Reklama

Na początku września 300 szczęściarzy ze świata mody otrzymało zaproszenie na wiosenny pokaz Toma Forda otwierający nowojorski Fashion Week. A wraz z nim flakon najnowszych perfum sygnowanych nazwiskiem projektanta. Ale nie nikt nie mówił wtedy o tym jak pachną, ale o tym... jak się nazywają! Fucking Fabulous, bo tak brzmi pełna nazwa, od razu wzbudziły kontrowersje, ale i zachwyty. Czy słusznie?

Reklama

Czym pachną perfumy Fucking Fabulous?

Ci, którzy mieli już okazję je wypróbować mówią, że pachną... fantastycznie! Można w nich wyczuć nuty skórzane, kwiatowe, aromat wanilii, gorzkich migdałów i drzewa kaszmirowego. Jeśli masz ochotę sprawdzić, jak ta kompozycja będzie pachnieć na twojej skórze, musisz przygotować się na wydatek 310$ za flakon o objętości 50 ml i uzbroić w cierpliwość, bo chwilowo na flakony trzeba chwilę poczekać. Firma wyprodukowała bowiem tylko 1300 sztuk, z czego 300 zostało wysłane wybrańcom:-) Reszta już dawno się wyprzedała i w tej chwili firma czeka na kolejną dostawę.

Instagram@TomFord

Zobacz także: Jakie włosy będą modne wiosną? My już to wiemy! Oto 10 najlepszych fryzur prosto z tygodnia mody w Nowym Jorku!

Jak powstała kontrowersyjna nazwa nowych perfum Forda?

Historia jest w sumie dziecinnie prosta. "Siedzieliśmy z Tomem nad próbką zapachu i gdy tylko ją powąchał powiedział "To jest fucking fabulous!". Spojrzałem na niego i potwierdziłem. Wtedy Tom zaproponował, żeby tak właśnie nazwać ten zapach. I tak się stało" powiedział John Demsey, executive group president Estee Lauder Company, właściciela marki Tom Ford Beauty w magazynie Coveteur.

Firma ma świadomość, że jest to kontrowersyjna nazwa, ale "Zrobiliśmy to odważnie i świadomie. I także dlatego, że Tom może sobie na to pozwolić" dodał Demsey.

Dzięki ich odwadze na rynku pojawiła się nowość, która rozgrzała wszystkich do czerwoności. A takie historie lubimy najbardziej!

Reklama

Reklama
Reklama
Reklama