„Pokazał, jak powstać z upadku i żyć pełnią życia”. Misjonarka Helena Pyz o pracy z Tomkiem Mackiewiczem
Tomasz Mackiewicz i Helena Pyz mieli okazję współpracować ze sobą w Indiach. To właśnie ona przyjęła go jako wolontariusza w ośrodku dla trędowatych. Teraz świecka misjonarka w rozmowie z natemat.pl opowiedziała o współpracy z Tomaszem Mackiewiczem. We wzruszających słowach dr Pyz wspomina pracę z himalaistą.
Helena Pyz o Tomaszu Mackiewiczu
Tomasz Mackiewicz w ośrodku rehabilitacji trędowatych Jeevodaya w Indiach przebywał w 2000 roku. Wówczas został zatrudniony przez misjonarkę i lekarkę dr Helenę Pyz. Mackiewicz pracował tam jako wolontariusz. To wtedy, jak wyznawał wówczas w wywiadach himalaista, doszło do jego całkowitego nawrócenia i całkowitego oczyszczenia zarówno ciała, jak i duszy z toksyn. Od tamtej pory nie sięgnął po narkotyki. „To był nasz jedyny kontakt, ale dość długi, bo Tomek spędził u nas ponad 6 miesięcy. Wiedziałam, że ta wyprawa do Indii jest dla niego próbą sił, rehabilitacją samego siebie, wzrastaniem w tym, co dobre”, wspomina pobyt Tomka misjonarka w rozmowie z KAI. Przypomnijmy, że Mackiewicz przyjechał do Indii po zwycięstwie narkotykowym. „Tomek przyjechał do nas w Roku Jubileuszowym 2000. Od początku pobytu codziennie był z nami na Mszy św. i wieczornej modlitwie, tak, jak pozostali wolontariusze. A kiedy odbywały się u nas uroczystości zamykające Jubileusz i okazało się, że wszyscy katolicy z naszego ośrodka idą do spowiedzi, Tomek przybiegł do mnie i powiedział, że też chciałby się wyspowiadać, tyle, że bardzo słabo zna język angielski. Opowiedziałam mu wówczas własną historię o tym, jak uczestnicząc w rekolekcjach w Anglii, kiedy też nie znałam języka, musiałam się wyspowiadać u anglojęzycznego księdza. Tamten kapłan powiedział mi: spowiadasz się Panu Bogu, to nic, że nie znasz języka wyspowiadasz się po polsku, a ja cię rozgrzeszę po angielsku”, opowiada misjonarka.
Polecamy też: Czy jej winą jest to, że przeżyła? Polscy internauci nie zostawiają na Elisabeth Revol suchej nitki
Autostopem po nawrócenie, czyli Mackiewicz w Indiach
Dwutygodniową podróż w dużej części odbył autostopem. Jak opowiada misjonarka: „Kiedy dostał się do Indii do Amritsaru, kupił sobie rower. Wyposażył go odpowiednio przywiózł do nas i przez cały czas pobytu, korzystał z niego. Nie miał czasu na zwiedzanie, ale kiedy jechał po zakupy, czy inne sprawunki – to zawsze na tym rowerze”. Czym zajmował się Tomek? Do jego codziennych zadań należało organizowanie popołudniowych zajęć i zabaw dla dzieci, pomaganie na terenie ośrodka w bieżących pracach. „To nie był czas komórek i internetu. Aby zatelefonować zagranicę trzeba było jechać 30 km do miasta. Tomek po prostu z nami był, nabierał sił. W tamtym czasie mówił do mnie: Ciociu”, wspomina Helena Pyz. Na tę podróż Tomasz Mackiewicz przeznaczył rok. Mając półroczna wizę do Indii kolejne miesiące spędził w Bangladeszu: „Wybrał kraj najtańszy i ponieważ nie miał pieniędzy na hotele, wymyślił, że będzie spał w hamaku. Sam go sobie uszył, wyposażył, ocieplił i pojechał”, wspomina dr Pyz dla natemat.pl. Ostatecznie w wyniku przeszkód związanych z noclegiem powrócił do Polski. Misjonarka nie spodziewała się, że wolontariusz rozpocznie w przyszłości podbój górskich szczytów. Kobieta nie chce jednak oceniać jego działalności, a przede wszystkim motywów. „Kiedy człowiek odbija się od dna, to chce osiągać szczyty. Tomek pokazał, że można wiele przezwyciężyć w sobie samym. Że nie musi nas obciążać zło, które było naszym udziałem. Że można podnieść się po upadku, a potem żyć pełnią życia. I te pasje Tomka są wyrazem tego, że chciał żyć pełnią życia”, mówi.
Zobacz także: Kukuczka, Heinrich, Rutkiewicz, Berbeka.... W najwyższych górach świata zginęło 57. Polaków. EKSKLUZYWNE VIDEO
Helena Pyz o wyjściu Tomka na Nanga Parbat
Helena Pyz żałuje jednak, że ambicje himalaisty wzięły górę nad wcześniejszymi postanowieniami. „Wiem, że w 2016 r. pożegnał się z Nangą i bardzo mi przykro, że nie sam przed sobą nie dotrzymał tego słowa. O tym, że znów się tam wybiera dowiedziałam się, gdy znów zaczął zbierać fundusze. Podejrzewam, że była to sprawa ambicji. Ostatnim razem zrezygnował tuż pod szczytem ze względu na zmieniającą się pogodę. To była trudna decyzja. Wracając, minął się z himalaistą Simone Moro, który rozpoczął atak szczytowy, choć Tomek ostrzegał go, że warunki są trudne. Moro zdobył wówczas szczyt, jako pierwszy w sezonie zimowym, choć Tomek sugerował, że w tak krótkim czasie było to niewykonalne. Przykro mi, że zaryzykował raz jeszcze, ale nie chcę oceniać go źle. Trzeba się modlić, żeby ostatnie chwile życia spędził blisko Boga” – komentuje.
Zobacz również: Jarosław Bator ujawnił dramatyczne szczegóły akcji ratunkowej na Nanga Parbat. W jakim stanie był Tomasz Mackiewicz?
Opinia medyczna dr. Champly’ego: „Zgon nastąpił, kiedy Tomek zasnął i nie odczuwał żadnego bólu’’