja już pędzę do domu, do dzieci", dodaje piosenkarka. „Kiedy pojawiły się dzieci, moja wizja podziału obowiązków między mężczyzną a kobietą była tradycyjna. Ta wizja szybko została zweryfikowana. Zaczęliśmy się dzielić, partnerować sobie", stwierdził muzyk.

SPRAWDŹ TEŻ: Po rozwodzie z Wiśniewskim nie zmieniła nazwiska. Mandaryna po latach ujawniła powód

Jak wygląda życie Magdy Steczkowskiej i Piotra Królika?

Są nie tylko szczęśliwym małżeństwem, ale też dumnymi rodzicami. Razem stworzyli niezwykle ciepły i radosny dom. Teraz nie wyobrażają sobie życia bez siebie oraz wspólnej pracy, która jest dla nich odskocznią od codzienności. „Był czas, kiedy pracowaliśmy osobno. Piotr wraz z zespołem Brathanki był nieustannie w trasie, bardzo mi go wtedy brakowało. To był też jeden z powodów, dla których założyliśmy własny zespół. Uwielbiam, gdy na scenie Piotr stoi za moimi plecami, czuję się wtedy bezpiecznie", wyjaśniała wokalistka.

A jaka jest ich recepta na udany związek? Oboje tłumaczą, że miłość jest podstawą. Do tego ważny jest szacunek do siebie oraz tolerancja na niedoskonałość drugiej połówki. „Podobno związek polega na kompromisach, ale to nie oznacza, że mamy się od razu zmieniać. Dużo rozmawiamy, sprawdzamy, na ile możemy i chcemy się zmienić. W niektórych przypadkach wystarczy sygnał, w innych to długi proces, trwający nawet latami. Ważne jest też poczucie humoru oraz dystans do siebie...", podsumowała.

CZYTAJ RÓWNIEŻ: Cudowne wieści, posypały się gratulacje. Natalia Kaczmarek i Konrad Bukowiecki wzięli ślub

Przypominamy wywiad, którego udzielili nam w 2018 roku, a zakochanym życzymy kolejnych lat pełnych miłości!

Magda Steczkowska i Piotr Królik w wywiadzie VIVY!

Ona śpiewa, on wali w bębny. Razem na scenie, razem w łóżku. Magda Steczkowska i Piotr Królik. Małżeństwo, które wydało płytę z piosenkami z polskich seriali „Serialove”. Co ją w nim kręci? Dlaczego on chciał uciąć nogę córce? I jak im się udało przeżyć razem 20 lat? W żywiołowej rozmowie z Romanem Praszyńskim. Rozmowa ukazała się magazynie VIVA! w 2018 roku.

Mieliście stracha przed „Ameryka Express”?

Piotr: Gdy Magda zaproponowała mi wspólny wyjazd, powiedziałem, że nie. Po pierwsze, nie znoszę być głodny. Po drugie, wiedziałem, że jako para zostaniemy postawieni w sytuacjach ekstremalnych. Obawiałem się, że zaczniemy się kłócić.

Magda: A ja nie wyobrażałam sobie wyjazdu bez Piotra. Pokłócimy się? No to co?

Był głód?

Piotr: Wziąłem kilkanaście batonów. Ale na miejscu adrenalina była taka, że jak wieczorem kupiłem sobie jakieś frytki za tego dolara, to jadłem na siłę. Tak miałem ściśnięty żołądek.

Magda: Dali nam tam w kość. Naprawdę nie mieliśmy pieniędzy, naprawdę musieliśmy szukać noclegu, naprawdę był głód i zmęczenie. Nie znoszę zimna, cały czas chodziłam w puchówce i byłam non stop przemoczona. Musieliśmy zdobyć się na wielki wysiłek fizyczny. Sami nie mogliśmy uwierzyć, że to wszystko dzieje się naprawdę.

Kłóciliście się?

Magda: Raz warknęłam na Piotrusia. Ale w Polsce zdarza mi się warknąć o wiele głośniej!

Piotr: Zaskakujące, ale ten wysiłek i ekstremalne warunki, cały ten stres jeszcze bardziej zbliżyły nas do siebie. Tak blisko nie byliśmy od dawna. Emocjonalnie i psychicznie. Nie chcę używać górnolotnych słów…

Magda: Zrób to!

Piotr: Miłość, która między nami kwitnie od 20 lat, dostała zastrzyk.

Magda: Dostaliśmy od TVN dodatkowy miodowy miesiąc. Na co dzień

pochłania nas praca i życie z trzema córkami. Tam byliśmy ze sobą. Mogliśmy nadrobić mnóstwo tematów, powspominać, poprzytulać się.

Powspominajmy początki Waszej miłości.

Magda: Teraz się zacznie. Każde z nas ma odmienną wersję.

Piotr: Poznaliśmy się w zespole Maryli Rodowicz. To na pewno nie była miłość od pierwszego wejrzenia ani od drugiego. Na początku wręcz się nie lubiliśmy. Magda była młodą, zarozumiałą, bezczelną gówniarą! Miała jakieś 20 lat.

Magda: A ty? Starszy o dziewięć lat, ważny. Nie odzywałeś się do mnie. Lekceważyłeś chórek. Dlatego dużym zaskoczeniem było dla mnie, gdy podczas lotu zespołu do Australii położyłeś swoją dłoń na mojej.

Piotr: Ręki w samolocie nie pamiętam w ogóle. To ty cały czas kręciłaś się koło mnie.

Magda: Nie koło ciebie, stałam przed tobą w chórku. Widziałeś jedynie moje kręcące się tyły.

Piotr: I ta sceniczna perspektywa była dużym atutem. Masz ładne tyły.

imgcBpgw0-ea0ed9f
Marlena Bielińska/MOVE

Mocna podstawa dla związku.

Piotr: Potem dostrzegłem serce.

Magda: A twarz to z czasem.

Piotr: Sama ostatnio, oglądając zdjęcia z tamtego okresu, mówiłaś, że nie rozumiesz, co ja w tobie widziałem. Jesteś teraz dużo ładniejsza. Wypiękniałaś przy mnie.

Magda: Przyznaję ci rację. Nawet nasze córki to zauważyły.

A co Ty dostrzegłaś?

Magda: Jak mnie złapał za rękę, zaczęłam się przyglądać. Utonęłam w jego pięknych oczach. Poza tym miał takie ładne rączki, wypielęgnowane. I taki w ogóle był ładny. Ładniejszy ode mnie. I miał cudowny śmiech. Zarażał nim.

Piotr: W zespole Maryli byłem specjalistą od dowcipów. Maryla dzwoniła do mnie w środku nocy z imprezy na Mazurach, żebym jej opowiedział nowy dowcip, bo chciała błysnąć.

Wymyśliłeś szefowej przezwisko.

Piotr: Bazyliszek. Maryla, gdy któryś z muzyków pomylił się w czasie koncertu, obracała się do niego i piorunowała wzrokiem. Siedziałem z tyłu i widziałem ten wzrok, jakby laser. Muzycy kulili się pod nim.

Magda: Piotruś ma specyficzne poczucie humoru, które teraz kocham i jest mi bardzo bliskie. Ale na początku cały czas się na niego obrażałam. Był złośliwie ironiczny.

Piotr: W rodzinie nazywamy takie poczucie humoru „królicze”.

Magda: Najstarsza, Zosia, ma je po tacie. Ja się wkurzam, a oni śmieją się ze mnie we dwójkę. Wiele lat musiałam walczyć, żeby sobie z tym poradzić. Na szczęście Piotr się zmienił.

Był lot do Australii i co dalej?

Magda: Potem poszło szybko. Przeprowadziłam się z Warszawy do Krakowa. Urodziła się Zosia. Założyliśmy zespół. Piotr mnie namówił.

Zrobił z Ciebie gwiazdę?

Magda: Zrobił ze mnie wokalistkę. Bardziej umiejętnie, delikatnie. Podsuwał mi piosenki, mówił: „Spróbuj”. Długo nie chciałam rozpocząć solowej kariery.

Dlaczego?

Magda: W ogóle przez przypadek zaczęłam śpiewać. Wyprowadziłam się z domu w Stalowej Woli, gdy miałam 15 lat, i już nigdy nie wróciłam. Przyjeżdżałam z Poznania trzy razy w roku – na święta i wakacje. Skończyłam liceum i zaczęłam pracować.

W chórkach?

Magda: Zdawałam na studia muzyczne, ale się nie dostałam. Bardzo się ucieszyłam, bo nie chciałam już grać na instrumencie. Moja ukochana pani profesor Bogumiła Gniewowska widziała, że się męczę, powiedziała: „Całe szczęście, bo jakbyś się dostała, tobyś ugrzęzła w orkiestrze. I po co ci to”. Wyjechałam do brata, który mieszkał w Belgii. Pracowałam w kuchni, prasowałam ubrania, zajmowałam się dziećmi. Nie miałam pomysłu na życie. Wtedy usłyszałam od Eli Zapendowskiej, że jest casting do chórku Maryli Rodowicz. Poszłam i dostałam się. A nie znałem ani jednej jej piosenki.

Jak to możliwe?

Magda: W szkole nie wolno nam było interesować się muzyką rozrywkową. Nawet jazz był zabroniony. Maryla powiedziała mi potem, że była wstrząśnięta, że nie znam ani jednej jej piosenki. Ale zaskoczyłam ją pozytywnie tym, że od razu zaczęłam śpiewać drugim głosem, wymyślałam melodię. W zespole Maryli przeżyłam cudny czas. Poznałam wspaniałych artystów, z którymi nagrałam ponad 50 płyt, zobaczyłam kawał świata. Zaczęłam pracować z Edytą Górniak, Grzegorzem Ciechowskim, Ryszardem Rynkowskim, swoją siostrą Justyną. I miałam mnóstwo propozycji, żeby wydać coś solowego. Ale na całe szczęście broniłam się skutecznie. Z perspektywy czasu wiem, że nie miałabym nic do zaproponowania.

Piotr: Bała się odpowiedzialności. W chórkach było jej wygodnie.

Magda: Show-biznes mnie przerażał. Zniechęcało mnie środowisko, ludzie, którzy w oczy cię chwalą, a obgadują za plecami. Tak dużo zakłamania, a tak mało ludzkich relacji. A ja uwielbiam ludzi, kocham rozmawiać, nawiązuję więź w pięć sekund. Bardziej chciałam mieć rodzinę niż być gwiazdą.

Masz jedno i drugie.

Magda: Ja i gwiazda? Nie żartuj. Urodziła się Zosia, Piotr odniósł olbrzymi sukces z Brathankami. Mogliśmy zbudować dom, mieliśmy stabilizację. Odważyłam się spróbować. Musiałam dorosnąć. Jestem wdzięczna losowi i mężowi, że tak się stało. Że nie zgodziłam się jako młoda dziewczyna na te wszystkie kontrakty. To byłoby krzywdzące dla mnie. Nie wiedziałam, jaki styl mi się podoba. Nie byłabym w stanie pisać fajnych tekstów. Nie byłabym w stanie przekazywać emocji na scenie. Byłabym innym człowiekiem. A lubię siebie taką, jaka jestem.

A jaka jesteś?

Magda: Jako artystka wiem, czego chcę. Może nie jestem bardzo popularna i nie puszczają mnie największe stacje radiowe, ale mam swoją drogę, czasem krętą i wyboistą. Kocham ją. Nagrałam teraz płytę „Serialove”, która daje mi ogrom radości. Śpiewam na niej piosenki z polskich seriali, które sama wybrałam. Jest „Jan Serce” Seweryna Krajewskiego, są piosenki z „Klanu”, „Nocy i dni”, „Rodzinki.pl”, „Czterdziestolatka”. W nowych aranżacjach, ale nienowoczesnych. Zawsze powtarzam, że powinnam się urodzić w czasach Anny Jantar i Zbigniewa Wodeckiego. Uwielbiam tamte klimaty, lekko jazzowe, romantyczne.

Piosenki z płyty wzruszają.

Magda: Kiedy pierwszy raz puściłam teściowej „Życie jest nowelą” z „Klanu”, zobaczyłam łzy w jej oczach. Płyta powstała tak, że zadzwoniła do mnie koleżanka Aneta Wrona i powiedziała: „Miałam sen, że nagrałaś płytę z piosenkami z seriali. I to był hit!”. „Dobra, dobra”, zaśmiałam się, bo nagrywałam wtedy inną płytę. Ale zostało to we mnie. Opowiedziałam o tym Piotrowi, wiedząc, że trzeba będzie wyłożyć mnóstwo kasy na ten projekt.

Co pomyślałeś?

Piotr: Że będzie trudno, bo trzeba uzyskać zgodę wielu autorów. A ja jestem menedżerem Madzi, więc to moja robota. Ale udało się, chociaż nie wszystko. Namawiałem Seweryna Krajewskiego, żeby zaśpiewał chociaż dwie linijki w „Janie Serce”. Wysłałem mu nagranie. Odpowiedział z autoironią, że jest tak pięknie, że głos starca nie jest potrzebny.

Magda: Realizujesz moje pomysły i kocham cię za to. Podczas koncertów oprócz piosenek serialowych śpiewam też piosenki o miłości. Wśród nich moją ukochaną „Jesteś tu”, którą napisałam z myślą o moim tacie, który odszedł przed wielu laty. Nigdy nie widział moich dzieci. To bardzo osobisty tekst, porusza nie tylko mnie. Po koncertach ludzie podchodzą, mówią, że płakali, bo to piosenka o nich, bo też tęsknią.

Widzę, że się wzruszasz.

Magda: Ten utwór dał mi sposobność pożegnać się z tatą. A jednocześnie cały czas go wspominać. Wiem, że nie napisałabym go 20 lat temu. Nie umiałabym przekazać swoich uczuć.

Piotr: Tata Madzi był cudowną osobą. Stasiu, z długimi, siwymi, rozwianymi włosami, z głową w chmurach. Pamiętam, że gdy pojechaliśmy odwiedzić rodziców Magdy, powiedziała mi: „Uważaj, tata każdego naszego chłopaka bierze na rozmowę”.

Magda: I zadaje pytanie: „Synu, jak zamierzasz utrzymać rodzinę?”. Dopadał ich podstępem, bo mu na to nie pozwalałyśmy.

Piotr: Magda poszła do toalety, a tata wciągnął mnie do pokoju. Zapytał o wspólne plany. On miał marzenie, że wszystkie jego dzieci wybudują swoje osiedle. Zamieszkają razem, wybudują przedszkole. Nierealna piękna wizja. Potem ciężko zachorował. W szpitalu zdążyłem jeszcze poprosić o rękę Magdy. Powiedział: „Nie wiem, czy ona dojrzała do małżeństwa”.

Magda: Jęknęłam: „Tato? Jak możesz mi to robić?”.

Piotr: Okazało się, że miał rację!

img2U2SWn-e5deec3
Marlena Bielińska/MOVE

Magda: Trochę miał racji, muszę przyznać. Miał swoje wizje, swój świat. Mama trzymała go cały czas na ziemi. Czułam jego miłość, choć nigdy nie powiedział: „Kocham cię”. Mama zresztą też nie. Nigdy tego od nich nie usłyszałam, ale zawsze to czułam. Gdy odszedł, zamknęły się jakieś drzwi. Bardzo cierpiał, modliłam się, że jak ma tak cierpieć, to lepiej dla niego, żeby odszedł. Był cudownym człowiekiem, nigdy nie zapomnę jego radości. Mało go było w moim życiu fizycznie, bo dużo pracował. Najbardziej uwielbiałam, gdy wyjeżdżaliśmy z rodziną, tata kierował, siadałam obok niego, rozmawialiśmy, uczył mnie czytać z mapy. Albo pamiętam, jak szedł z rozwianymi włosami korytarzem szkoły. Byłam taka dumna. To mój tata! Gdy spotykam ludzi, którzy go znali, mówią: „Ty wyglądasz jak matka, ale jesteś cały ojciec. Biegasz, wrzeszczysz, jesteś wszędzie”.

Piotr: Cudowna stypa była. Po uroczystościach na cmentarzu wróciliśmy do domu, było mnóstwo osób, Steczkowscy, Pospieszalscy, wspólne śpiewy, wspominki. Pamiętam jedną opowieść, jak pytał żony: „Danuśka, a gdzie jest szampon, który tutaj stał?”. „Nigdy nie stał”. Okazało się, że długie miesiące mył włosy płynem do płukania tkanin!

A Wy jakimi rodzicami jesteście?

Magda: Piotr jest bardzo stanowczy. Jak coś powie, tak ma być. Nie odpuści. Potrafi być konsekwentny.

Piotr: Magda jest niekonsekwentna. Ona coś powie i zaczyna się: „Mamo, ale mamo!”.

Magda: A moje serce się łamie. Niestety, dzieciaki kombinują, wiedzą, że jak tata powie „nie”, to przychodzą do mnie. Czasami im się udaje.

Jaki był pierwszy poród?

Piotr: O Zosię staraliśmy się kilka lat. Oboje bardzo pragnęliśmy dziecka. Objawił się nam instynkt macierzyński i ojcowski. Wszystkie nasze córki urodziły się trzy tygodnie przed terminem, praktycznie tego samego dnia. Zosia trzydziestego pierwszego stycznia, a Misia i Antosia trzydziestego stycznia.

Magda: Precyzja perkusisty.

Piotr: Lub krakowska oszczędność. Pod koniec stycznia jedna wystawna kolacja, rodzina przychodzi z trzema torbami prezentów. A wódki potrójnie nie wypiją. Kończyliśmy budowę domu, przeprowadziliśmy się do mamy pod Kraków. Przeprowadzka przyspieszyła wszystko. Magda obudziła mnie o pierwszej w nocy: „Chyba już”.

Magda: Jak to usłyszał, zamknął się na 20 minut w łazience. I mył głowę. To było okropne, ja spakowana, czułam, że muszę. „Co tam robisz?”. „Myję głowę”. „Musimy jechać”. „Nie, muszę umyć”.

Piotr: Jak mnie spytasz, dlaczego, nie wiem. Nerwy. Pamiętam nocną jazdę przez Kraków i zdziwienie, że w szpitalu nikt nie rzuca się na Magdę, żeby zabrać ją na salę. Pani w kantorku z pół godziny wypełniała formularz. Akcja zaczęła się dopiero nad ranem. Już usypiałem. Nagle zaroiło się od pielęgniarek, lekarzy. Stałem u wezgłowia, chciałem pomóc. Głaskałem Magdę po głowie, mocno, masowałem i ciągnąłem. „Zostaw moje włosy”, syczała.

Magda: To było okropne. Myślałam, że go zabiję. Nie chciał przestać.

Piotr: Gdy urodziła się Zosia, byłem w szoku. Trzęsącą się dłonią próbowałem przeciąć pępowinę, ale nie trafiłem i położna krzyczała: „To noga!”. Potem zacząłem obdzwaniać rodzinę i znajomych. Gdy zadzwoniłem do mojego przyjaciela Adama Niedzielina, puściły emocje. Kiedy jego żona zapytała go: „Co powiedział Piotrek?”, usłyszała: „Nie wiem, bo cały czas płakał”.

Magda: Tak płakał, że i ja się popłakałam. Nigdy wcześniej go nie widziałam płaczącego.

Piotr: Wspólny poród to najpiękniejsza chwila w moim życiu. Podczas kolejnych porodów byłem już stary wyjadacz, trzecią pępowinę z petem w ustach mogłem ciąć.

Magda: Może, ale gdy zadzwoniłam po ciebie do drugiego porodu, to do filiżanki herbaty wsypałeś 10 łyżeczek cukru.

Piotr: Zamyśliłem się.

Magda: A jeżeli chodzi o trzeci, to mnie opieprzył, że przeszkadzam mu w oglądaniu meczu, przecież Barcelona gra. Czy nie mogę jeszcze chwilę poczekać?

Jak Wam się udało przeżyć razem 20 lat?

Magda: Dużo pracowaliśmy nad tym. Bardzo dużo rozmawiamy. O uczuciach, o piłce nożnej, o tym, kto dzieci zawozi do szkoły. Wiem, że mogę mu powiedzieć o wszystkim. Mam do Piotra ogromne zaufanie.

Piotr: Ostatnio Magda notarialnie mnie upoważniła do wszystkiego, co się tyczy jej osoby.

Magda: Piotr jest moim menedżerem, a czasami ja musiałam podpisywać setki umów. Nie mam czasu, więc upoważniłam go notarialnie. Pani notariusz była bardzo zdziwiona, czy na pewno wiem, co robię.

Oddałaś się bez reszty?

Magda: Notarialnie też. Myślę, że w naszym małżeństwie podstawą jest: miłość, rozmowa, humor. I zaufanie.

Piotr: Gdybym pisał poradnik dla młodych małżonków, wielkimi literami by stało, że trzeba się uczyć siebie nawzajem. Trzeba starać się zrozumieć. I zmieniać dla drugiej osoby. Reszta to już mięta.

Mieliście kiedyś dość małżeństwa?

Magda: Nie miałam. A ty?

Piotr: Nigdy.

Magda: Nigdy cię nawet rozwodem nie postraszyłam.

Piotr: Nie pamiętam kłótni o fundamentalne rzeczy. Wszystkie są o pierdoły, z których można się śmiać.

Nigdy nie myślałeś, że lepiej by było z inną?

Magda: Młodszą!

Piotr: Nieraz mówię do dzieci: „Tatuś weźmie sobie młodszą, cycatą blondynkę, co wy na to?”. Krzyczą: „Nie!”.

Magda: Tylko najmłodsza, Antośka, woła: „Fajnie by było!”. Ten rodzinny żarcik bardzo nas śmieszy.

imgol8zQE-ad8814f
Marlena Bielińska/MOVE
Reklama

[Ostatnia publikacja na Viva Historie 31.05.2024 r.]

Reklama
Reklama
Reklama