Czy rzeczywiście zostało nam już niewiele czasu, by opanować choć częściowo degradację świata? A może tylko panikujemy? Tomasz Zubilewicz, dziennikarz TVN Meteo, który już kilkanaście lat temu mówił, że w Polsce źle się dzieje, jeśli chodzi o ochronę klimatyczną, w dającej wiele do myślenia rozmowie z Krystyną Pytlakowską.

Reklama

Oglądał Pan reportaż Ramsaya o profesorze Szymonie Malinowskim, wybitnym geofizyku i klimatologu, pod tytułem „Można panikować”?

Nie oglądałem, ale tytuł bardzo dobry.

Profesor mówi w nim, że zostało nam tylko kilkanaście lat, by opanować choć częściowo degradację świata. Czy Pan się z tym zgadza?

Nie wiem, jakie dane wziął pod uwagę, formułując taką prognozę, ale na pewno sytuacja jest bardzo poważna. Od wielu lat zajmuję się w TVN Meteo ochroną środowiska. Początkowo robiłem programy o tym, jak zdrowo żyć, ale później zacząłem poruszać kwestie związane ze zmianami klimatu – jak my, ludzie, mamy dbać o klimat, myśląc o przyszłości. Już kilkanaście lat temu zacząłem mówić o tym, że w Polsce źle się dzieje, jeśli chodzi o ochronę klimatyczną. Wtedy jeszcze nikt tego nie nagłaśniał.

Był Pan więc pionierem.

To nie mogło polegać wyłącznie na tym, że pojadę gdzieś i powiem coś ciekawego na spotkaniu z ludźmi lub na konferencji. Chciałem zmusić do myślenia uczestników tych spotkań, by przełożyli słowa na działanie. Często słyszę, że to problem wymyślony, ale ta wiedza opiera się na wynikach badań.

Za wszystko odpowiada ocieplenie klimatu?

Ocieplenie klimatu i człowiek.

Zobacz także

Ale Donald Trump twierdzi, że żadnego ocieplenia nie ma.

Może ma nieodpowiednich doradców. Bo przecież nie od dziś wiadomo, że klimat się zmieniał, zmienia i będzie tym zmianom ulegał. To rzecz naturalna. Ale chodzi o to, że te zmiany zachodzą zbyt szybko.

Trump nie oglądał chyba filmu „Moja planeta”, gdzie jedna część dotyczy pingwinów, które uciekają z Antarktydy, bo topnieją lodowce.

Nie wiem, kto nauczał geografii pana prezydenta, ale chyba nie udało mu się go zainteresować zagadnieniami przyrodniczymi. Prawdopodobnie jest zbyt zajęty biznesem i polityką, bo chyba nie dostrzega ważnych spraw, które są koło niego. Przecież już gołym okiem widać, że zmiany klimatu nie zachodzą tylko na terenach wysuniętych na północ i na południe kuli ziemskiej, ale i u nas są one bardzo odczuwalne.

Na przykład upały?

Coraz więcej mamy u nas dni, gdy temperatura sięga powyżej 30 stopni. Myślimy często zero-jedynkowo i mamy przekonanie, że zmiany, jakie zachodzą, będą dotyczyć jakiegoś krótkiego okresu i nastąpi dzień, w którym gwałtownie wszystko wróci do stanu poprzedniego. To błąd. Mamy też coraz więcej gwałtownych frontów atmosferycznych, które przynoszą duże zniszczenia. Pogoda jest bardziej zmienna niż 20–30 lat temu. Teraz upalne powietrze zalega nad Europą Środkową kilkadziesiąt godzin, później mamy dwa dni z chłodem i ponownie za oknami Afryka.

I mamy gwałtowne zjawiska, trąby powietrzne, nawałnice. Dawniej tych zjawisk było mniej. Opady dzisiaj mają system nawałnic, nie jak 30 lat temu, gdy deszcz padał długo i nie tak gwałtownie. Dziś w ciągu godziny może zalać miasteczko, bo ziemia nie jest w stanie przyjąć tak dużej ilości wody w tak krótkim czasie. Zobaczmy teraz, co dzieje się w marcu, kwietniu. Jest bardzo sucho. W tym roku na przykład w Warszawie przez sześć tygodni nie padało i pewnie będzie się to powtarzać.

Grozi nam susza. A co ze śniegiem?

Wiele wskazuje na to, że bożonarodzeniowe pocztówki z gwiazdką i choinkami przysypanymi śniegiem przejdą do legendy. Zima coraz później do nas przychodzi i jest coraz krótsza, a tygodni z ujemną temperaturą i śnieżnymi opadami jest coraz mniej. W ubiegłym „sezonie zimowym” w Warszawie odnotowano tylko jeden raz opad śniegu, który przez kilka godzin leżał, a potem zostało po nim tylko wspomnienie. Dzwoniłem specjalnie do córki, żeby wygoniła dzieci na dwór. W ich życiu zaistniała pora roku zwana zimą. I to są te zmiany, które postępują w miarę ocieplania się klimatu.

A co je powoduje?

Wiele jest tu sprzecznych opinii, nawet wśród klimatologów, którzy nie są w stanie określić, jak duży udział w zmianach klimatycznych ma człowiek. Ja uważam, że ma on kolosalny wpływ, i to od momentu, kiedy zaczęła się rewolucja techniczna, czyli od końca XVIII wieku. Wtedy zaczęliśmy pompować do atmosfery bardzo duże ilości gazów.

Co więc możemy zrobić?

Przede wszystkim nie zamieniać świata w wybetonowane obszary z coraz gęstszą zabudową. To zakłóca równowagę w przyrodzie i jest przez nią traktowane jako wrogie działanie. To ludzie zakłócają równowagę, na której opierają się wszystkie siły rządzące atmosferą, geosferą i bio-
sferą. To człowiek powoduje emisję gazów cieplarnianych. To człowiek produkuje coraz więcej plastiku, który podlega bardzo długiej, bo kilkudziesięcioletniej biodegradacji. I to człowiek zakopuje plastik lub wrzuca do wody.

Albo wynosi do lasu, czego sama byłam świadkiem.

Kilka lat temu byłem w Szwecji, gdzie w Uppsali, w środku miasta, znajduje się spalarnia śmieci. Szwedzi z uzyskanego w ten sposób ciepła ogrzewają całe miasto. Tak opracowali technologię, by nie odczuwać nieprzyjemnego zapachu. I dziwią się, że my w Polsce zakopujemy śmieci pod ziemią. A wtedy niekorzystne związki przenikają do wód gruntowych. „Wy zakopujecie, a my spalamy”, mówią. „I jedyny problem mamy z popiołem, ale to zaledwie pięć procent masy”. Natomiast w Polsce spalanie śmieci to temat drażliwy i wiele osób na nim poległo, dlatego tak istotna jest edukacja społeczna.

Cały wywiad w nowej VIVIE! dostępnej w sprzedaży od czwartku 1 października.

Bartek Wieczorek/LAF AM
Reklama

Tomasz Zubilewicz twierdzi, że za zmiany na świecie odpowiada w głównej mierze działalność człowieka:

Bartek Wieczorek/LAF AM
Reklama
Reklama
Reklama