Jak działają kosmetyki z linii Neutrogena® Bright Boost?
Sprawdziliśmy, co o nowościach Neutrogena® sądzi nasza redaktorka, Marta Cieplak!
Matowa i przesuszona skóra to największy wróg pięknego wyglądu. Szczególnie teraz, wiosną, gdy chcemy wyglądać doskonale nawet bez makijażu. Jak szybko przywrócić jej blask? Najlepiej sięgnąć po dedykowane kosmetyki rozświetlające, takie jak Neutrogena® Bright Boost. Testowałam je przez ostatnie tygodnie i oto, jak się sprawdziły!
Neutrogena® do tej pory najczęściej pojawiała się w mojej torebce pod postacią kremów do rąk, które uwielbiam, bo ratują moje dłonie nawet z największej opresji. Dlatego też z przyjemnością otworzyłam paczkę z całą nową linią rozświetlającą Bright Boost. Znajdują się w niej cztery produkty, gwarantujące pielęgnację właściwie od rana do wieczora: peeling wyrównujący koloryt skóry, serum rozświetlające, żel-krem rozświetlający i ochronny żel z SPF 30. Trzy ostatnie produkty zawierają neoglukozaminę, która aż 10-krotnie zwiększa proces odnowy komórek naskórka i zwalcza pierwsze oznaki starzenia. Dzięki temu przy regularnym stosowaniu dają efekt rozświetlonej skóry, która wygląda zdrowo i jak po urlopie, a także redukują przebarwienia.
Testowanie zaczęłam od peelingu do twarzy, bo jestem fanką tego typu kosmetyków. Ten z linii Bright Boost ma przyjemną konsystencję z malutkimi drobinkami złuszczającymi, które nie podrażniają nawet mojej dość wrażliwej skóry. W jego składzie znajdują się także kwasy AHA, co dodatkowo podkręca jego działanie. Masaż peelingiem jest wyjątkowo przyjemny także dzięki świeżej nucie zapachowej. Kosmetyk łatwo zmywa się wodą, a po wysuszeniu twarzy można od razu poczuć, że skóra jest przyjemnie wygładzona i odświeżona.
Po złuszczeniu martwych komórek naskórka nałożyłam na skórę serum. Wchłonęło się bardzo szybko, bo konsystencja jest lekka. Miałam wrażenie, że moja twarz od razu wyglądała lepiej! Ale oczywiście na tym nie poprzestałam i po kilku minutach wklepałam w skórę jeszcze lekki, rozświetlający żel-krem. Warto dodać, że wszystkie kosmetyki mają tą samą nutę zapachową, więc stosowanie ich jest niezwykle przyjemne! I uwaga: choć z reguły nie stosuję takich żelowych formuł, bo wolę cięższe kremy, ten kosmetyk okazał się idealny. Wbrew moim obawom wcale nie wymagał reaplikacji, bo skóra była nawilżona i ja czułam się komfortowo. A to nie zdarza się często!
Kolejnego dnia użyłam zamiast kremu ochronnego żelu z SPF 30, bo akurat wybierałam się na rower i dzięki niemu nie musiałam używać już typowego kremu przeciwsłonecznego. Ten kosmetyk ma oczywiście gęstszą konsystencje i inny kolor niż pozostałe – ślicznego, bladego różu trochę mi brakowało, ale łatwa aplikacja mi to wynagrodziła. Choć krem na początku pozostawia na skórze białą powłokę, po chwili rozsmarowania, staje się niewidoczny. Co ważne, chroni przed promieniowaniem UVA i UVB oraz szkodliwymi czynnikami środowiskowymi. Musze przyznać, że to doskonały produkt dla osób aktywnych, które sporo czasu spędzają na powietrzu. Mogłam też być spokojna, że poza ochroną przed UV krem gwarantuje mi działanie przeciwzmarszczkowe dzięki dodatkowej zawartości witamin C i E, czyli silnych antyoksydantów wspomagających produkcję kolagenu.
W kolejne dni stosowałam serum i krem rozświetlający dwa razy dziennie wymiennie z kremem ochronnym, a peeling robiłam zgodnie z zaleceniami trzy razy w tygodniu. Choć miałam ochotę częściej;-) Jakie zauważyłam efekty?
Skóra po stosowaniu linii Neutrogena® Bright Boost jest bardzo dobrze nawilżona, gładka w dotyku i ładnie rozświetlona. Moją uwagę zwrócił też fakt, że ma równiejszy koloryt, a przebarwienia są mniej widoczne. I to mnie bardzo przekonuje! Dlatego na razie nie zmieniam jej na żadną inną, bo dzięki Bright Boost mogę wychodzić bez makijażu i po prostu czuję się dobrze w swojej skórze!
Materiał powstał z udziałem marki Neutrogena®