Piotr Pustelnik o Mackiewiczu: „On zupełnie niepotrzebnie zginął”
Co jeszcze powiedział słynny himalaista?
„W porównaniu z innymi alpinistami byłem strachliwy, bo strach towarzyszył mi od dzieciństwa. Długo siedział we mnie wylękniony chłopczyk, który bał się, że umrze. Ale gdybym był nieustraszony jak inni, to z którejś z górskich wypraw mógłbym nie wyjść żywy”, mówi Piotr Pustelnik. Słynny himalaista, zdobywca Korony Himalajów i Karakorum, w szczerej rozmowie z Elżbietą Pawełek opowiedział o tym, co pcha ludzi w sam środek piekła. Czy uważa, że Tomasz Mackiewicz miał szansę na przeżycie?
Piotr Pustelnik o Tomaszu Mackiewiczu
Lodowe ściany, zdradzieckie szczeliny, które pochłonęły wiele ludzkich istnień, do tego wiatr i mróz dochodzący do minus 50 stopni. Piotr Pustelnik zdobył najwyższe góry świata, w tym Mount Everest, K2, Lhotse, Makalu, Annapurnę.
Co ludzi pcha w środek tego piekła?
Nie znam uniwersalnej odpowiedzi na to pytanie. Każdy wspinacz nosi tę odpowiedź głęboko w sobie. Mógłbym powiedzieć trywialnie, jak George Mallory, że chodzi się w góry, bo są. Dla mnie zaś są najbardziej przyjazną scenerią dla mojej duszy, bo w górach wszystkie zmysły reagują najżywiej. Alpinizm jest szalenie twórczym zajęciem, nie ma powtarzalności, ciągle coś się dzieje.
Żadna góra nie jest warta śmierci
A Tomek Mackiewicz był człowiekiem nieustraszonym? Sześć razy szedł na Nanga Parbat, nazywaną Zabójczą Górą, za siódmym razem w końcu ją zdobył.
Nie wiem, jakim był człowiekiem, bo widziałem go dwa razy w życiu. Ale sam szedłem pięć razy na Annapurnę, cztery na Broad Peak, trzy na Makalu, więc w uporze nie jestem od niego gorszy (śmiech). Tylko że kierowały mną inne pobudki, bo aż tak bardzo nie zależało mi na jednej górze, co na wszystkich czternastu.
Ale powiem szczerze, że rozmowa o Tomku jest dla mnie bardzo trudna. To, co się stało, jest świeże, zbyt emocjonalne i smutne. Bo co tu dużo mówić, każdego w górach szkoda i on zupełnie niepotrzebnie zginął. Żadna góra nie jest warta śmierci.
Może jednak nie warto być tak upartym?
Warto, tylko wśród alpinistów panuje żelazna zasada. Jeśli wchodzisz na szczyt, to musisz mieć jeszcze siłę zejść. Zejście zawsze jest trudniejsze od wchodzenia, bo człowiek jest stworzony do wchodzenia, a nie schodzenia. Poza tym w zejściu dochodzi zmęczenie i rozprężenie. Pamiętam, że na pierwszych moich wyprawach doświadczeni koledzy alpiniści mówili mi: „Piotr, zdobyty szczyt jest dopiero w bazie. Dopiero wtedy możemy skakać do góry”. (...)
Ale z Mackiewiczem, jak powiedziałeś, nie związałbyś się jedną liną?
Nie, bo Tomek miał trochę inną filozofię działania w górach niż ja, więc co do strategii zdobywania góry byśmy się nie dogadali. On pewnie nie polubiłby moich zasad. Robił tak, jak sam chciał, i tyle. Szanuję to, ale tak generalnie jestem chyba zbyt ostrożny jak na kogoś, kto mógłby być jego partnerem.
Bo był zbyt szalony?
Nie wiem, ale zobaczmy, jak to wyglądało w ich wejściu. Na wierzchołku byli późno, a u niego już doszło do załamania funkcji wydolnościowych i walczył o życie. Sam bardzo mocno wsłuchuję się w swój organizm i gdyby wierzchołek był tylko pięć minut drogi ode mnie, a czułbym, że już jest coś nie tak, zawróciłbym. Nie potrafiłbym doprowadzić się do takiego stanu, żeby na szczycie być kompletnie bez siły.
Czy Mackiewicz miał szansę przeżycia zostawiony w szczelinie lodowej?
Gdyby był zdrowy, miał jedzenie, picie i schronienie, to pewnie kilka dni by jeszcze wytrzymał. Ale teraz to, co się z nim stało, przypomina wróżenie z fusów, bo tylko Eli Revol wie, w jakich warunkach go tam zostawiła. Ale nie czarujmy się, jeśli człowiek na wysokości 7200 metrów zostaje sam, jest chory, głodny i spragniony, to ile czasu potrzeba, żeby stracił wiarę w przeżycie?
Myślisz, że Revol miała prawo go zostawić, by – jak to powiedziała – ratować własną skórę?
Nie wiem, trudno mi mówić, czy słusznie zrobiła, czy nie. W tej chwili jestem daleki od ocen moralnych czy etycznych. Wydaje mi się, że byli ze sobą na tyle zżyci i Eli na tyle dobrze widziała jego ograniczenia w poruszaniu się, że gdyby istniała jakaś szansa zejścia razem, zrobiliby to. A skoro, jak twierdzi Eli, tej szansy nie było, to stanęła wobec diabelskiej alternatywy, bo cokolwiek by zrobiła, byłoby źle. Nigdy nie chciałbym się znaleźć w jej położeniu!
Twoja przygoda z Nanga Parbat była bardziej szczęśliwa, bo zdobyłeś ją w dniu swoich urodzin.
No tak, choć mój partner twierdził, że celowo wybrałem ten dzień na atak szczytowy. Ale to nieprawda, bo wcześniej źle się czułem i musieliśmy przeczekać w obozie. Następnego dnia było wszystko w porządku i dotarliśmy na wierzchołek dokładnie 12 lipca 1992 roku. Taka wisienka na torcie urodzinowym.
Cały wywiad z Piotrem Pustelnikiem do przeczytania w najnowszej VIVIE! 4/2018. Co jeszcze w nowym numerze!?
VIVA! 4/2018
Po raz pierwszy razem! „Królowe sieci” o tym, jak podbiły świat! Jedni go kochają, inni nienawidzą. Jaki jest prywatnie, kogo kocha i kto rządzi w jego domu, zdradza nam prowadzący program Hipnoza, Filip Chajzer. Wzruszająca rozmowa wnuczki i dziadka. Agata Nizińska i Wojciech Pokora w ostatniej wspólnej rozmowie o wspólnej pasji i sile rodzinnej więzi, która przekracza barierę śmierci. O swojej największej pasji, czyli miłości do gór oraz o zakończonym małżeństwie mówi himalaista, Piotr Pustelnik.