Kojący rytuał od pierwszego kroku

Ostatnie tygodnie były dla mojej skóry wyjątkowo wymagające – stres, ogrzewanie, zmiany temperatur i zdecydowanie za mało snu. Dlatego kosmetyki obiecujące ukojenie i odbudowę brzmią dla mnie jak ratunek. W kosmetykach MIYA lubię to, że mogę dowolnie łączyć produkty i tworzyć własną pielęgnację dostosowaną do aktualnych potrzeb skóry.

Sięgnęłam po pięć nowości, aby stworzyć rutynę, która wyciszy moją skórę i doda jej świeżego blasku. Efekty? Szybsze, niż się spodziewałam. Połączenie glow z realnym nawilżeniem czuć już po pierwszym użyciu – skóra staje się promienna, ale nadal wygląda naturalnie.

myMILKYessence – tonik i kojąca emulsja w jednym

To pierwszy produkt, którego użyłam po oczyszczaniu i… od razu wiedziałam, że zostanie ze mną na długo. MyMILKYessence ma mleczną, aksamitną konsystencję, która momentalnie koi i wygładza skórę. Nie lepi się, nie obciąża, ale daje wrażenie miękkości, jak po lekkim kremie.

Skład oparty na mleczku ryżowym, fermentach oraz CICA i ceramidach działa jak delikatny opatrunek – idealny, jeśli skóra jest ściągnięta, zaczerwieniona lub po prostu zmęczona.
Po kilku dniach zauważyłam, że cera wygląda spokojniej, a „poranna szorstkość” praktycznie zniknęła.

Mat. własne
Mat. własne

mySKINstick – mój nowy sposób na szybkie glow

Jeśli podobnie jak ja kochasz naturalne rozświetlenie, ale nie lubisz mocnego makijażu, ten sztyft jest stworzony dla ciebie. Działa jak intensywnie nawilżający krem, ale zostawia na skórze subtelną taflę światła dzięki naturalnej mice.

Najbardziej podoba mi się możliwość używania go na różne sposoby:
– na kości policzkowe i łuk kupidyna, jak rozświetlacza,
– na całą twarz, gdy potrzebuję efektu „świeżej skóry po spacerze”.

Za pielęgnację odpowiada niacynamid, masło mango, olej ze słodkich migdałów i witamina E. Połączenie glow z realnym nawilżeniem czuć już po pierwszym użyciu – skóra staje się promienna, ale nadal wygląda naturalnie.

Mat. własne
Mat. własne

mySKINtouch – regenerujący krem z masażerem

To mój absolutny faworyt, zwłaszcza na wieczór. Krem ma przyjemnie treściwą, ale nie tłustą konsystencję, a wbudowany metalowy masażer sprawia, że aplikacja jest bardziej jak mini-zabieg spa niż zwykłe nakładanie kremu.

Świetnie sprawdził się u mnie po całym dniu spędzonym przed komputerem – chłodząca końcówka redukuje napięcie i „puchnięcie” twarzy. Po tygodniu zauważyłam poprawę elastyczności skóry oraz mniejszą wrażliwość na suche, ogrzewane powietrze.

MIYA Cosmetics
Mat. własne

Maska kojąco-relaksująca – błyskawiczne wyciszenie skóry

Ten produkt był dla mnie największym zaskoczeniem. Maska kojąco-relaksująca ma kremowo-żelową konsystencję i działa natychmiast po nałożeniu. Skóra dosłownie uwalnia napięcie, a zaczerwienienia wyciszają się z każdą minutą.

Po 15 minutach cera jest widocznie gładsza, bardziej nawilżona i mniej reaktywna. To idealna opcja po stresującym dniu, treningu albo dłuższym przebywaniu na wietrze. Stosowana 2–3 razy w tygodniu wprowadza skórę w tryb „calm mode”.

Mat. własne
Mat. własne

A co z oczyszczaniem? mySOFTfoam w roli łagodnego startu

W mojej rutynie znalazła się także łagodząca pianka mySOFTfoam. Uwielbiam ją za lekką, kremową konsystencję i silikonową szczoteczkę, która sprawia, że oczyszczanie staje się masażem.

Pianka nie wysusza, a dzięki ektoinie, panthenolowi i prebiotykom świetnie przygotowuje skórę na dalszą pielęgnację. To kosmetyk, który warto mieć, jeśli cenisz delikatne, ale skuteczne oczyszczanie.

Mat. własne
Mat. własne

Zmiana, którą naprawdę czuć (i widać)

Po kilku dniach używania mogę śmiało powiedzieć, że te kosmetyki naprawdę robią różnicę. Skóra szybciej „wraca do siebie” po stresie dnia, jest miękka, dobrze nawodniona i przyjemna w dotyku. Zniknęła poranna szorstkość, a twarz mniej reaguje na zmianę temperatury czy suche powietrze. A do tego jeszcze subtelny, zdrowy blask – nie jak po makijażu, tylko jak po solidnym odpoczynku. Czy trzeba czego więcej?

Materiał promocyjny MIYA Cosmetics