Siedemnasto- i osiemnastowieczne ideały urody w Europie były bezlitosne: najbardziej pożądana była śnieżnobiała, równa cera. W rzeczywistości gładkie i jasne lico odgrywało rolę podobną do tej, która współcześnie przypadła Hermès Birkin Bag – uniwersalnego symbolu statusu i przynależności do wąskiego grona najzamożniejszych. Brak opalenizny zdradzał, że właścicielka nie splamiła się pracą (najczęściej wykonywaną w polu), a wolność od szpecących blizn po ospie oznaczała ograniczony kontakt z tłumem, w którym zarazki roznosiły się wyjątkowo szybko.

Reklama

Po krótkiej przerwie na lata 00., dekadę opalenizny, wróciliśmy do tradycji, czyli pożądania wyglądu najtrudniejszego do osiągnięcia. Piękna cera nie jest już zarezerwowana dla arystokratów, co nie zmienia faktu, że wciąż wymaga inwestycji, zarówno pieniędzy, jak i czasu.

Czy piękna cera musi kosztować fortunę? Czy warto do tego ideału dążyć? Które kroki podejmujemy z czystej próżności, a które są korzystne nie tylko dla urody, ale przede wszystkim zdrowia?

Kosmetyczna rewolucja

Największą zmianą w pielęgnacji, którą przyniósł XXI, było upowszechnienie silnych składników aktywnych w kosmetykach codziennego użytku. „Magiczne” substancje spotykane dotąd w preparatach salonowych (albo na receptę), trafiły najpierw na półki luksusowych perfumerii, a później drogerii i supermarketów. Dbanie o siebie jeszcze nigdy nie było tak tanie.

Nadal jednak sprawne poruszanie się w świecie retinolu, przeciwutleniaczy, kwasów i peptydów wymaga czasu, a przede wszystkim wiedzy. Wyrównanie niedoskonałości czy opóźnienie procesów starzenia jest możliwe, co nie znaczy, że łatwe. Najczęściej popełnianym błędem pozostaje przedawkowanie substancji aktywnych, co może prowadzić do podrażnień, reakcji alergicznych i zniszczenia bariery hydrolipidowej skóry. Pamiętajmy więc, że zdrowe i skuteczne ułożenie planu pielęgnacji wymaga albo konsultacji z profesjonalistką albo cierpliwego researchu z naszej strony.

Zobacz także

Aby uzyskać najlepsze efekty, powinnyśmy znaleźć odpowiedni dla siebie rytm stosowania substancji złuszczających i zadbać, żeby nie używać ich w duecie (np. kwasów z retinolem czy retinoidami). Musimy pamiętać o fotoprotekcji przy stosowaniu kosmetyków uwrażliwiających, zgłębić klasyfikację oraz właściwości chemiczne antyoksydantów, a także poznać zasady, w myśl których niezużyty produkt należy przedwcześnie wyrzucić do kosza. To nasz czas jest walutą, którą powinnyśmy zainwestować w zdrową cerę.

Getty Images/Olena Malik

Słońce dla odważnych

Dopiero setki lat później zrozumiałyśmy, że arystokratki unikające słońca wyprzedziły swoją epokę. Fotostarzenie i onkologiczne zagrożenia związane z ekspozycją na promienie UV wchodzą na szczęście do powszechnej świadomości, wciąż jednak bywają lekceważone. Nadal pokutują przekonania, że filtry UV powodują niedobory witaminy D ( którą przecież łatwo i tanio możemy suplementować), że solarium jest dobrym wstępem do urlopu albo tezy, że w naszej szerokości geograficznej słońce jest niegroźne.

Oczywiście, statystyki epidemiologiczne wskazują, że w naszym kraju znacznie większym zagrożeniem jest rak piersi, płuc czy jelita grubego. Niepokoi jednak fakt, że w Polsce wciąż wyprzedzamy unijne odsetki umieralności na choroby nowotworowe, a zmiany klimatu sprawiają, że liczba przypadków czerniaka podwaja się o dekadę!

Te same procesy, które działają rakotwórczo, powodują trudne do odwrócenia zmiany naszego wyglądu. Promienie UVA i UVB są odpowiedzialne za uszkodzenia DNA na poziomie komórek, przyczyniając się do rozkładu włókiem kolagenu i elastyny. Efektem są przedwczesne zmarszczki, upośledzenie naturalnych mechanizmów obronnych skóry, przesuszenie. Promienie słoneczne pobudzają też działanie komórek barwnikowych, czyli melanocytów. Ich „dziełem” jest nie tylko opalenizna, ale także trwałe plamy posłoneczne i nierówna pigmentacja, zaliczane do przedwczesnych objawów starzenia.

Gdy następnym razem będziemy wybierać krem do twarzy, kupować balsamy na lato czy dobierać nakrycie głowy, pamiętajmy, że w przypadku ochrony przeciwsłonecznej, ostrożność jest w równym stopniu wyrazem troski o młody wygląd, jak o zachowanie zdrowia.

Getty Images/Marianna Massey

Używki na cenzurowanym

Używki są niemodne, co jest wspaniałą wiadomością dla naszej cery oraz oczywiście, stanu zdrowia. Niepostrzeżenie, nikotynowe alternatywy zaczęły wypierać tradycyjne papierosy, a bezalkoholowe piwa i wina stały się obowiązkową pozycją w menu każdej imprezy, nawet tak tradycyjnej jak wesele. Rezygnacja z trucizn, które niszczą naszą urodę i zdrowie, w tym przypadku wolna jest od jakichkolwiek wydatków, a wręcz pozwala zaoszczędzić…

Wspomniany raport o chorobach nowotworowych w Polsce wskazuje, że choć w spożyciu tytoniu dorównaliśmy średnim europejskim, wciąż jesteśmy bardziej narażeni na inne czynniki ryzyka – nadwagę, nadmierne spożycie napojów wyskokowych i zanieczyszczenie powietrza.

Jaki to ma związek ze stanem naszej cery? Szczególnie te dwa ostatnie czynniki wpływają na przedwczesne starzenie. Alkohol nie tylko zwiększa ryzyko trądziku różowatego i rozwoju chorób pogarszających stan skóry (np. schorzeń wątroby i zaburzeń hormonalnych), ale także wysusza ją, sprzyjając powstawaniu przedwczesnych zmarszczek.

Z kolei fatalny stan powietrza przyczynia się do nadprodukcji wolnych rodników, niezrównoważonych atomów tlenu, które uszkadzają zdrowe tkanki i niszczą białka budulcowe skóry, przyczyniając się do utraty jej jędrności i utrwalenia linii na czole. Podobne działanie mają papierosy i bierne palenie, dlatego unikanie tych czynników jest szczególnie ważne dla osób mieszkających w krajach z problemem smogu.

Najlepszym wyborem zawsze będzie zupełne odstawienie używki, jednak osobom, które podejmują nieskuteczne próby rozstania z nikotyną, pozostaje poszukiwanie bezdymnych alternatyw. Tzw. vaping, czyli korzystanie z e-papierosów, pozwala przynajmniej ograniczyć kontakt z obecnymi w dymie wolnymi rodnikami. Kluczowe jest jednak, żeby korzystać z produktów do wapowania bazujących na gotowych, przebadanych liquidach, jak np. Vuse ePod2.

W gabinecie wszystko jest możliwe

Na koniec trzeba wspomnieć o jeszcze jednym aspekcie – przekonaniu, że piękną cerę można sobie po prostu kupić. Rzeczywiście, zakres dostępnych usług medycyny kosmetycznej jest ogromny, a osób korzystających z tego typu „wspomagania” jest coraz więcej. Jednak obraz, wciąż niedostatecznie przebadanego rodzimego rynku takich usług, jest dość niepokojący.

Getty Images/Jutta Klee

Dane z nielicznych badań na ten temat, wskazują na kilka nieprawidłowości. Po pierwsze, cytowany przez BI raport "Etyka i przyszłość medycyny estetycznej", wskazuje, że tylko niespełna jedna trzecia z nas wykonuje zabiegi u dyplomowanego lekarza, a większość szuka informacji na ich temat nie u profesjonalisty, a w Internecie (najczęściej na kanałach influencerów).

Co więcej, aż 76 proc. klientek prosi zabiegi z kwasem hialuronowym, a prawie jedna czwarta z nich jest bardzo młoda, w przedziale wiekowym 18-30 (dane z raportu Laboratoires Vivacy Polska). Takie dane sugerują, że dla naszych rodaczek atrakcyjniejsze są usługi dające natychmiastowy, choć nietrwały efekt (powiększanie ust, wolumetria), niż działania długofalowe, np. ingerencje stymulujące naturalne procesy regeneracyjne skóry.

Reklama

Tymczasem to właśnie zabiegi, które ułatwiają organizmowi samodzielną walkę z procesami starzenia (mezoterapia, osocze, lasery, fale etc.), jak również rozsądnie dawkowany botoks, zbliżają nas do ideału, czyli zadbanej i dłużej młodej cery. A ta zawsze będzie wyglądać bardziej elegancko niż inspirowane Instagramem, nienaturalnie zmienione rysy twarzy.

Reklama
Reklama
Reklama