Kilkanaście lat po katastrofie wciąż doświadcza hejtu, syn jest jej opoką. Joanna Racewicz o tym, jak nauczyła się żyć na nowo
„Zrobiłam wszystko, co powinna zrobić żona”, mówi nam
Wspominając osobistą tragedię sprzed 13 lat, mówi: „Na pewno można nauczyć się żyć bez powietrza…”. Czy jej się to udało? Joanna Racewicz w poruszającej rozmowie z Krystyną Pytlakowską o układaniu życia na nowo, dzieciństwie, macierzyństwie, o tym, czym jest dla niej dziennikarstwo, a czym pisanie książek. A także o synu, który jest dla niej całym światem.
Joanna Racewicz o mężu, tragedii smoleńskiej i hejcie
Ale najważniejszym chyba stygmatem Twojego życia jest tragedia smoleńska.
Tak, ale nie chcę do tego wracać. Dopełniłam każdego obowiązku żony. Byłam w Moskwie do zalutowania trumny, wysłuchałam wszystkich obietnic wyjaśnienia śledztwa. Przeszłam przez koszmar ekshumacji po ośmiu latach, byłam przy sekcji. Zrobiłam wszystko, co powinna zrobić żona i kobieta lojalna wobec ojca swojego dziecka. Już wystarczy.
Jak teraz żyjesz po 13 latach od katastrofy? Można się z niej otrząsnąć?
Na pewno można nauczyć się żyć bez powietrza, jak w jednym z wierszy Pawlikowskiej-Jasnorzewskiej. Na pewno można oswoić samodzielność. Nigdy nie używam słowa „samotność”. Natomiast wielką moją bolączką jest hejt, w którym bywam często nazywana „su*ą smoleńską”.
[...]
Joanna Racewicz, VIVA! 15/2023
Jesteś feministką?
Jestem po stronie kobiet, całym sercem. Jeśli rozumiemy feminizm jako bycie za kobietami, a nie przeciwko mężczyznom, to tak, jestem. Nie wymachuję pałką bejsbolową, krzycząc: „Samiec, twój wróg!”, tylko wychowuję syna na człowieka, który również opowiada się po stronie kobiet, na dżentelmena. Liczą się nawet drobne gesty. Syn zawsze otwiera mi drzwi do samochodu, zamyka je.
Może podpatrzył to u ojca?
Nie pamięta taty. Miał dwa lata, gdy ten zginął. Tata jest dla niego tylko postacią ze zdjęć, filmów i opowieści. Trochę jak superbohater z Uniwersum Marvela. Ktoś silny, niezłomny, na posterunku do samego końca.
Nie potrafię sobie wyobrazić, co wtedy czułaś.
Paweł zostawił kartkę w kieszeni swojej marynarki. Można było na niej odczytać: „Kocham was” napisane chwiejnym pismem. Chciał, żebyśmy to znaleźli. Igor bardzo często pytał o ojca i z żalem patrzył na tatusiów przyjeżdżających na mecze synów. Ale to chyba bardziej ja miałam większy o to żal do losu niż on.
Po więcej zapraszamy do najnowszego numeru VIVY!. Od czwartku w kioskach.
Joanna Racewicz, VIVA! 15/2023
[Ostatnia publikacja na Viva Historie 04.07.2024 r.]