Na koniec świata, czyli wyprawa do Portugalii
Poznajcie sekrety kraju, który pokochały gwiazdy
- Katarzyna Piątkowska
Kiedyś była potęgą. Dzisiaj Portugalia odbudowuje swoją pozycję w Europie. I ma do zaoferowania naprawdę dużo - zabytki, azulejos, słodkie wino, smutne fado i gigantyczne fale, które kochają surferzy.
Był koniec grudnia. Przyleciałam do Portugalii z zamiarem wypłynięcia z portu w Cascais w rejs na Wyspy Kanaryjskie. Jednak los miał inne plany względem mnie. Od kilku dni na Atlantyku szalał sztorm, a na lądzie szalała pogoda. W ciągu kilku dni, które musiałam spędzić na lądzie zaoferowała nam cztery pory roku. Ale co robić w środku zimy w porcie pod Lizboną w dodatku przez tyle dni? Szkoda marnować czas, zdecydowałam i ruszyłam na zwiedzanie Portugalii, którą pokochały Anna Maria Jopek, Edyta Górniak i Madonna. I tak trafiłam do Lizbony, Sintry i na przylądek Cabo da Roca, najbardziej wysunięty na zachód lądowy kawałek Europy. Ale Portugalia ma dużo więcej do zaoferowania niż tylko te miejsca.
Na końcu świata
Z Cascais na skraj Europy można dojechać zwykłym autobusem, ale trzeba wybrać ten, który jedzie dłuższą, krętą drogą przez Serra de Sintra (najwyższy szczyt ma tu 528 m n.p.m). Gdy zatrzymuje się na Cabo da Roca, ci którzy są tu po raz pierwszy nie spodziewają się, że po opuszczeniu ciepłego wnętrza wpadną prosto w objęcia szalejącego północno-wschodniego wiatru. I nie ma znaczenia, że to grudzień. Tutaj zawsze wieje tak, jakby człowiekowi chciało urwać głowę. Ci, którzy mają siłę stawić czoło wiatrowi mogą podejść do małej biało-czerwonej latarni morskiej i do pomnika, na którym wyryty jest napis: „Tu, gdzie ląd się kończy, a morze zaczyna”. To z trzeciej pieśni eposu „Os Lusiadas” portugalskiego poety Luisa de Camoes’a. Na skałach 144 metrowego klifu widać ślady po kilku historycznych tsunami. Najgorsze dotknęło Portugalię w 1755 roku. Fala tsunami wywołana przez trzęsienie ziemi w okolicy Cabo da Roca osiągnęła 50 metrów wysokości.
Zauroczenie
„Lizbonę można było fotografować i opisywać bez końca, jakby się pisało historię życia” pisze w książce „Muzyka moich ulic” Marcin Kydryński. Wtóruje mu dziennikarka Weronika Wawrzkowicz-Nasternak, współautorka książki „Lizbona”: „Długo szukałam słowa, które powinno zacząć naszą rozmowę o Lizbonie, aż w końcu wpadło mi do głowy: „zauroczenie”. Pasuje idealnie, bo moja reakcja na to miasto przypominała pierwszy etap zakochania: świat widziany przez różowe okulary, motyle w brzuchu i podejrzana lekkość. Z czasem zaczęłam dostrzegać więcej, chociażby przemieniające się w pustostany stare kamienice, noszące już tylko ślady dawnej świetności”. Portugalia to mały kraj z pragnieniem bycia wielkim. Przez lata był potęgą morską, by później stać się ubogim krewnym Europy Zachodniej i z mozołem odbudowywać swoją pozycję. Wracając do Lizbony… położone nad Oceanem Atlantyckim miasto robi wrażenie. Ma najdłuższy most w Europie, nazwany od imienia słynnego portugalskiego podróżnika Vasco da Gama. Tu jest też najstarsza na świecie księgarnia. Powstała w 1732 roku, a dwadzieścia trzy lata później została zniszczona podczas wspomnianego już trzęsienia ziemi, które było tak silne, że Casanova w swoich pamiętnikach opisywał, że było odczuwalne aż w Wenecji (Lizbona została wtedy zrujnowana, a południowe wybrzeże, aż do Algavre bardzo zniszczone. Nie wiadomo dokładnie ile zginęło osób, ale szacuje się, że w samej Lizbonie liczącej wtedy 275 tysięcy mieszkańców było to pomiędzy 10 a 40 tysięcy). Księgarnia Bertrand w obecnym miejscu przy Avenida de Roma znajduje się od 1773 roku. Wystarczy wysiąść z jednej z dwóch linii metra na stacji Baixa-Chaido, by trafić do książkowego raju. W okolicy przejeżdża słynny żółty tramwaj z numerem 28. Niedaleko znajduje się najsłynniejsza, istniejąca od 1905 roku kawiarnia Café A Brasileira, w której bywał słynny portugalski poeta Fernando Pessoa (dzisiaj przy jednym ze stolików siedzi jego figura).
Fot. Żółty tramwaj w Lizbonie
Domy gwiazd
Marcin Kydryński pisał jeszcze, oddając atmosferę tego niesamowitego miasta: „Przede mną wstawał rześki dzień. Na horyzoncie Pan Jezus jak zwykle kierował ruchem na moście i rzece. Pojawiał się i znikał w chmurach. To był jeden z tych dni, które nawet latem zaczynają się mgłą. Nie widać wtedy drugiego brzegu Tagu i człowiek ma wrażenie, że mieszka nad oceanem. A potem mgła się unosi i zostawia nas pod młotem białego słońca”. Nic dziwnego, że właśnie tutaj w Lizbonie, w dzielnicy Castelo ma swój dom Monica Bellucci, a w Alfamie w Palacio Santa Helena apartament kupili Michael Fassbender i Alicia Vikander. Gdyby ktoś chciał spotkać Madonnę powinien udać się na północ, do Sintry. Choć nie wiadomo czy artystka bywa tam często i czy jeśli już jest zapuszcza się w urocze uliczki miasteczka, na którego dwóch szczytach wznoszą się dwa zamki (choć tych jest w Sintrze dużo więcej). Na szczycie jednego znajduje się zamek Pena, który wygląda jakby był zaprojektowany i zbudowany przez architekta o niezwykle wybujałej wyobraźni. Szaro-żółto-czerwona budowla góruje nad miastem i jest połączeniem wszystkich możliwych stylów od arabskiego, przez gotycki, po romantyczny. Prawdziwy misz-masz choć niepozbawiony uroku. Na drugim wzgórzu wznosił się kiedyś Zamek Maurów. Dzisiaj pozostały po nim tylko malownicze ruiny. Rozpościera się stamtąd widok na miasto i na pałac Pena, który w sumie może lepiej oglądać z daleka?
Porto w Porto
Większość miast Portugalii leży wzdłuż wybrzeża. Nie inaczej jest z Porto, które kojarzy się przede wszystkim… z klubem piłkarskim i wyśmienitym portugalskim winem. Ale Porto to też Ribera tamtejsza starówka wpisana na listę światowego dziedzictwa Unesco (zresztą w Portugalii jest aż 17 obiektów, między innymi las wawrzynowy na Maderze i klasztor dos Jeronimos i wieża Belem w Lizbonie). Jednak nazwa Porto wcale nie pochodzi od wina. Na miasto położone u ujścia rzeki Duero starożytni rzymianie mówili Portus, czyli po prostu portu. Miasto rozciąga się na wzgórzach i jak jest napisane na stronie UNESCO tworzy wyjątkowy krajobraz miejski, świadczący o tysiącletniej historii. Tu również, tak jak w Lizbonie znajduje się oszałamiająca księgarnia. Co więcej, podobno Livraria Lello & Irmão zainspirowała J.K. Rowling do napisania przygód Harry’ego Pottera.
Będąc w Porto grzechem byłoby nie spróbować pastel de nata, czyli przypieczonej babeczki z francuskiego ciasta z kremem budyniowym i bacalhau a gomes de sa czyli zapiekanki z ziemniakami, cebulą, oliwkami i jajkami na twardo. W jednej z wielu winiarni napijcie się miejscowego, ale słynnego na cały świat słodkiego wina, wytwarzanego z winogron rosnących właśnie w dolinie rzeki Douro. Kulinarne i wizualne przeżycia będą niezapomniane.
Fot. Stare miasto w Porto
Wypolerowany niebieski kamień
Portugalia bez azulejos? We wszystkich portugalskich (i nie tylko) miastach domy, miejskie budynki takie jak dworce, urzędy, a także kościoły i pałace ozdabiane są azulejos, małymi płytkami układającymi się w bajecznie kolorowe wzory lub biało-niebieskie sceny rodzajowe. Od ponad pięciuset lat nie tylko są elementami dekoracyjnymi, ale podnoszą estetykę budynków i nadają im niepowtarzalny charakter. W Lizbonie znajduje się nawet Muzeum Azulejos, a w Porto pięknie nimi ozdobiono dworzec Sao Bento, który dzięki kafelkom bardziej przypominający pałac niż stację kolejową. Nazwa azulejos pochodzi od słowa azul, które po portugalsku oznacza kolor niebieski, a po arabsku wypolerowany kamień. Nie brakuje ich na południu kraju, nawet w maleńkiej miejscowości Nazare, która latem przyciąga tłumy turystów i pielgrzymów pragnących pomodlić się w sanktuarium Matki Bożej, a zimą spragnionych wrażeń surferów, którzy znaleźli tu raj. Miejscowość rozsławił pochodzący z Hawajów Garrett McNamara. To właśnie tutaj w latach 2011 i 2013 pobił rekordy świata w pływaniu na wysokiej dali. Najwyższa, na jakiej udało mu się płynąć miała…30 metrów wysokości.
Portugalia ma wiele pięknych plaż, ale najładniejsze znajdują się w regionie Algavre ciągnącym się od Przylądka Świętego Wawrzyńca do rzeki Gwadiany. Praia Dona Ana niedaleko Lagos zachwyca formami skalnymi i turkusową wodą, Paria de Arrifana klifami przypominającymi dzioby okrętów prujących fale, a Praia de Bordeira dzikością.
Fot. Jedna z najsłynniejszych plaż Praia de Marinha
Nic dziwnego, że Edyta Górniak w wywiadzie dla VIVY! w 2008 roku mówiła, że przyjechała do Portugalii, żeby odpocząć, odetchnąć i przemyśleć różne sprawy. Opowiadała wtedy: „Trafiłam tam przypadkiem i to była miłość od pierwszego wejrzenia. Wyobraź sobie... Cisza, trzysta tysięcy drzew, parę stawów, dziesięć minut do morza. Ptaki, które śpiewają najgłośniej na świecie. Na początku był to dla mnie tylko apartament letni. Potem bywałam tam coraz częściej. A czasem znikałam na pół roku. Zdarzało się, że rozwieszałam pranie, dostawałam telefon od wytwórni, że muszę udzielić kilku wywiadów w Niemczech. Po drodze na kolejne lotnisko zmieniał się cały kalendarz i wracałam do Portugalii po kilku miesiącach, a to samo pranie już sztywne stało na suszarce”. Portugalię pokochała też Anna Maria Jopek, która mówiła, że w Lizbonie można zakochać się jak w człowieku. Tam powietrze inaczej pachnie, na każdym rogu rozbrzmiewa fado, pulsują kolory. Bo to po prostu raj na końcu świata.
Fot. Azenhas do Mar