Reklama

Mały japoński chłopiec mieszkający w Machidzie, na zachodnich przedmieściach Tokio nie bawił się niczym innym tylko... robakami. Łowił je na pobliskich polach ryżowych i w lasach, nadawał imiona, a potem próbował szkolić do walk między sobą. „Zafascynowały mnie. Po pierwsze zabawnie się poru-szały i w ogóle były dziwne. Miałem więcej owadów niż ktokolwiek inny. Jednak nie udało mi się, żeby ze sobą walczyły. Choć czasem niektóre się na wzajem zjadały”, opowiadał w wywiadzie dla „Times Asia” twórca Pokemonów Satoshi Tajiri. Fascynacja Tajiriego robalami wcale nie skończyła się w momencie, gdy na miejscu jego łowów zaczęły powstawać nowe tokijskie dzielnice. Swoje zainteresowanie przeniósł do świata gier. W tym samym wywiadzie mówił też, że był pierwszym pokoleniem wychowanym na mangach (komiksach) i anime (animowanych filmach) i że gdyby nie zajął się projektowa-niem gier, pewnie tworzyłby animie. Ale zajął się grami i najpierw zawalił przez nie szkołę.

Reklama

Marzenia taty twórcy Pokemonów

Ojciec Tajiriego marzył, by syn został elektrykiem. Niestety. Dla Satoshiego nie liczyło się nic poza graniem. Szczególnie upodobał sobie „Space Invaders”. Był tak zafascynowany światem gier, że wraz z kolegami stworzył nawet gazetę im poświęconą. Najpierw robili ją ręcznie, potem, gdy zainteresowanie wzrosło, sprzedawali jej kopie odbite na ksero. Przez swoje uzależnienie od gier nigdy nie ukończył szkoły, bo nie miał czasu na naukę. W efekcie nie mógł znaleźć pracy. On sam marzył, że stworzy grę idealną. Mimo całego zamiłowania do gier uważał, że żadna, z którą miał do tej pory do czynienia tak naprawdę nie jest doskonała. Postanowił więc zaprojektować swoją. Razem z przyjacielem Kenem Sugimorim stworzyli więc Pokemony. Uznali, że dziecięca fascynacja Tajiriego powinna zostać przeniesiona na konsole. Nie spodziewali się efektu jaki osiągną, zwłaszcza, że na początku szefowie Nintendo, do którego zgłosili się z pomysłem, byli nastawieni sceptycznie. Postanowili jednak dać szansę młodym zapaleńcom. Gra pole-gająca na łapaniu stworków, kolekcjonowaniu ich i trenowaniu do walki błyskawicznie stała się hitem. Nie tylko w Japonii. Już rok po jej premierze trafiła do Stanów Zjednoczonych, a potem w najodleglejsze rejony świata. Pokemonowy szał rozpoczął się na dobre.

Czytaj też: Jak zrobić biznes na najsympatyczniejszych trollach świata? Oto historia Muminków!

Warner Bros

Kieszonkowe stworki

Jest ponad 800 gatunków Pokemonów. Są maleńkie, mieszczą się w Pocket Ball, małych kulkach chowanych do kieszeni. Każdy ma swój charakter i specyficzny wygląd. Wiele z nich inspirowanych jest prawdziwymi zwierzęta-mi i roślinami. Doświadczone Pokemony mogą przeobrazić się w potężniejsze i inaczej wyglądające formy. Każdy posiada unikatową moc, którą może wykorzystywać w walce. Bo one tak jak robaki Tajiriego szkolone są, by walczyć z innymi. Ich nazwa pochodzi od japońskie-go sformułowania „poketto monstua” i oznacza tyle co kieszonkowy stworek. Tak więc kieszonkowe stworki narodziły się w 1995 roku, choć Tajiri pracował nad koncepcją gry aż sześć lat. Głównym bohaterem, trenerem Pokemonów zrobił samego siebie. Nawet nazwał go tak jak sam się nazywa. Kiedy rok później gra trafiła do Stanów Zjednoczonych Satoshi został przemianowany na Ash Ketchum, ale tytuł gry pozostał niezmieniony.

Ulubieniec milionów

W grze najważniejszy jest trener. Ale poza grą... Jeśli ktoś słyszy hasło „Pokemon” od razu widzi przed oczami żółtego stwora z ogonkiem i maleńkimi uszkami. Pikachu stał się najbardziej znaną postacią serii. I jeśli ktoś ma ochotę kupić sobie kurtkę levi’s z jego wielkim wizerunkiem na plecach nic nie stoi na przeszkodzie. Podczas premiery kolejnego filmu twórcy nawiązali współpracę z Toyotą. Na ulice wyjechały samochody w kształcie nie kogo innego, jak Pikachu. Nie były na sprzedaż, ale cieszyły oczy japońskich fanów. Dlaczego on? Tajiri mówił w wywiadzie dla „Time Asia”: „Kiedy na podstawie gry zaczęto tworzyć anime trzeba było skupić się na konkretnej postaci. Pikachu był stosunkowo popularny w porównaniu z innymi. Był postacią, którą mogły polubić i dziewczęta i chłopcy”. Tłumaczył też skąd się wzięła nazwa najsłynniejsze-go pokemona: „Pika to dźwięk, który według Japończyków wydaje iskra elektryczna. A chu to dźwięk wydawany przez mysz. Pikachu jest jak elektryczna mysz”.

Miliardy dolarów

Szefowie Nintendo, choć na początku nie wierzyli w powodzenie Pokemonów, szybko zorientowali się jak bardzo się mylili. Okazało się, że mają w ręku kurę znoszącą złote jajka. Zaczęły powstawać seriale anime i tysiące gadżetów opartych na grze. Były po prostu wszędzie. Na sklepowych półkach królowały maleńkie figurki, T-shirty z podobiznami Pikachu i jego kolegów, piórniki, zupki instant ozdobione ich wizerunkami, a w paczkach czipsów można było znaleźć karty, którymi potem można się było wymieniać. Na podstawie jednej z najlepiej sprzedających się gier w historii Nintendo w 2016 roku powstała gra Pokemon Go, która w ciągu pierwszego dnia sprzedaży przyniosła dochód w wysokości 1,2 miliarda dolarów. Fani Pokemonów oszaleli. Terenowa gra tak pochłonęła tysiące użytkowników smartfonów, że przestali myśleć o czymkolwiek innym niż odnalezienie kolejnego stworka. Niekoniecznie dobrze się to dla nich kończyło, bo wpatrujący się w ekran smartfona ludzie łamali nogi, wpadali pod samochody, a nawet spadali z klifów. Nie trzeba więc dodawać, że dla wielu ukochana gra skończyła się tragicznie.

Reklama
Forum

Elektryczna mysz

Specjalista od gier Tomasz Kutera mówił w wywiadzie dla Rzeczpospolitej skąd się bierze fenomen Pokemonów wśród dorosłych i dlaczego chce im się biegać po realnym świecie w poszukiwaniu wirtualnych stworów: „Wychowali się na japońskich filmach animowanych o pokemonach. Twórcy Pokemon Go nawiązali do najstarszej generacji tych stworów, którą dzisiejsi 30-latkowie doskonale pamiętają ze swojego dzieciństwa, a nostalgia jest ogromną siła, zwłaszcza w grach video”. Nic więc dziwnego, że choć dzisiaj może już tak dużo osób nie ugania się za Pikachu, w sklepach wciąż można kupić rzeczy z Pokemonami (W Tokio znajduje się gigantyczny sklep poświęcony tylko im). Możesz mieć ozdobione nimi kultowe klapki havaianasy, dżinsy levi’s, piórniki, kapcie, a nawet doniczki. Właściwie dla fanów serii jest wszystko. A jeśli zgłodniejesz siedząc przed telewizorem i oglądając anime z Pokemonami, albo akurat zdobywasz w grze kolejne stworki i zgłodniejesz, wystarczy, że sięgniesz na półkę w spiżarni i weźmiesz sobie zupkę instant. Oczywiście z Pokemonem na opakowaniu. Smacznego.

Reklama
Reklama
Reklama