W podróży do Laponii. To tu mieszka Święty Mikołaj
- DARIUSZ RACZKO
1 z 6
To tu w Laponii, na kole podbiegunowym znajduje się wioska Świętego Mikołaja. W dzieciństwie każdy z nas marzył o podróży do niezwykłego miejsca na Ziemi, gdzie zima i Święta trwają cały rok.
„Uwaga, renifery!” to jeden z najczęściej widzianych znaków ostrzegawczych na drogach fińskiej Laponii. Można tu przenocować w niezwykłych hotelach igloo albo odwiedzić bajecznie rozświetloną wioskę Świętego Mikołaja.
Pasterze reniferów od dawna nie muszą mieszkać w tradycyjnych jurtach, zwanych tu goathe. Zimą renifery same dają sobie radę na otwartych przestrzeniach albo trzymane są w przydomowych zagrodach. Pasterze siedzą zaś w wygodnych domach przed telewizorem, a tu, na dalekiej Północy, dodatkowo przy antydepresyjnych lampach, które doświetlają zmęczony ciągłą nocą organizm. Jednak, wbrew powszechnemu przekonaniu, nawet w Laponii noc polarna nie oznacza całkowitej ciemności. Kiedy u nas są najkrótsze dni w roku, w Krainie Świętego Mikołaja słońce zbliża się do linii horyzontu i przez kilka godzin dziennie robi się szaro, jak u nas tuż przed świtem. A że wszystko dookoła spowite jest śniegiem, widać całkiem sporo. Mimo wszystko Saamowie – bo tak sami nazywają siebie rdzenni Lapończycy – najchętniej spędzaliby grudzień i styczeń, nie wyściubiając nosa z domów. Tyle że wtedy właśnie przeżywają najazd turystów z całego świata. W towarzystwie tubylców słowa „Laponia” lepiej unikać, bo ma ono negatywny wydźwięk, zaś oficjalną nazwą mroźnej krainy jest Sápmi.
Zobacz też: Podróże. Ocalić misia
2 z 6
Do zdjęć i na obiad
Minus 40ºC? Taka temperatura nie jest tu rzadkością. Minus 30ºC to właściwie norma. Jednak przy ekstremalnie suchym powietrzu odczuwa się to dość łagodnie i zimno robi się dopiero po… spojrzeniu na termometr. Takie warunki nie stanowią problemu dla mieszkańców Laponii, zwłaszcza tych czworonożnych. Renifery czy psy zaprzęgowe wydają się nie zauważać mrozu. Jedne i drugie ciężko pracują. Kiedyś zapewniały jedyny transport na śnieżnych bezdrożach, a dziś stanowią nie lada atrakcję dla turystów. Przejażdżka psim zaprzęgiem lub saniami ciągniętymi przez renifery to obowiązkowy punkt programu. Trwający godzinę rajd psim zaprzęgiem kosztuje około 60 euro od osoby. Ale można wykupić i dłuższe wycieczki. Cały dzień w towarzystwie husky czy malamutów i ich maszerów pochłonie już 200 euro. Dla wytrwałych organizowane są kilkudniowe wyprawy zaprzęgami, z noclegami w drewnianych chatkach ukrytych w lasach.
Inaczej ma się sprawa z reniferami. Ciągnięte przez nie sanie przemieszczają się raczej dostojnie i głównie na pokaz. Mawia się, że w fińskiej Laponii żyje tyle samo reniferów, co ludzi. Lapończycy chcą mieć ich jak najwięcej, ponieważ wierzą, że przynoszą szczęście. Można się im przyjrzeć z bliska na farmach, które są zwykle dostępne dla gości. Kolejne spotkanie następuje zwykle wieczorem – jednym z najpopularniejszych miejscowych dań jest poronkäristys – duszone mięso z renifera, podawane tradycyjnie z borówkami.
Zobacz też: Podróże. Ocalić misia
3 z 6
Powab lodowej krainy
Na południu Laponia sięga do Zatoki Botnickiej na Bałtyku. Miasteczko Kemi będące jedynym portem wydaje się stolicą krainy lodu. Zimą lód ścina zatokę grubą warstwą, po której jeżdżą samochody (nawet ciężarówki), skutery śnieżne, a pomiędzy nie wbija się… lodołamacz „Sampo”. Po 30 latach „państwowej” służby został wykupiony przez prywatną firmę i służy turystom. Od grudnia do kwietnia wypływa w rejsy; potem, kiedy nie ma lodu, stoi w porcie, zmieniając się w restaurację i ośrodek konferencyjny. Wypływamy. Potężny statek z głuchym łoskotem miażdży lód, tworząc w zamarzniętej tafli wodny korytarz. Po pokładzie kręcą się turyści zakutani w puchowe kurtki, szaliki i czapki. Wśród nich defilują marynarze obnoszący się z pogardą dla mrozu. W pewnym momencie silniki przestają pracować i zaczyna się główna część spektaklu: kąpiel w morzu. To nie wycieczka klubu morsów – każdy dostaje wodo- szczelny kombinezon, zakładany na normalne ubranie. Piankowe kombinezony utrzymują takie bezwolne ludzkie boje na powierzchni – pływać się w tym nie da, a i powrót na twardy lód jest nie lada wyzwaniem. Na koniec każdy uczestnik otrzymuje od kapitana certyfikat odbycia niezwykłego rejsu.
Zobacz też: Podróże. Ocalić misia
4 z 6
W tym samym Kemi znajduje się lodowy zamek. Od 16 lat, każdej zimy, jest wznoszony na nowo. Zwykle stoi do połowy kwietnia, a jeśli pogoda dopisze, to nawet dłużej. Dzieciaki mogą się tu wspinać po śnieżnej ściance albo pojeździć na miniskuterach śnieżnych. Dorośli też nieźle się bawią, zwłaszcza w lodowym barze albo na śniegowej zjeżdżalni, na której sanki zastępuje metalowa misa. W restauracji dania serwuje się na lodowych talerzach. W lodowej kaplicy zakochane pary mogą sobie powiedzieć sakramentalne „tak”, a potem spędzić noc poślubną na śniegowym łożu.
Lodowe hotele i noclegi w igloo to tutejsza specjalność. Trwałość mają taką samą jak zamek w Kemi, czyli ich właściciele wcale nie czekają z wytęsknieniem na wiosnę. Chyba najciekawszy hotel lodowy wyrasta zimą w Jukkasjärvi, lapońskiej osadzie w północnej Szwecji. Z lodu zbudowany jest każdy jego element, a niektóre zdobienia to istne dzieła sztuki. Goście dostają puchowy śpiwór, ciepłą czapkę i rękawiczki. Temperatura w pokoju to 5ºC poniżej zera.
Zobacz też: Podróże. Ocalić misia
5 z 6
List do Świętego Mikołaja
Oficjalny adres, na jaki należy kierować prośby o prezenty, to: Santa Klaus, FIN-96930 Napapiiri. Miejsce to znajduje się dokładnie na kręgu polarnym, osiem kilometrów od Rovaniemi – największego miasta fińskiej Laponii. Samo Rovaniemi jest nowoczesną metropolią Północy, z milionem świateł i ciekawą architekturą łączącą szkło z betonem i stalą. Autorem projektów kilku ważniejszych budynków jest światowej sławy fiński architekt Alvar Aalto. Plan ulic w centrum miasta wzorowany był na porożu renifera, ale efekt ten widoczny jest jedynie z lotu ptaka.
Na obrzeżach Rovaniemi ulokował swój dom i główne biuro Święty Mikołaj. Tuż obok stoi poczta wesołego staruszka, fabryka zabawek, restauracja Świętego Mikołaja, oficjalny port lotniczy Świętego Mikołaja, a nawet szkoła jego pomocników. Można również spotkać elfy, które przez cały rok przygotowują prezenty dla dzieci, oraz pogłaskać renifery ciągnące jego sanie. Elfy mają także inne zadanie: zbierają po 15 euro za zdjęcia ze Świętym Mikołajem. Wstęp do jego biura jest wprawdzie darmowy, ale jadąc tam z dziećmi, łatwo zostawić majątek w rękach elfów – zaczyna się od zdjęć, a kończy na sklepie z pamiątkami. Zimą wszystkie budynki w wiosce Świętego Mikołaja są bajecznie oświetlone. Jest to, rzecz jasna, swoisty Disneyland, ale trudno sobie odmówić wizyty w krainie dzieciństwa. A maluchy są wręcz zauroczone atmosferą stworzoną przecież specjalnie dla nich.
Zobacz też: Podróże. Ocalić misia
6 z 6
Rovaniemi stało się stolicą Świętego Mikołaja przez… politykę. Przed niemal stu laty fiński radiowiec Markus Rautio zaczarował w swoich słuchowiskach inne miejsce: Korvatunturi, co dosłownie znaczy po fińsku „góra-ucho”. Twierdził, że jest to ucho wsłuchane w dziecięce marzenia i że tutaj mieszka Joulupukki – fiński odpowiednik Świętego Mikołaja. Ale po fińsko-sowieckiej wojnie (1939 –1940) Finlandia musiała zrzec się części terytorium i przez Korvatunturi wytyczono nową granicę. Dobrego Joulupukki przeniesiono więc wraz z legendą do Rovaniemi, gdzie stał się już bardziej jak Santa Claus z reklam coca-coli.
Jednak część listów do Świętego Mikołaja nadal trafia pod jego stary adres, na kod pocztowy FIN-99999.
Zobacz też: Podróże. Ocalić misia