Reklama

Czerwony dywan MET Gali to od lat miejsce, gdzie moda i uroda spotykają się w najbardziej ekstrawaganckim wydaniu. W 2025 roku uczestnicy wydarzenia mieli okazję zinterpretować temat „Superfine: Tailoring Black Style” – hołd dla czarnej elegancji, mistrzowskiego krawiectwa i dziedzictwa kulturowego. Ten kontekst wyraźnie wpłynął nie tylko na stylizacje, ale i na beauty looki – pełne odniesień, zaskoczeń i odwagi.

Nowa era makijażu: bez tuszu do rzęs

Jednym z najbardziej nieoczekiwanych, a zarazem przełomowych trendów tegorocznej MET Gali był całkowity brak tuszu do rzęs. W świecie, w którym długie, pogrubione rzęsy przez lata były symbolem kobiecej siły, flirciarskiej pewności siebie i ideału piękna inspirowanego Hollywood, nagła rezygnacja z tego elementu wydaje się wręcz rewolucyjna.

Gdy na czerwonym dywanie pojawiły się Zendaya, Sofia Richie, Naomi Campbell czy Tyla – każda z nich prezentując perfekcyjnie wykonturowany, przemyślany w każdym detalu makijaż oka, pozbawiony jednak choćby jednej warstwy maskary – stało się jasne, że jesteśmy świadkami transformacji. Nowej estetyki, która odrzuca teatralność na rzecz konceptualnej czystości.

Sofia Richie bez grama tuszu do rzęs.
Sofia Richie bez grama tuszu do rzęs. John Shearer/WireImage

Brak tuszu nie oznacza jednak braku intensywności. Wręcz przeciwnie – spojrzenia gwiazd nabrały tajemniczości, a brwi, ich kształt i stylizacja, stały się kluczowym punktem kompozycji. Od graficznych łuków po puszystą naturalność – brwi były mapą nastrojów, emocji i siły. Skóra wokół oczu była subtelnie rozświetlona, powieki muśnięte cieniem w odcieniach beżu, różu, czasem złota – wszystko, by wydobyć naturalne piękno i pozwolić mówić strukturze twarzy.

Ten makijaż nie krzyczy. On szepcze o wolności wyboru. To odejście od oczekiwań i sztywnego kanonu. To manifest wrażliwości – ale i odważnej dekonstrukcji glamouru, która redefiniuje, czym dziś może być piękno na czerwonym dywanie. W epoce przerysowanych filtrów i perfekcji na Instagramie, ten cichy bunt bez maskary staje się głośnym krzykiem o autentyczność.

Smokey eye powraca w wielkim stylu

Smokey eye to makijażowy klasyk, który na przestrzeni dekad przechodził liczne metamorfozy – od rozmytych konturów w stylu grunge, przez perfekcyjnie zblendowane wersje lat 2000., po graficzne wariacje rodem z pokazów haute couture. Jednak w 2025 roku, na czerwonym dywanie MET Gali, ten dobrze znany motyw zyskał nową twarz. A raczej – nową ciszę.

Ciemne, matowe cienie powróciły, ale nie po to, by dominować twarz. Pojawiły się jako warstwowe, celowo nieregularne chmury pigmentu – u Sabriny Carpenter były to chłodne grafity i przydymione brązy, u Amandli Stenberg odcienie głębokiego fioletu z nutą burgunda. Zamiast klasycznej równowagi „mocne oko, delikatna reszta” – tu wszystko było subtelne, przemyślane, spójne. Cienie rozpływały się w skórze jak dym – nie po to, by szokować, lecz by hipnotyzować.

Sabrina Carpenter 2025 Met Gala
Sabrina Carpenter 2025 Met Gala Jamie McCarthy/Getty Images

Najbardziej zaskakującym elementem tych stylizacji był jednak brak tuszu do rzęs. To, co kiedyś byłoby uznane za niedokończony makijaż, teraz stało się świadomym wyborem artystycznym. Bez wachlarzy rzęs spojrzenie zyskało na sile – było bardziej miękkie, bardziej ludzkie. Zamiast teatralnej oprawy, dostaliśmy emocjonalną głębię.

Smokey eye 2025 nie błyszczy – on pulsuje. Nie gra pierwszych skrzypiec – tworzy nastrój. Jest jak ścieżka dźwiękowa w filmie: buduje napięcie, nie zajmując centrum kadru. W tym sezonie stał się symbolem równowagi pomiędzy klasyką a dekonstrukcją, pomiędzy techniką a ekspresją. Jego nowe wcielenie mówi jasno: nie musisz krzyczeć, żeby zostać zauważoną.

Fryzury MET Gala 2025

W tym roku czerwony dywan MET Gali był niczym scena teatralna, na której fryzury odegrały role głównych bohaterek – pełnych niuansów, historycznych odniesień i narracyjnej głębi. Choć stylizacje beauty często bywają podporządkowane modzie, tym razem to właśnie włosy przejęły kontrolę nad opowieścią, stając się subtelnym, ale potężnym komentarzem kulturowym. To właśnie fryzury odegrały kluczową rolę w oddaniu hołdu dziedzictwu kulturowemu. Na czerwonym dywanie królowały zarówno inspirowane latami 20. fale i loki, jak i naturalne afro oraz warkocze, tworząc niezapomniane stylizacje.

Fale i loki w stylu lat 20. – elegancja z epoki jazzu

Stylizacje inspirowane latami 20. XX wieku zdominowały tegoroczną galę. Fale typu finger waves, loki kiss curls oraz eleganckie upięcia były widoczne u wielu gwiazd. Sydney Sweeney zaprezentowała loki kiss curls z upiętym kokiem, a Coco Jones połączyła zygzakowate loki z dramatycznym warkoczem. Simone Biles zaskoczyła nowoczesnymi finger waves i opadającą grzywką, dopełniając stylizację kobaltową sukienką z kryształami.

Olimpijka Simone Biles postawiła na nawiązania do at 20.
Olimpijka Simone Biles postawiła na nawiązania do at 20. Mike Coppola/MG25/Getty Images for The Met Museum/Vogue

Afro i warkocze – manifestacja naturalnego piękna

Naturalne tekstury włosów były równie obecne na czerwonym dywanie. Doechii zachwyciła imponującym afro w połączeniu z ciemnoczerwonym makijażem ust i designerskim stemplem na policzku. Teyana Taylor zaskoczyła, zdejmując cylinder i odsłaniając perfekcyjnie ułożone baby hairs oraz durag. Ego Nwodim zaprezentowała warkocze ułożone w formie fascynatora, a La La Anthony postawiła na rzeźbiarskie upięcie. Jednak najdłuższy warkocz bez wątpienia miała Coco Jones.

Coco Jones bez wątpienia zaskoczyła wszystkich swoim warkoczem.
Coco Jones bez wątpienia zaskoczyła wszystkich swoim warkoczem. Theo Wargo/FilmMagic

Poniżej znajdziecie galerię z najpiękniejszymi makijażąmi i fryzurami tego wieczoru!

Reklama
Reklama
Reklama